S&P500 zamknął wtorkową sesję na plusie, choć na otwarciu stracił 0,4 proc. S&P500 zdołał domknąć lukę z otwarcia, dość sprawnie powracając w rejon poniedziałkowego zamknięcia. Uzyskany rzutem na taśmę finalny wzrost o 0,12 proc. jest wartością do pominięcia. Nasdaq zyskał 0,54 proc., a Dow Jones osunął się o 0,08 proc. Wszystkie trzy główne nowojorskie indeksy utrzymują się tuż poniżej niedawnych rekordów wszech czasów. Tymczasem kondycja realnej gospodarki nie jest aż tak optymistyczna, jak wskazywałby na to rynek akcji. Od końcówki maja na amerykańskim rynku długu utrzymuje się inwersja krzywej terminowej, co w przeszłości zawsze poprzedzało recesję w gospodarce USA.  Również niektóre wskaźniki makroekonomiczne (np. PMI) wskazują na istotne pogorszenie się warunków ekonomicznych. Od początku roku S&P500 urósł o blisko 1 proc. i zaliczył najlepsze półrocze od ponad 20 lat, czemu jednak towarzyszyła stagnacja zysków amerykańskich spółek. Ostatnia odsłona hossy na Wall Street była napędzana dwoma czynnikami: nadziejami na załagodzenie sporu handlowego z Chinami oraz rachubami na obniżkę stóp procentowych w Rezerwie Federalnej.

Na rynku panuje niepewność względem wojny celnej z Chinami oraz następnymi decyzjami Rezerwy Federalnej. Na froncie handlowym zostały (telefonicznie!) wznowione negocjacje między Waszyngtonem a Pekinem po tym, jak dwa miesiące temu rozmowy te zostały zerwane przez prezydenta Donalda Trumpa.  Nikt jednak chyba nie liczy na rychłe porozumienie między władzami USA i ChRL. Ewentualne postępy to raczej kwestia następnych miesięcy niż tygodni. Za to dużo szybciej dowiemy się, czy Rezerwa Federalna ulegnie oczekiwaniom inwestorów. Po czerwcowym zaskakująco dobrym raporcie z rynku pracy wyparowały oczekiwania na cięcie stopy funduszy federalnych od razu o 50 pb. Teraz rynek liczy, że pod koniec lipca Fed zetnie stopy o 25 pb. Nieco światła na tę kwestię może rzucić Jerome Powell. Przewodniczący Rezerwy Federalnej w środę złoży półroczne sprawozdanie przed komisją Izby Reprezentantów. Jednakże z z  każdym nadchodzącym dniem uwaga inwestorów zapewne będzie się odwracać od wielkiej polityki w stronę wyników kwartalnych spółek. Już za kilka dni ruszy bowiem sezon publikacji raportów za II kw. Analitycy szacują, że zyski przypadające na indeks S&P500 obniżyły się o 2,6 proc. rdr. Jeśli tak się stanie, będzie to drugi z rzędu kwartał spadku zysków największych amerykańskich korporacji.

Biały Dom nie zamierza wykreślić Huaweia z “czarnej listy”, ale zakaz współpracy z chińskim gigantem będzie dotyczył tylko kwestii zagrażających bezpieczeństwu narodowemu USA. W maju władze Stanów Zjednoczonych wpisały Huaweia i 68 spółek związanych z chińskim koncernem na czarną listę podmiotów, którym nie można sprzedawać produktów i usług z przynajmniej 25-proc. amerykańskim wkładem własnym. Przed rokiem podobna decyzja Waszyngtonu powaliła innego, choć nie tak istotnego, chińskiego giganta – spółkę ZTE. “Egzekucja” Huawei została jednak zawieszona na 3 miesiące, by w tym czasie podjąć próbę wynegocjowania porozumienia. O randze sprawy świadczy fakt, że była przedmiotem rozmów na najwyższym szczeblu – pomiędzy Donaldem Trumpem i Xi Jinpingiem. Z wypowiedzi prezydenta USA po spotkaniu z przywódcą Chin wynikało, że Amerykanie ustąpią ws. Huawei i chiński koncern nie zostanie odcięty od technologii. Wypowiedź prezydenta USA od początku starali się jednak mitygować przedstawiciele jego administracji. W efekcie wciąż nie jest jasne, jak będzie wyglądała współpraca z Huawei. Wczoraj nieco więcej światła na sprawę rzucił sekretarz handlu USA Wilbur Ross. Polityk stwierdził, że Huawei nie zostanie skreślony z czarnej listy, ale władze będą stosowały zwykłą dla takich sytuacji procedurę, tzn. będą udzielały indywidualnych licencji na handel z chińskim gigantem. Departament Handlu ma przyznawać licencje, jeśli uzna, że współpraca danej firmy z Huawei w określonym obszarze nie zagraża bezpieczeństwu narodowemu Stanów Zjednoczonych. O wyłączenie swoich produktów spod zakazu zabiegali amerykańscy potentaci technologiczni, m.in. Google, producent systemu operacyjnego i aplikacji używanych na smartfonach Huawei. Po słowach sekretarza handlu można się spodziewać, że taką licencję otrzymają, a użytkownicy urządzeń Huawei dalej będą mogli korzystać z Androida oraz takich aplikacji jak Gmail, YouTube czy Google Maps. Wygląda więc na to, że Biały Dom, zgodnie z życzeniem Donalda Trumpa, odwleka “wyrok” wydany na Huawei, ale pozostawia otwartą furtkę do dalszych negocjacji w tej sprawie.

