Dow Jones zaliczył we wtorek spadek o 0,53 proc., kończąc sesję na poziomie 26 807,77 punktów. S&P500 po nieudanym ataku na lipcowy rekord wszech czasów poszedł w dół o 0,84 proc., schodząc do 2 966,60 pkt. Najmocniej zareagował Nasdaq, który zniżkował o 1,46 proc, spadając poniżej 8 000 pkt. Groźba uruchomienia formalnej procedury impeachmentu prezydenta Donalda Trumpa została negatywnie przyjęta przez nowojorskie giełdy.  Według doniesień amerykańskich mediów Demokraci mają zamiar uruchomić pierwszy etap procedury impeachmentu prezydenta Trumpa. Pretekstem kongresowego śledztwa ma być rzekome wywieranie nacisków na Ukrainę przez urzędującego prezydenta. Trump miał grozić Zełeńskiemu, że nie przekaże 400 mln USD pożyczki, jeśli tamtejsze władze nie rozpoczną śledztwa przeciw synowi byłego wiceprezydenta Joe Bidena. Na Wall Street ta wiadomość została odebrana negatywnie. Zapewne dlatego, że ewentualne uruchomienie procedury impeachmentu osłabiłoby pozycję Trumpa w negocjacjach z Chińczykami i tym samym odsunęło w czasie osiągnięcie jakiegokolwiek porozumienia handlowego z Pekinem.

 

Negatywnie zaskoczyła też cała seria danych z gospodarki USA. Przede wszystkim we wrześniu doszło do tąpnięcia indeksu nastrojów konsumentów. Wskaźnik Conference Board spadł do 125,1 pkt. ze 134,2 pkt. w sierpniu , względem 133,5 pkt. oczekiwanych przez analityków. Słabiej od konsensusu wypadł także indeks S&P/Case-Shiller  mierzący ceny domów w 20 amerykańskich metropoliach. Na dokładkę wyraźnie pogorszyły się nastroje przedsiębiorstw badanych przez Fed z Richmond. Bardzo negatywnie reagował też rynek długu. Rentowność 10-letnich obligacji rządu USA obniżyła się o blisko 9 pb., schodząc do zaledwie 1,64 proc. 2-letnie papiery skarbowe płacą tylko nieznacznie mniej – 1,62 proc. Malejące rentowności sygnalizują wzrost ceny rynkowej obligacji, co z kolei sugeruje silny popyt na bezpieczne aktywa.

 

Według chińskich władz, rząd przyznał nowe zwolnienia kilku krajowym i prywatnym firmom, aby kupowały soję z USA bez podlegania nałożonym w tym roku taryfom odwetowym. Firmy otrzymały zwolnienia w wysokości od 2 milionów do nawet 3 milionów ton. Niektóre chińskie firmy zrobiły zakupy już w poniedziałek na co najmniej 20 ładunków (około 1,2 miliona ton) z amerykańskiego regionu północno-zachodniego. Wśród nich znalazły się najprawdopodobniej państwowi giganci Cofco i Sinograin, a także pięć innych. Zwolnienia z taryf nastąpiły po spotkaniu urzędników szczebla niższego w USA w zeszłym tygodniu i przed spotkaniem najwyższych negocjatorów w przyszłym miesiącu w celu rozwiązania sporu handlowego. Zaangażowanie Chin w zakup większej ilości amerykańskich produktów rolnych jest kluczowe w rozmowach, a prezydent Donald Trump chce w ten sposób uzyskać wsparcie ze strony amerykańskich rolników, ważnego okręgu politycznego w wyborach w przyszłym roku. Inwestorzy czekają na oznaki tego, czy Chiny rzeczywiście zwiększą import amerykańskich produktów rolnych, postrzegając zakupy jako przybliżenie perspektyw kompromisu handlowego. Globalne rynki finansowe obarczone były dodatkową presją w ciągu ostatnich dwóch dni po odwołaniu wizyty chińskiej delegacji w amerykańskich gospodarstwach rolnych na wniosek USA.

 

Ropa naftowa spada od początku tygodnia po informacjach, jakoby Arabia Saudyjska robiła coraz większe postępy w przywracaniu utraconej produkcji. Jednak pomimo pozytywnych informacji na rynku pozostaje niepewność co do zdolności królestwa do dotrzymania terminu pełnej naprawy do końca miesiąca. Ropa naftowa spada poniżej 60 dolarów za baryłkę po gwałtownym wzroście w zeszłym tygodniu po atakach na rafinerie Saudi Aramco.  Firma poinfrmowała, iż przywraca większość krajowych rafinerii ropy naftowej do pełnej mocy przerobowej w celu zaspokojenia surowych wymagań klientów. W zeszłym tygodniu doszło do ataku na rafinerie Saudi Aramco w Arabii Saudyjskiej, na instalacje w mieście Bukajk (Abqaiq) i Churajs (Khurais) w wyniku czego ucierpiała duża część produkcji jednego z największych eksporterów na świecie. Mimo to ropa wciąż osiąga największy miesięczny wzrost od czerwca po ataku, który spowodował utratę 5 proc. globalnej podaży i rekordowy wzrost cen. Stany Zjednoczone, Francja i Wielka Brytania obwiniały Iran o przeprowadzenie ataku, tymczasem Ameryka przenosi więcej broni i żołnierzy do Arabii Saudyjskiej. Chociaż królestwo potwierdziło swoje zobowiązanie do przywrócenia produkcji do poziomów sprzed ataku do końca września, niektórzy analitycy są sceptyczni, że cel uda się osiągnąć.  Państwowa firma Aramco zmniejszyła tempo eksploatacji rafinerii o 1 milion baryłek dziennie po atakach, aby udostępnić więcej ropy na eksport. Według statystyk firmy Orbital Insight, zapasy ropy królestwa spadły o 8,4 proc. od czasu ataku. Jeśli dane instytutu Energy Information Administration w środę potwierdzą oczekiwany spadek zapasów ropy w USA, będzie to piąty tygodniowy ujemny odczyt w ciągu ostatnich sześciu. Według EIA zapasy wzrosły o 1,1 miliona baryłek do 417,1 miliona baryłek w tygodniu zakończonym 13 września.

