W maju 2019 r saldo obrotów towarowych w Stanach Zjednoczonych wykazało deficyt w kwocie 74,55 mld dolarów, wynika z danych Departamentu Handlu. Ekonomiści prognozowali (mediana) deficyt w kwocie $71,8 mld wobec $72,1 mld miesiąc wcześniej po korekcie z $72,1 mld.  W maju 2019 r. zamówienia na dobra trwałego użytku ogółem w Stanach Zjednoczonych spadły o 1,3 proc. w ujęciu miesięcznym, wynika z danych Departamentu Handlu. To wynik gorszy od mediany oczekiwań ekonomistów, która zakładała brak zmiany wobec 2,8-proc. spadku miesiąc wcześniej po korekcie z -2,1 proc.

 

Wypowiedzi przedstawicieli Rezerwy Federalnej tym razem nie były po myśli posiadaczy akcji. Zarówno przewodniczący Jerome Powell jak i super-gołąb James Bullard studzili rynkowe oczekiwania względem ewentualnych obniżek stóp procentowych. – Fed jest odizolowany od krótkoterminowych nacisków politycznych – to jest zwykle nazywane naszą “niepodległością” – powiedział we wtorek prezes Fedu Jerome Powell podczas wystąpienia na forum nowojorskiej Council on Foreign Relations. Te słowa zostały odebrane jako odpowiedź na poniedziałkowe słowa Donalda Trumpa, który otwarcie i niezbyt grzecznie zażądał od kierownictwa Rezerwy Federalnej obniżenia stóp procentowych. Tego samego oczekuje rynek, który jeszcze dzień wcześniej obstawiał, że do końca roku stopa funduszy federalnych zostanie obniżona o 75-100 pb. Powell zaczął studzić te oczekiwania, podkreślając dobrą – w jego ocenie – kondycję i perspektywy gospodarcze Ameryki. Być może jeszcze większą siłę rażenia miało wtorkowe wystąpienie Jamesa Bullarda – jedynego głosującego członka FOMC, który już na czerwcowym posiedzeniu Komitetu zagłosował za obniżeniem stóp o 25 pb. – To wydaje się dobry czas na asekuracyjne cięcie stóp, ale sytuacja nie wymaga cięcia o 50 pb. w lipcu  – powiedział Bullard. Skoro już nawet taki super-gołąb nie widzi miejsca na istotną obniżkę stopy funduszy federalnych, to rynek powinien chyba okiełznać swoje oczekiwania.

 

Reakcja Wall Street, która przez ostatnie tygodnie rosła niesiona oczekiwaniami na tańszy kredyt z Rezerwy Federalnej, mogła być tylko jedna. Tym bardziej o tym, jak z Białego Domu popłynęły przecieki przygotowujące rynek na brak porozumienia handlowego z Chinami podczas nadchodzącego spotkania G20. W Osace prezydent Trump ma się spotkać ze swym chińskim odpowiednikiem Xi Jinpingiem. Dow Jones zakończył wtorkową sesję spadkiem o 0,67 proc., finiszując z wynikiem 26 548,22 pkt. S&P500, który jeszcze w piątek ustanawiał rekordy wszech czasów, spadł o 0,95 proc., kończąc dzień na poziomie 2 917,38 pkt. Nasdaq zniżkował o 1,51 proc., do 7 884,72 pkt. Nie pomagały też dane nadchodzące z amerykańskiej gospodarki. W maju mocno spadła sprzedaż nowych domów (z 679 tys. do 626 tys. wobec oczekiwanych 680 tys.) oraz sensacyjnie wręcz pogorszyły się nastroje konsumentów. Indeks Conference Board spadł ze 131,3 pkt. w maju do 121,5 pkt. w czerwcu. W cenie wciąż były aktywa uważane za bezpieczne. Rentowność amerykańskich obligacji 10-letnich spadła poniżej 2 proc., schodząc blisko najniższych poziomów od 2016 roku. Znów sporo działo się na rynku złota. Mimo umacniającego się dolara cena uncji królewskiego metalu momentami sięgała 1441 dolarów, co oznaczało wzrost o ponad 12 proc. w ciągu ostatniego miesiąca.

