Piątkową sesję na nowojorskich giełdach trudno ogarnąć umysłem. Szaleństwo szerzone przez banki centralne udzieliło się inwestorom, którzy panicznie reagują na dobre wiadomości i cieszą się, gdy gospodarka wysyła negatywne sygnały. Żeby to zrozumieć, trzeba wczuć się w psychikę amerykańskiego zarządzającego funduszami. Przez ostatnią dekadę doświadczenie nauczyło ich, że Fed pompujący pieniądze w rynki finansowe oznacza wyższe ceny aktywów. I że nic innego już się nie liczy. Żadne tam dane makro, wyniki spółek czy wyceny akcji. Liczą się tylko “hydrauliczne” przepływy pieniądza. To przekonanie każe im wierzyć, że każde poluzowanie polityki monetarnej w USA skutkuje wyższymi cenami akcji. I że wszytko inne nie ma znaczenia. Efekty tej wiary widzieliśmy w piątek. Jak w każdy pierwszy piątek miesiąca gwoździem inwestycyjnego programu był rządowy raport z rynku pracy. Po fatalnym rozczarowaniu w maju czerwcowe dane BLS pokazały aż 224 tys. nowych miejsc pracy w sektorach pozarolniczych. A więc znacznie powyżej oczekiwań rzędu 160 tys.  Dla Wall Street była to bardzo zła wiadomość. No bo przecież jak Fed wytłumaczy się z zaplanowanej na lipiec obniżki stóp procentowych, skoro według oficjalnych danych gospodarka pędzi do przodu na pełnych obrotach? Stąd też jednoznaczna reakcja rynku: dolar w górę, złoto w dół, obligacje w dół (czyli wzrost rentowności) i akcje w dół.  Nowojorskie indeksy, które w początkowej zniżkowały po prawie 1 proc., ostatecznie zaliczyły tylko symboliczne spadki i zakończył dzień tuż poniżej historycznych szczytów. Dow Jones stracił 0,16 proc., S&P500 0,16 proc., a Nasdaq 0,10 proc.. Gdyby nie mocno spadkowy początek sesji, to można by o niej w ogóle zapomnieć.

Spadki na Wall Street w reakcji na lepsze od oczekiwań dane z amerykańskiej gospodarki przerabialiśmy już nie raz przez ostatnie 10 lat. Ale teraz jesteśmy w innym miejscu cyklu. Za nami 9 podyżek stóp w USA i potężne oczekiwania na ich obniżkę, choć recesja w USA wydaje się póki co odległą perspektywą i wskazuje na nią głównie inwersja krzywej terminowej. Czyli tak naprawdę obawy inwestorów z rynku długu. Pod wpływem tych lęków rynek termiowy wyceniał szanse lipcowej obniżki stóp na 100 proc. W tym całkiem poważnie rozważano kompletnie szalony scenariusz cięcia aż o 50 punktów bazowych. Teoretycznie czerwcowe dane z rynku pracy wykluczają taką opcję. Ale prezydent Donald Trump ponownie publicznie zaapelował do Fedu o obniżkę kosztów kredytu. Teraz rynek oczekuje lipcowego cięcia tylko o 25 pb.  Tylko właściwie po co Fed ma obniżać stopy, skoro S&P500 flirtuje z rekordami na 3 000 pkt., bezrobocie wynosi raptem 3,7 proc., a inflacja cenowa znajduje się nieznacznie poniżej celu?

 

Analitycy jednego z największych banków inwestycyjnych na świecie – Morgan Stanley, podają, że czas wystawiania się na dużą ekspozycję na rynkach amerykańskich powoli przemija. W tym momencie analitycy widzą spory potencjał w rynkach europejskich oraz rynku japońskim, twierdząc, że na rodzimym – amerykańskim rynku występuje w tym momencie zbyt wiele negatywnych przesłanek. Bank ostrzega tym samym inwestorów, aby ci przygotowali się na najgorsze oczekiwane średnie stopy zwrotu od prawie sześciu lat z rynku akcyjnego. Morgan Stanley wraz z ostatnią notą wydaną przez analityków banku – zmienia swoje nastawienie dotyczące aktywów płynących ze światowych gospodarek na stan negatywny, twierdząc, że zbyt wiele negatywnych informacji stoi za pozornie oczekiwanym przez inwestorów wzrostem gospodarczym. Obawy co do dalszego stanu głównych państw-  według analityków banku – płyną m.in z braku zdolności banku centralnego do łagodzenia słabszych danych ekonomicznych, słabszych odczytów cyklu gospodarczego oraz niedowierzania, że rozejm handlowy pomiędzy USA i Chinami po spotkaniu Grupy 20 doprowadzi do trwałego, pozytywnego wyniku.  W ten sposób bank również wskazał, że inwestorzy są zbyt optymistycznie nastawieni do przyszłych odczytów gospodarczych głównych państw, z oczekiwaniami zbyt wysokimi w między innymi w USA, Europie, Japonii i na rynkach wschodzących, w miarę jak zbliża się sezon zysków przedsiębiorstw w drugim kwartale. Tym akcentem Morgan Stanley ostrzegł inwestorów rynkowych przed zbyt optymistycznym sentymentem – dodając, że wskaźniki dotyczące produkcji przemysłowej na całym świecie wciąż się pogarszają