Boris Johnson, premier Wielkiej Brytanii poniósł klęskę w Sądzie Najwyższym UK. Sędziowie jednogłośnie zdecydowali, że zawieszenie parlamentu przez Johnsona było niezgodne z prawem. Wezwali przy tym ustawodawców do jak najszybszego wznowienia prac parlamentarnych. Jako przyczynę prorogacji parlamentu przez Johnsona upatruje się uniemożliwienie kontrolowania procesu Brexitu przez opozycję. Premier UK w wywiadzie dla BBC zanegował jednak to twierdzenie: „Ludzie myślą, że jakoś powstrzymaliśmy Parlament przed kontrolowanie Brexitu, co za absolutny nonsens”.  Orzeczenie Sądu Najwyższego w Londynie pozbawiło Johnsona oręża w postaci zawieszania prac parlamentu w przyszłości. Jednak co bardziej istotne, teraz do gry mogą wkroczyć posłowie, którym zależy na uniknięciu Brexitu bez porozumienia. Posłowie będą zabiegać o przedłużenie negocjacji z UE. Termin z 31 października może zostać wydłużony do końca stycznia, pozostaje jedynie upewnić się, że wniosek o przesunięcie terminu zostanie złożony, nawet jeśli będzie temu przeciwny Johnson. Póki co kurs funta zyskuje do euro.

Zniesienie obowiązku posiadania wizy nie jest gwarancją prawa wjazdu na teren Stanów Zjednoczonych. Turyści wciąż będą mogli być zawróceni nawet z lotniska. Odsetek odmów w konsulatach USA w Polsce po raz pierwszy w historii spadł poniżej 3 proc., do 2,8 proc. To oznacza, że – o ile w najbliższym czasie znacząco nie wzrośnie liczba odrzuconych podań – Polacy w końcu polecą do Stanów Zjednoczonych bez wizy. Zaproszenie Polski do programu bezwizowego może nastąpić po 30 września, bo wtedy kończy się rok budżetowy w USA. Ambasada amerykańska poinformowała, że wówczas wszczęta zostanie procedura administracyjna, która najczęściej trwa od trzech do pięciu miesięcy. Po jej zakończeniu Polacy przestaną być zobligowani do posiadania wizy. Luty to zatem realny termin dla chcących wybrać się do USA.  W powszechnym odbiorze, szczególnie tych pokrzywdzonych odmową wydania promesy w konsulatach w Polsce lub zawróconych na amerykańskich lotniskach, przystąpienie Polski do Visa Waiver Program spowoduje, że granice otworzą się na oścież. Tak jednak nie jest – zniesienie obowiązku ubiegania się o promesę wizową w konsulatach USA w Polsce nie zmienia twardego amerykańskiego prawa imigracyjnego. Rocznie z amerykańskich lotnisk, pomimo posiadania ważnej promesy, odsyłanych jest ok. 500 Polaków. Co ważne, po zniesieniu wiz przez Amerykanów i wejściu Polski do systemu Visa Waiver procedura na lotniskach się nie zmieni. Różnicą będzie jedynie to, że nie trzeba się będzie w kraju pochodzenia ubiegać o promesę, która każdorazowo kosztuje ok. 160 dol. Reszta pozostanie po staremu. Są też mieszkający w USA Polacy, którzy mają nad Wisłą rodziny i narzekają na perspektywę zniesienia dotychczasowego systemu i zastąpienia go programem o ruchu bezwizowym. A to dlatego, że teraz przybywając na wizie turystycznej B1/B2, mogą zostać w Stanach 180 dni, a po przystąpieniu do Visa Waiver Program okres ten skróci się do 90 dni. Odwiedzający ich w Ameryce krewni będą musieli skrócić planowane na dłużej, np. na cały sezon zimowy, wyjazdy.

To już oficjalne – kac jest chorobą, przynajmniej w niemieckim porządku prawnym. Skąd tak dziwna sprawa na wokandzie? Sąd we Frankfurcie utarł nosa jednemu z producentów “cudownych” preparatów leczących z kaca.  Deutsche Welle opisuje ciekawą historię z Frankfurtu. Tam sąd, w przededniu startu Oktoberfestu, orzekł trzeźwo, że kac jest chorobą. Sprawa dotyczy nieujawnionego producenta preparatów na kaca. Sprzedawał swoje szoty i proszki do rozpuszczania, zapewniając o ich leczniczym działaniu. A większość takich preparatów to de facto produkty żywnościowe, podlegające innym i znacznie luźniejszym normom niż produkty lecznicze. – Informacje o produkcie żywnościowym nie mogą przypisywać mu żadnych właściwości leczniczych czy zapobiegającym chorobom, ani nie mogą sugerować takich właściwości – orzekł sąd. Dodał, że za chorobę należy uznać nawet krótkotrwałe odstępstwa od normalnego stanu człowieka, jak nudności, ból głowy.

Opracował: Sławek Sobczak