Udział w wyborach Polaków, którzy na co dzień żyją w innych krajach, to temat budzący kontrowersje nie od dziś. Polacy mieszkający poza granicami kraju mogą swobodnie korzystać z przysługującego im prawa wyborczego. Nie ma znaczenia, jak długo przebywa się poza Polską – te same regulacje dotyczą osoby wyjeżdzające służbowo na kilka dni, jak i stałych emigrantów. Wystarczy mieć obywatelstwo polskie, ukończone 18 lat, posiadać ważny dokument tożsamości i zostać wpisanym do spisu wyborców. Kwestia głosowania przez Polonię budzi kontrowersje przed każdymi wyborami. Zarzuty formułowane są głównie pod adresem głosowania przez Polaków, którzy od wielu lat mieszkają daleko poza Polską i nie planują do niej wracać.

Okazuje się, że nie wszędzie przepisy są tak liberalne jak u nas. Chociaż w większości państw europejskich głosowanie za granicą jest powszechną praktyką, to istnieją też takie, które przywilej ten ograniczają. Przykładowo, prawo do udziału w wyborach Niemcy tracą po 25 latach mieszkania poza krajem, a Brytyjczycy już po 15 latach. Zgodnie z ordynacją wyborczą, głosy oddawane poza granicami kraju doliczane są do listy warszawskiej. Rodzi to problem w postaci zmniejszania reprezentatywności wyników wyborów (mieszkańcy Warszawy mogą czuć się niejako poszkodowani). W debacie publicznej pojawiają się więc pomysły utworzenia „okręgów polonijnych”, dzięki czemu Polonia miałaby w Parlamencie konkretnych reprezentantów. Jako argument za tym rozwiązaniem przytaczany jest m.in. fakt obecności (i to faktycznie niezależnej od wyniku wyborów) posła mniejszości niemieckiej. Na koniec warto dodać, że zjawisko głosowania przez Polonię nie jest powszechne. W poprzednich wyborach prezydenckich z zagranicy napłynęło 165 567 głosów, w parlamentarnych zaś 174 805 głosów.

Może w porównaniu do 29 mln 700 tys. obywateli polskich mających prawo do udziału w elekcji to niewiele, ale czasem głosy Polonusów są języczkiem u wagi. Ponad połowę wszystkich głosów Polonusów w wyborach 2015 r. oddali ludzie w Wielkiej Brytanii (54,5 tys. głosów), USA (24,9 tys.) i Niemczech (19,9 tys.) Ponad 33,6 proc. Polonusów poparło PiS (w USA – aż 72 proc.). Na drugim miejscu była PO (prawie 18,6 proc.) i Kukiz ’15 (ponad 15,3 proc.). Ponad progiem były jeszcze partie: KORWiN (ponad 12,5 proc.), Nowoczesna (prawie 9,2 proc.) i Razem (prawie 5,5 proc.). Za granicą bardzo słabo wypadła Zjednoczona Lewica – tylko 4,58 proc. głosów. Być może to przesądziło, że po zsumowaniu głosów w Polsce i z zagranicy lewica miała tylko 7,55 proc. i nie przekroczyła progu wyborczego, a Barbara Nowacka, liderka Zjednoczonej Lewicy startująca z 1. miejsca w stolicy nie została warszawską posłanką. Gdyby lewica brała udział w podziale mandatów, PiS nie miałby samodzielnej większości w Sejmie.

Dramatyczny apel Jarosława Kaczyńskiego o wzięcie udziału w tegorocznych wyborach może mieć podstawy, wszak prezes PiS ma fobię na punkcie badań opinii publicznej. Tymczasem ostatni sondaż Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych pokazuje, że Prawo i Sprawiedliwość może z całą pewnością liczyć tylko na 39 proc. głosów swoich zwolenników, a 25 proc. jest prawie pewnych swego udziału, natomiast reszta może nie pójść do urn.  Najbardziej zdeterminowani są entuzjaści Lewicy: według badania IBRiS-u 100 proc. lewicowych wyborców deklaruje pewny udział w głosowaniu. I odwrotnie: aż 43 proc. fanów PSL (startują z Kukizem) nie czuje zbytniej motywacji do wybierania parlamentu. Bardzo lub raczej zdeterminowani do udziału w wyborach:

zwolennicy Lewicy – 100 proc.;

zwolennicy KO – 89 proc.;

zwolennicy PiS – 64 proc.;

zwolennicy PSL – 57 proc.

Gdy te motywacje nałożymy na preferencje, może się okazać, że takie partie jak PSL czy PiS osiągną zauważalnie gorsze wyniki od teoretycznego poparcia swych elektoratów!

Głosy z zagranicy doliczane są do okręgu wyborczego w Warszawie. W 2015 r. za granicą zagłosowało 175 tys. ludzi, podczas, gdy w Warszawie – 1 mln 95 tys. Licząc tylko głosy wyborców z Warszawy, wygrała Platforma Obywatelska, która dostała 269,4 tys. głosów, o dosłownie kilkaset głosów wyprzedzając PiS (269 tys.). Jednak za granicą wygrał PiS. Ta partia zdobyła 58,3 tys. głosów wśród Polonusów, a PO – tylko 32,2 tys. Po zsumowaniu głosów warszawiaków i Polaków za granicą o 26 tys. głosów wygrał PiS. To przesądziło o tym, że to ta partia dostała osiem mandatów, a PO – siedem. Bez głosów Polonii posłanką PiS nie zostałaby Małgorzata Wypych – w Warszawie zdobyła 4,6 tys. głosów, a za granicą aż 2,9 tys. To był drugi wynik w PiS po Jarosławie Kaczyńskim.

 

Największy wpływ zagranica ma na wybór senatora z okręgu 44, obejmującego ŚródmieścieŻoliborz, Bielany i Białołękę. W 2015 r. w Warszawie w tym okręgu oddano ponad 205 tys. głosów, kolejne 175 tys. – prawie drugie tyle – oddali Polonusi. O ile w Warszawie kandydatka PO Barbara Borys-Damięcka zdobyła 107,5 tys. głosów, wygrywając zdecydowanie z kandydatką PiS Marią Anders (76,5 tys.), o tyle za granicą wyraźnie wygrała ta druga (78,5 tys. do 57,5 tys.). Gdyby to zagranica decydowała, warszawskim senatorem byłaby Maria Anders. Do Senatu dostała się dopiero rok później, startując w wyborach uzupełniających na Podlasiu, gdy wybrany w 2015 roku na senatora Bohdan Paszkowski (PiS) złożył mandat, bo został wojewodą podlaskim.  W niedzielę w tym okręgu o mandat będzie walczyć Kazimierz Michał Ujazdowski, kandydat Koalicji Obywatelskiej, wystawiony przez PiS Marek Rudnicki, prezes Związku Lekarzy Polskich w Chicago oraz Paweł Kasprzak, lider Obywateli RP. Głosy opozycji podzielą się między Ujazdowskiego i Kasprzaka. Sprzyjający PiS Polonusi mogą przesądzić, że największe poparcie dostanie Rudnicki i wtedy to reprezentant PiS obsadzi mandat senatora.

W 2018 r. Sejm zmienił zasady głosowania za granicą, likwidując możliwość głosowania korespondencyjnego. Projekt takiej ustawy w trybie inicjatywy poselskiej zgłosiła grupa parlamentarzystów PiS, sprawozdawcą był Łukasz Schreiber. Termin rejestracji wyborców na terenie Wlk. Brytanii, USA i Kanady mija w czwartek., a już w poniedziałek do głosowania zapisało się prawie 100 tys. ludzi.

Opracował: Sławek Sobczak