W piątek notowania złota tąpnęły w dół na skutek lepszych od oczekiwań danych makroekonomicznych, dotyczących amerykańskiego rynku pracy. Dane te wpłynęły na zwyżkę amerykańskiego dolara, co wywołało presję na notowania złota. W rezultacie, cena żółtego kruszcu spadła nawet na chwilę poniżej poziomu 1390 dolarów za uncję podczas piątkowej sesji – niemniej, zakończyła cały tydzień tuż powyżej poziomu 1400 dolarów za uncję. Ta psychologiczna bariera pomogła dzisiaj rano kupującym na rynku złota, a notowania nieco odbiły w górę. Z pewnością na globalnym rynku mamy do czynienia z paroma czynnikami, które wciąż wspierają stronę popytową na rynku złota. Jednym z nich jest niepewność dotycząca przyszłości światowej gospodarki – mimo dobrych danych z rynku pracy, inne problemy mogą dać o sobie znać, głównie te dotyczące kwestii handlowych. Ponadto, wsparciem dla byków na rynku złota są zapowiedzi obniżek stóp procentowych w USA – po lepszych danych z rynku pracy mogą nadejść one później, jednak Fed dał do zrozumienia, że cykl luzowania polityki monetarnej w USA się rozpoczął. Ten tydzień będzie obfitował w wypowiedzi przedstawicieli kluczowych banków centralnych, w tym Rezerwy Federalnej. Te wypowiedzi z pewnością będą rzutowały na rynek walutowy, co z kolei może istotnie przełożyć się na ceny złota.

 

Po wyjątkowo nerwowej końcówce ubiegłego roku, pod koniec stycznia br. notowania gazu ziemnego rozpoczęły okres obniżonej zmienności cen i delikatnego, ale systematycznego poruszania się na południe. O ile w okresie październik 2018 – styczeń 2019 ceny gazu ziemnego w Stanach Zjednoczonych poruszały się powyżej poziomu 3 dolarów za mln BTU (a od połowy listopada do połowy grudnia 2018 roku nawet powyżej 4 dolarów za mln BTU), to w czerwcu cena tego surowca spadła do okolic 2,20 dolara za mln BTU.
Ostatnie dwa tygodnie na rynku gazu ziemnego w USA przyniosły poprawę nastrojów i wzrost notowań tego surowca, obecnie poruszających się ponad poziomem 2,40 dolara za mln BTU. Zwyżka ta wynika przede wszystkim z prognoz pogody, które zaczęły bardziej sprzyjać kupującym. Zakładają one wysokie temperatury powietrza w znacznej części Stanów Zjednoczonych, a to może zwiększyć popyt na gaz w celach klimatyzacyjnych. Sprzyjająca pogoda wydaje się obecnie kluczowym czynnikiem, który mógłby wesprzeć ceny gazu ziemnego w USA. Ostatnie dane dotyczące tego rynku nie były bowiem zbyt dobre – zapasy gazu ziemnego wzrastały nawet bardziej niż oczekiwano. W rezultacie, na rynku gazu ziemnego wciąż panują niezbyt dobre nastroje, a optymizm jest umiarkowany. Jeśli jednak wysokie temperatury będą się utrzymywać, to odbicie cen gazu ziemnego w górę może być dynamiczne.