Największy na świecie dostawca dóbr konsumpcyjnych twierdzi, że chińskie fabryki stają się „niecierpliwe i zdesperowane”, ponieważ zaniepokojeni amerykańscy detaliści przyspieszają wyjście z Państwa Środka z powodu eskalujących napięć handlowych. Chiny będą mierzyć się z większą liczbą przestojów w fabrykach, ponieważ wojna handlowa, która dotknęła globalny łańcuch dostaw, zaostrza exodus – powiedział Spencer Fung, dyrektor generalny Li & Fung Ltd.

Inflacja w Chinach utrzymała się w czerwcu na najwyższym poziomie od ponad roku. Chińczyków uderza po kieszeni przede wszystkim wzrost cen wieprzowiny i owoców. W ubiegłym miesiącu inflacja CPI za Murem sięgnęła 2,7 proc. w ujęciu rocznym – podał chiński urząd statystyczny. To taki sam wynik jak w maju i najwyższy poziom od lutego 2018 r. Inflację wciąż napędza gwałtownie drożejąca żywność. Ceny wieprzowiny wzrosły w porównaniu do ubiegłego roku aż o 21,1 proc. Wzrost w ujęciu rocznym przyspiesza z miesiąca na miesiąc – jeszcze w marcu wynosił 5,1 proc., w kwietniu było to już 14,4 proc., a miesiąc później – 18.2 proc. Państwo Środka wciąż boryka się z afrykańskim pomorem świń – z tego powodu ma w tym roku zostać wybitych nawet 130 milionów zwierząt. Jeszcze ponad miesiąc temu z Pekinu nadchodziły niepokojące informacje, że w drugiej połowie roku dynamika cen może sięgnąć nawet 70 proc. Jako że Chiny są największym na świecie producentem, konsumentem i importerem, sytuacja za Murem ma wpływ również na inne rynki. Jeszcze szybciej od wieprzowiny drożały owoce – aż o 42,7 proc. rdr.  O ile wzrost cen żywności niepokoi konsumentów, to producenci innych dóbr obawiają się rychłego powrotu deflacji. Inflacja producencka (PPI) wyniosła równe 0 proc. rdr. po blisko 3 latach nieprzerwanych wzrostów. To kiepska wiadomość dla głęboko zadłużonych chińskich firm oraz kolejna zapowiedź odważniejszego luzowania polityki pieniężnej przez Ludowy Bank Chin.

Narodowy Bank Polski w czerwcu dokonał największego jednorazowego zakupu złota w swojej historii, jednocześnie zapowiadając repatriację połowy polskich rezerw tego cennego kruszcu. To dobry moment, aby przyjrzeć się roli złota we współczesnym systemie finansowym. Prawdopodobnie bezpowrotnie minęły czasy, gdy papierowy pieniądz emitowany przez banki (zwany „banknotami”) cechował się bezwarunkową wymienialnością na złoto bądź srebro. Od układu z Bretton Woods (w 1944 r.) przywilej wymiany dolara amerykańskiego na złoto obejmował wyłącznie banki centralne. Odkąd w sierpniu 1971 roku prezydent USA Richard Nixon zawiesił wymienialność dolara na złoto, rola tego ostatniego w systemie monetarnym stopniowo malała. Ale od wybuchu kryzysu finansowego dotychczasowe trendy się odwróciły. Po roku 2008 banki centralne Zachodu nagle przestały wyprzedawać rezerwy złota, których pozbywały się przez poprzednie 20 lat. Królewski metal na znaczącą skalę zaczęły za to skupować kraje rozwijające się – przede wszystkim ChinyRosja, Indie, Turcja i Kazachstan. W roku 2018 do tego grona dołączyły Polska i Węgry, dokonujące pierwszych od 20 lat zakupów złota w Unii Europejskiej. Nadal jednak 90% polskich rezerw walutowych ulokowana jest w obligacjach skarbowych innych państw – głównie USA, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Australii. Złoto tym się różni od obligacji państwowych, że nie jest długiem. Oraz jest równie płynne jak rządowe papiery wartościowe i w każdej chwili może zostać wymienione na inne waluty lub zastawione w zamian za gotówkę. Przykładowo, bohatersko ewakuowane w 1939 roku polskie złoto posłużyło m.in. do finansowanie sił zbrojnych na Zachodzie.