Wiele unijnych krajów ma problemy z pęczniejącymi deficytami budżetowymi. Jednak nadmierna oszczędność Szwajcarii może doprowadzić do długoterminowych problemów innego rodzaju. Alpejski kraj co roku notuje nadwyżki budżetowe, a jego wskaźnik zadłużenia jest na bardzo bezpiecznym poziomie. Jednak krytycy ostrożnej polityki finansowej ostrzegają, że może mieć ona szerokie negatywne gospodarcze konsekwencje. Szwajcaria to ewenement. MFW szacuje, że łączne globalne publiczne i prywatne zadłużenie przekracza 180 bln dol. To ponaddwukrotnie więcej niż wartość światowego PKB. Jednak relacja zadłużenia do PKB w przypadku Szwajcarii wynosi zaledwie 40 proc. W przypadku Włoch to 132,1 proc., w przypadku Francji98,6 proc., a Austrii 74,2 proc. MFW i OECD zwróciły uwagę, że tak restrykcyjna polityka monetarna może prowadzić do gospodarczych problemów.  Szwajcaria zmaga się z niską produktywnością, starzeniem się społeczeństwa, a także będzie musiała doprowadzić do automatyzacji swojej gospodarki, wobec czego szybko będą rosły jej wydatki publiczne. Powinna więc inwestować nadwyżki budżetowe w edukację, opiekę zdrowotną i system emerytalny, zamiast obniżać podatki.

 

Najnowszy raport ITUC Global Rights Index podaje listę dziesięciu krajów, w których prawa pracownicze nie tylko są regularnie łamane, ale wręcz określa je mianem „najgorszych miejsc pracy” na całym świecie.  Najczęściej łamane prawa pracownicze to: prawo do strajku – na świecie już 85 proc. wszystkich państw penalizuje to prawo, prawo do negocjacji zbiorowych – w 80 proc. państw prawo to regularnie jest pomijane, prawo do zrzeszania się – 74 proc. krajów wyklucza swoich obywateli z takiej możliwości, prawo do swobód obywatelskich – restrykcje w tym segmencie prawa istnieją w 72 proc. wszystkich krajów; arbitralne aresztowania w ponad 44 proc. krajów, prawo do działania w ramach związków zawodowych – w 59 proc. państw związki zawodowe są rozwiązywane.  A najgorsza pod względem  nieprzestrzegania praw pracowniczych dziesiątka to: Algieria, Brazylia, Bangladesz, Kolumbia, Gwatemala, Kazachstan, Filipiny, Arabia Saudyjska, Turcja  oraz  Zimbabwe.

 

Są eklektyczną grupą miliarderów, którzy zarobili spektakularne fortuny w nieruchomościach, finansach i Dolinie Krzemowej. Teraz dążą jednak do zwiększenia opodatkowania aktywów najbogatszych Amerykanów. Znajdują się wśród nich George Soros, Abigail Disney oraz współzałożyciel Facebooka Chris Hughes. Celem wpływowej grupy jest wprowadzenie podatku od bogactwa, który ma na celu zmniejszenie nierówności dochodowych oraz finansowanie zmian klimatycznych i publicznej służby zdrowia. „Piszemy, aby wezwać wszystkich kandydatów na prezydenta, niezależnie od tego czy są Republikanami czy demokratami, aby wsparli wprowadzenie umiarkowanego podatku od majątku jednej dziesiątej najbogatszego procenta Amerykanów, czyli nas”. To treść opublikowanego w poniedziałek w sieci otwartego listu, pod którym podpisało się 19 ultrabogatych osób (w tym jedna anonimowo). Zdaniem grupy biznesmenów część polityków Partii Demokratycznej, wśród których są m. in. senator Elizabeth Warren oraz Pete Buttigieg i Beto O’Rourke, popiera ideę. Warren zaproponował opodatkowanie majątków o wartości 50 mln dol. albo więcej w wysokości 2 proc., a fortuny powyżej 1 mln dol. podatkiem w wysokości 1 proc. Tego typu dodatkowe daniny wygenerowałyby w ciągu 10 lat około 3 bln dol. przychodów podatkowych.  Miliarderzy biją na alarm, że nierówności gwałtownie rosną. W zeszłym tygodniu Bernard Arnault został trzecią osobą z majątkiem przekraczającym 100 mld dol. 500 najbogatszych ludzi na świecie ma łączny majątek o wartości 5,5 bln dol. Dwa lata temu wartość ta wynosiła tylko 4,9 bln dol.