 

Proces akceptacji porozumienia o partnerstwie Szwajcarii z UE w ramach jednolitego rynku się przeciąga. Szwajcarzy go nie chcą, ale nie mają wyjścia, bo są zbyt uzależnieni od handlu z UE. Szwajcaria eksportuje więcej towarów do niemieckiego kraju związkowego Badenia-Wirtembergia niż do Chin. Uzależnienie szwajcarskiego handlu zagranicznego od największego na świecie, liczącego ponad 500 mln konsumentów wspólnego rynku stanowi problem dla 8,6 miliona mieszkańców Szwajcarii, ponieważ ich kraj pozostaje w sporze z Unią Europejską. Konflikt dotyczy umowy o partnerstwie z UE w ramach jednolitego rynku. Traktat wprowadza obostrzenia umów regulujących stosunki Szwajcarii i UE we wszystkich obszarach, od handlu i rolnictwa, po imigrację i pracę. Unia próbowała zmusić Szwajcarię do zaakceptowania traktatu poprzez groźbę zanegowania szwajcarskich giełd papierów wartościowych jako “równoważnych” z giełdami UE. Ale rynek przyjął te pogróżki raczej obojętnie. Szwajcarski indeks SMI (Swiss Market Index) zamknął się we wtorek na rekordowo wysokim poziomie. UE mogłaby podnieść stawkę, odmawiając rewizji umowy w sprawie barier technicznych w handlu, która dotknęłaby kilka przedsiębiorstw, zwłaszcza w sektorze technologii medycznych. Ale i w tym przypadku też są pewne przeszkody, bo Szwajcaria ma także udziały w unijnych programach badawczych, takich jak „Horyzont 2020”. Problemy Szwajcarii z Unią nie różnią się tak bardzo od problemów Wielkiej Brytaniibrexitem.

Lira turecka i akcje spadły po tym, jak prezydent Recep Tayyip Erdogan podjął decyzję o zastąpieniu prezesa banku centralnego z powodu rosnących obaw co do tego,że koszty finansowania zewnętrznego zostaną obniżone szybciej niż oczekiwano.  Waluta straciła ponad 3 proc. w stosunku do dolara, najwięcej od marca, kończąc rajd, który trwał przez ostatnie dwa miesiące. Bank centralny przeznaczył w poniedziałek 10 mld lir (1,7 mld dolarów) w ramach operacji repo, której celem jest hamowanie spadku wartości krajowej waluty.  Timothy Ash, strateg z BlueBay Asset Management w Londynie, oczekuje od tureckich banków państwowych sprzedaży waluty obcej. Główny indeks giełdowy w Stambule traci na otwarciu najmocniej od ponad miesiąca. Erdogan odwołał w sobotę Murata Cetinkayę, podważając niepodległości banku centralnego, na kilka tygodni przed planowanym podjęciem decyzji w sprawie polityki banku. Na zastępstwo został mianowany Murat Uysal. Po wydaniu dekretu Erdogan powiedział członkom swojej partii rządzącej, że wszyscy politycy i biurokraci muszą zarzucić swoje przekonanie, że wyższe stopy procentowe powodują inflację. Zagroził również konsekwencjami dla każdego, kto sprzeciwia się polityce gospodarczej rządu.

Sędzia podpisał decyzję pieczętującą rozstanie po 25 latach małżeństwa MacKenzie i Jeffa Bezosów. Formalna decyzja o zapowiedzianym w styczniu rozwodzie zapadła w piątek. Otworzyła drogę do przekazania 19,7 mln akcji Amazon.com MacKenzie Bezos. Oznacza to, że z majątkiem wartości 38,3 mld dolarów znajdzie się ona na 22 miejscu w rankingu Bloomberga 500 najbogatszych ludzi na świecie, którego pierwsze miejsce zajmuje jej były mąż.

Jessica Springsteen, córka legendarnego muzyka Bruce’a Springsteena, walczy o to, by wystąpić w igrzyskach olimpijskich w Tokio. 27-latka chce dostać się do reprezentacji USA w konkursie skoków przez przeszkody.  Nie będzie to jednak łatwe, gdyż w amerykańskim rankingu Jessica Springsteen zajmuje szóste miejsce, a prawo reprezentowania USA podczas igrzysk olimpijskich w Tokio będzie miała tylko najlepsza czwórka. Córka gwiazdy rocka – Bruce’a Springsteena – chce zrobić wszystko, by wywalczyć olimpijską przepustkę. Co ciekawe, o miejsce w kadrze walczy z innymi dziećmi sławnych Amerykanów. Jej rywalkami są m.in. Eve Jobs (córka Steve’a Jobsa) czy Georgina Bloomberg (córka Michaela Bloomberga). Obie w rankingu są jednak sklasyfikowane niżej niż Springsteen. Zawodniczka z Kalifornii może liczyć na wsparcie rodziców. 27-latka to córka Bruce’a Springsteena, legendarnego amerykańskiego wokalisty i gitarzysty. Jest jedną z trójki jego dzieci.

Opracował: Sławek Sobczak