 

Jednym z najważniejszych wydarzeń bieżącego tygodnia jest wystąpienie Jerome Powella, prezesa Rezerwy Federalnej (FED) przed amerykańskim Kongresem. Rynki czekają na dodatkowe szczegóły dotyczące potencjalnych ruchów na stopach procentowych, co może przełożyć się na zmienność indeksów giełdowych w USA oraz sprawić, że kurs dolara wyraźniej zmieni swoją wycenę. Czy Powell potwierdzi potrzebę cięcia stóp jeszcze w tym miesiącu? Analitycy spodziewają się, że w trakcie dwudniowego wystąpienia Powell wspomni o spowolnieniu PKB i rosnącym ryzyku możliwych cięć stóp procentowych. Pytaniem pozostaje jednak, czy FED chce ciąć stopy tylko w tym miesiącu (podczas posiedzenia zaplanowanego na 31 lipca), czy też rozpocząć nowy cykl luzowania monetarnego. Oczekiwania rynkowe są na tyle rozbieżne, że duża zmienność indeksów giełdowych i kursów dolara wydaje się nieunikniona. Analityk BTIG, Julian Emanuel, stwierdził, że Powell będzie poruszał się nad wodospadem Niagara po bardzo cienkiej linie i to bez zabezpieczenia.  Analitycy TD Securities nie spodziewają się żadnych poważniejszych niespodzianek ze strony Powella. Są przekonaniu, że prezes FEDu zakomunikuje to co rynki już wcześniej wyceniły, potwierdzając konieczność lipcowej obniżki stóp procentowych. Kongres powinien również usłyszeć o rosnącym zagrożeniu dla amerykańskiej gospodarki wynikającym ze słabej dynamiki wzrostu w skali globalnej oraz napięć handlowych. Zdanie to podzielają ekonomiści ING twierdząc, że ciężko obecnie doszukiwać się argumentów, które mogłyby przemawiać za opóźnieniem luzowania monetarnego.

Arabia Saudyjska rozszerzyła mandat swojego przemysłowego funduszu inwestycyjnego o wartości 105 mld riali (28 mld dolarów), co ma umożliwić finansowanie projektów energetycznych, logistycznych i wydobywczych w ramach szerszych wysiłków na rzecz rozwoju przemysłu królestwa. Zmiany znacznie poszerzają zakres Saudyjskiego Funduszu Rozwoju Przemysłowego (SIDF), który wcześniej zapewniał jedynie finansowanie lokalnym przedsiębiorstwom produkcyjnym.

Środowe notowania na rynku ropy naftowej przebiegają pod dyktando kupujących, czego rezultatem są wzrosty wyceny kontraktów terminowych, donosi Reuters. Zwyżka jest napędzana spadkiem zapasów surowca w USA. Futures na ropę WTI drożeją na giełdzie towarowej w Nowym Jorku o około 85 centów (1,5 proc.) do poziomu 58,68 dolarów za baryłkę. Z kolei w Londynie europejska odmiana Brent wyceniana jest na około 64,80 dolarów za baryłkę, co oznacza wzrost rzędu 1 proc. (64 centy).

 

James Dyson, wynalazca odkurzacza bezworkowego, kupił najdroższy penthouse w Singapurze, donosi Reuters. Trzypiętrowy penthouse –  wyceniono na ponad 73 mln dolarów  – znajduje się na 62-64 piętrze, jest wyposażony w prywatny basen (bez krawędzi), jacuzzi, miejsce do grillowania i prywatny hol windy z parkingu w piwnicy. Zajmujący najwyższe piętra najwyższego budynku w Singapurze, Wallich Residence wychodzi na centralną dzielnicę biznesową i zabytkowe domy w mieście – panstwie. Mieszkanie zostało niedawno wystawione na sprzedaż za 108 mln dolarów. W zeszłym miesiącu sprzedano za 52 miliony dolarów apartament na najwyższym piętrze Boulevard Vue, innego ultra-luksusowego drapacza chmur położonego tuż przy głównej dzielnicy handlowej Orchard Road. Zakup Dysona przekroczył również prawie 60 milionów dolarów zapłaconych przez współzałożyciela Facebooka, Eduardo Saverina, za penthouse w 2017 roku.

Opracował: Sławek Sobczak