 

Sprzedawcy w kolejnych krajach obiecują klientom rozważającym zakup smartfonów Huawei, że zwrócą im pieniądze, jeśli sprzęt zostanie odcięty od aplikacji Google’a czy Facebooka.  W wyniku amerykańskich sankcji już w sierpniu użytkownicy nowego sprzętu Huawei mogą zostać odcięci od takich aplikacji jak Google Play, Chrome, Google Maps, Gmail, Youtube, Facebook czy Instagram. Sprawa nie jest jeszcze przesądzona – prezydent Trump może jeszcze wykreślić chińskiego giganta z “czarnej listy” po weekendowym spotkaniu z przewodniczącym Xi podczas szczytu G20 w Osace, a właściciele aplikacji z USA, m.in. Google czy Facebook, postarać się o zwolnienie ich produktów z zakazu.  Tym niemniej zagrożenie jest realne, co przyznaje sam Huawei. Spółka spodziewa się, że sprzedaż jej smartfonów poza Chinami zmniejszy się w tym roku o 40-60 milionów urządzeń (ok. 50 proc.), a przychody w tym i kolejnym roku będą o 30 mld dol. niższe od wcześniejszych prognoz. Aby rozwiać obawy potencjalnych klientów, dystrybutorzy sprzętu elektronicznego w kilku azjatyckich krajach, m.in. na Filipinach i Sri Lance oraz w Singapurze, Malezji czy Nepalu, obiecują zwrot pieniędzy za smartfony Huawei, jeśli przestaną na nich działać aplikacje Google czy Facebooka – donosi Huawei Central.  Na podobne rozwiązanie w Polsce na razie zdecydował się sklep internetowy Morele.net.

To się nazywa obniżka ceny. Najdroższy dom w Stanach Zjednoczonych był na sprzedaż za 350 mln dolarów. Teraz można go kupić za “jedyne” 190 mln dolarów. Kusi m.in. wypielęgnowany do milimetra ogród, piwniczka z 12 tys. butelek win i garaż na 40 samochodów.  Chartwell House jest kopią XVIII-wiecznego francuskiego zameczku zbudowaną w Bell Air w Los Angeles. Dom z przyległym ogrodem trafił na rynek nieruchomości jako oferta na sprzedaż w 2018 roku. Wówczas cena jego wynosiła 350 mln dolarów. Teraz znacząco spadła – jak donosi “The Sun”.  Posiadłość została zaprojektowana przez Summera Spauldinga w 1930 roku. Pół wieku później dom przeszedł gruntowny remont, który był nadzorowany przez Henriego Samuela. Od tamtej pory część wnętrz pozostaje tajemnicą, gdyż nie upubliczniono z nich zdjęć. Dom otacza ogród o powierzchni prawie 4,2 ha, na którym mieści się m.in. spory basen (ma długość około 10 metrów), kort tenisowy i podziemny “miniparking” na 40 samochodów. Z okien rozpościera się “zapierający dech w piersi” widok na Los Angeles i Pacyfik. Posadzony wokół płotu szpaler drzew zapewni przyszłym właścicielom prywatność, podobnie jak strzeżona brama z ochroniarzami i domofonem.  Co więcej, przyszły nabywca może się w nim poczuć jak gwiazda filmowa. Kręcono w nim znany za Oceanem serial “The Beverly Hillibillies” (emitowany w latach 1962 – 1977), ukazujący perypetie rodziny drwali, którzy nagle stają się bogaci, bo na ich ziemi odkryto złoża ropy.

Opracował: Sławek Sobczak