Potwierdziły się niestety czarne scenariusze i poniedziałkowa, skrócona, ostatnia przedświąteczna sesja na amerykańskich giełdach przyniosła kolejne spadki indeksów. Zaskakiwać jednak mogła skala przeceny. Na finiszu sesji trzy główne indeksy notowały bowiem bolesne spadki swojej wartości. Wskaźnik blue chipów, Dow Jones IA tracił na zamknięciu 2,91 proc. Indeks szerokiego rynku zniżkował o 2,71 proc. Nieco mniejsza strata stała się udziałem rynku technologicznego, gdzie indeks Nasdaq Composite oddał 2,21 proc. Inwestorami – jak podkreślają specjaliści – wstrząsnęła przede wszystkim decyzja sekretarza skarbu o zwołaniu grupy kryzysowej. Tzw. “Plunge Protection Team”, ma za zadanie uspokoić napięcie na rynkach finansowych, ale jak można wnioskować po reakcji inwestorów, jest dokładnie odwrotnie.
W ostatni dzień (w pełni handlowy) przed Świętami Bożego Narodzenia obserwowaliśmy sporą przecenę amerykańskiej waluty, co związane było z trzecim zatrzymaniem prac rządu w tym roku wobec braku przyjęcia budżetu. Zwykle takie wydarzenia nie trwają zbyt długo, jednak tym razem może być inaczej. Głównym powodem sporu jest proponowane przez Trumpa rozwiązanie dotyczące muru z Meksykiem, które ma kosztować 5 mld dolarów. Demokraci sprzeciwili się takiemu rozwiązaniu i głosowali przeciwko przedłużeniu finansowania rządu w ostatni piątek. Sytuacja oznacza, że więcej niż 400 tysięcy federalnych pracowników będzie pracować bez pensji dopóki sytuacja nie zostanie rozwiązana. Wydaje się, że Donald Trump nie zamierza odejść od swojego kontrowersyjnego pomysłu, dlatego sytuacja prawdopodobnie nie zostanie rozwiązana do końca tego roku. To polityczna zagrywka ze względu na fakt, iż od 3 stycznia Izbę Reprezentantów przejmują Demokraci i niejako problem paraliżu będzie „przerzucony” na nich. Z pewnością nie pomoże to jednak w zbudowaniu zaufania rynkowego. Wobec tego obserwujemy mieszane perspektywy dla dolara w najbliższy czasie.
Dla Wall Street to jak na razie najgorszy grudzień od Wielkiej Depresji z lat 30-tych ubiegłego wieku. Wydaje się, że Święta przychodzą w idealnym momencie, aby uspokoić sytuację rynkową. Zamieszanie w amerykańskiej polityce oznacza jednak, że ostatnie dni roku będą z pewnością intensywne. Amerykańskie akcje tracą od szczytu G20, kiedy po pierwszej reakcji S&P500 zwyżkował powyżej 2800 pkt. i był całkiem niedaleko historycznych szczytów. Wystarczyły trzy tygodnie i od historycznych szczytów dzieli nas już 18 proc., a indeks mniejszych amerykańskich spółek Russel 2000 jest najniżej od listopada 2016 roku, tym samym wymazując niemal całe „wzrosty Trumpa” (tu spadek wynosi już 25 proc.).
W 2017 roku na rynkach panowało samozadowolenie napędzane wysokim, światowym wzrostem gospodarczym i niskim ryzykiem politycznym, jednak rok 2018 był dużo mniej przyjazny rynkom. Czy to oznacza, że sytuacja się pogorszy w 2019 roku? Czy puszka Pandory została otwarta? Zdaniem ekonomistów-futorologów istnieje kilka głównych czynników ryzyka dla globalnej gospodarki, które mogą się zmaterializować w 2019 roku. Oto najważniejsze:
Italexit – Włochy są źródłem ryzyka dla Europy i całej światowej gospodarki.
Wojny Handlowe – nie ma większego zagrożenia, niż wojna handlowa między Stanami Zjednoczonymi, a ich największym partnerem handlowym.
Konflikt na Bliskim Wschodzie – cena ropy ma ogromny wpływ na globalną gospodarkę i rynki finansowe.
Niepewności polityczne – ryzyko polityczne jest kluczowe w kontekście rynków wschodzących.
Eksperci nie wykluczają, że Rosja może się do tego przygotowywać od miesięcy, może i lat: odcięcie się od światowego internetu i stworzenie własnej infrastruktury uodporniłoby kraj na potencjalne ataki zagranicznych hakerów. A przy okazji pozwoliło jeszcze surowiej kontrolować własne społeczeństwo. Dlatego projektu deputowanych Dumy nie można zbyć wzruszeniem ramion. Za zgłoszonym w poniedziałek projektem stoi trzech parlamentarzystów, z których dwóch należy do prezydenckiego zaplecza w parlamencie, partii Jedna Rosja. Trzecim natomiast jest niesławny bohater afery związanej z otruciem w 2006 r. rosyjskiego dysydenta i byłego oficera FSB, Aleksandra Litwinienki – Andriej Ługowoj. Projekt zakłada przede wszystkim znaczne zwiększenie państwowej kontroli nad przepływem informacji w internecie. Już dziś operatorzy na żądanie władz mogą blokować dostęp do określonych witryn – zgodnie z projektem, władze będą mogły robić to samodzielnie, poprzez urządzenia, które operatorzy będą musieli zamontować w swoich sieciach. Siecią ma też zarządzać nowa instytucja, która – sądząc z opisu swoich kompetencji – miałaby częściowo wejść w buty Roskomnadzoru, instytucji odpowiedzialnej za kontrolę i cenzurę mediów w Rosji. Zgodnie ze spekulacjami mediów takie „centrum monitoringu” byłoby też kluczowym węzłem zarządzania rosyjskim internetem, w sytuacji, gdyby został odcięty od reszty światowej sieci. Kluczowe wydaje się jednak panowanie nad cyfrową aktywnością Rosjan.
Ile można wydać na mieszkanie w Polsce? Rozpiętość cenowa jest ogromna, z jednej bowiem strony w kończącym się roku za własne „M” można było zapłacić „zaledwie” 40 tys. zł, z drugiej zaś strony… jak mówią Anglosasi, „only sky is the limit”. Bo jak inaczej nazwać kwotę wydaną na zakup luksusowego apartamentu w Warszawie za ponad 13,1 mln zł? To zarówno rekordowy wynik pod względem wartości transakcji, jak i zapłaconej stawki za 1m2, wynika z raportu opracowanego przez firmę Cenatorium, do której należy serwis urban.one. Taka rozbieżność może szokować, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, nie sam metraż, ale – jak podkreślają eksperci z urban.one, serwisu do samodzielnej wyceny mieszkania – właśnie stawkę za metr kwadratowy. W takim ujęciu 1m2 apartamentu o powierzchnie 291,5 m2 w Rezydencji Foksal przy warszawskiej ulicy Kopernika kosztował bowiem więcej niż całe 40 metrowe mieszkanie w Nowej Rudzie. To właśnie te dwie lokacje stanowią krańcowe punkty transakcji zawartych na rynku nieruchomości w 2018 r.
Opracował: Sławek Sobczak