Prezydent Donald Trump podpisał  rozporządzenie wykonawcze, za sprawą którego we wtorek uruchomiona zostanie pierwsza runda sankcji na Iran. To skutek wyjścia USA z porozumienia nuklearnego, podpisanego z Teheranem zaledwie niecałe trzy lata temu. Celem sankcji jest osłabienie irańskiej gospodarki, co miałoby wymusić na Teheranie podpisanie nowego, skuteczniejszego – zdaniem USA – porozumienia nuklearnego – pisze Reuters. W 2015 toku Stany Zjednoczone, Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Chiny i Rosja podpisały porozumienie nuklearne z Iranem. Na jego mocy Teheran wstrzymał swój program nuklearny, a w zamian USA i inne państwa zdjęły z niego sankcje. Według Waszyngtonu porozumienie nie jest jednak dość skuteczne, dlatego w maju wycofał się z układu. We wtorek wrócą więc sankcje. Dotyczą one dostępu do amerykańskiej waluty, a także handlu węglem, metalami, oprogramowaniem przeznaczonym dla przemysłu. Oberwać ma się też branży motoryzacyjnej – wymienia Polska Agencja Prasowa. Trump ma być jednak gotowy w każdym momencie do powrotu do negocjacji i podpisania skuteczniejszej umowy w sprawie programu nuklearnego Iranu.

Brytyjska waluta nie przestaje tanieć. Powodem takiego stanu rzeczy są oczywiście obawy o kształt brexitu. We wtorkowy poranek funt kosztuje 4,76 zł i jest najtańszy od kwietnia. Relacja złotego do funta jest oczywiście pokłosiem ruchów na parach euro-złoty i euro-dolar oraz analogicznych par dotyczących funta. Komentatorzy po obu stronach Atlantyku żyli wczoraj zejściem kursu GBP/USD poniżej okrągłego poziomu 1,30 dolara. Po raz ostatni taka sytuacja miała miejsce niemal rok temu, na początku września 2017 r. Dla porządku warto dodać, że funt kosztuje już tylko 1,12 euro i znów zbliża się do lipcowego dołka. Powodów przeceny funta powszechnie upatruje się w niepewności dotyczącej kształtu porozumienia ws. brexitu. Brytyjski sekretarz handlu Liam Fox stwierdził w weekend, że rosną szanse na to, że Wielka Brytania opuści Unię Europejską bez wynegocjowanej umowy. Jak donosi BBC, ofiarami osłabienia funta stają się brytyjscy turyści oraz tamtejsi operatorzy. Słabsza waluta sprawia, że zagraniczne wakacje stają się dla Brytyjczyków coraz droższe. Osłabienie funta działa także proinflacyjnie (importowane towary stają się droższe), co z pewnością przykuwa uwagę Banku Anglii. W ubiegłym tygodniu instytucja ta podniosła stopy procentowe. We wtorek rano złoty umacnia się lecz także wobec euro i dolara. Za europejską walutę płacimy mniej niż 4,25 zł; amerykańska z kolei kosztuje mniej niż 3,67 zł.

Nie widać końca zapaści tureckiej waluty. W poniedziałek lira straciła do dolara ponad 4 proc., powiększając tegoroczne straty do niemal 29 proc. Możliwe, że władze Turcji utraciły kontrolę nad własnym pieniądzem. Zapaść tureckiej waluty trwa od marca, ale w ostatnich dniach nabrała rozmachu. W poniedziałek kurs dolara sięgnął rekordowych 5,31 liry. Jeszcze pięć miesięcy temu Turcy płacili za jednego dolara ok. 3,80 liry. Sygnałem do dalszej wyprzedaży liry była ogłoszona przez władze USA możliwość odmówienia Turcji bezcłowego importu do Stanów Zjednoczonych. To uderzyłoby w warty 1,7 mld dolarów rocznie turecki eksport do Ameryki i pogorszyło i tak mocno napięty turecki bilans obrotów bieżących. Sytuacja na rynku liry pogorszyła się, gdy bank centralny Turcji (TCMB) obniżył wartość rezerwy obowiązkowej wymaganej przy transakcjach walutowych z 45 proc. do 40 proc. Według analityków ten krok miał ułatwić tureckim bankom dostęp do pożyczek dolarowych. Rynek jednak odebrał tę decyzję bardzo źle. Równocześnie obawy budzi wiarygodność tureckiej polityki monetarnej. Po czerwcowych wyborach prezydent Erdogan uzyskał praktycznie „sułtańską” władzę, w tym również kontrolę nad bankiem centralnym. Recep Erdogan słynie ze swej wrogości do wysokich stóp procentowych, zupełnie irracjonalnie uważając je za przyczynę (a nie skutek) wysokiej inflacji.

Relacje pomiędzy Turcją i Stanami Zjednoczonymi od kilku lat są wyraźnie napięte, wahając się pomiędzy chwilowym uspokojeniem i eskalacją. Wraz z nałożeniem sankcji na Ankarę przez Waszyngton, stosunki między krajami wchodzą w nową fazę. W zeszłą środę senat USA przyjął budżet obronny, w którym znalazły się zapisy uniemożliwiające sprzedaż Ankarze myśliwców F-35. Turcja od początku brała udział w projekcie, a jej firmy produkowały podzespoły do samolotów. Kraj ten zamierzał zakupić 100 maszyn. Zaraz po tym zamrożono aktywa tureckiego ministra sprawiedliwości Abdulhamita Gül oraz Suleyman Soylu, ministra spraw wewnętrznych. Tym samym sankcje nałożone na Turcję w związku z przetrzymywaniem przez nią ewangelickiego pastora Andrew Brunsona stały się faktem. Na odpowiedź strony tureckiej nie trzeba było długo czekać, minister spraw zagranicznych, Mevlüt Çavuşoğlu, napisał na Twitterze, że jego kraj nie będzie tolerował gróźb i nikt nie będzie mu dyktował, co ma robić. Stany Zjednoczone są dla Turcji nie tylko kluczowym sojusznikiem militarnym w ramach NATO, ale także ważnym partnerem gospodarczym. Do tego Turcja jest uzależniona od pożyczek dolarowych, którymi finansuje wysoki deficyt na rachunku obrotów bieżących sięgający 5,5 proc. PKB.

Heineken za 3,1 mld dol. kupuje udziały w największej chińskiej firmie produkującej piwo. Działanie to ma na celu osłabienie głównego rywala na niezwykle konkurencyjnym rynku Państwa Środka – belgijskiego Anheuser-Busch InBev. Za 40 procent udziałów w spółce China Resources Beer Holdings, producenta Snow – najlepiej sprzedającej się marki piwa w Chinach, Holendrzy zapłacą 24,4 mld dolarów hongkońskich (HKD). Po przejęciu udziałów Heineken zyska lokalną sieć sprzedaży i dystrybucji na rynku Państwa Środka. Działanie Holendrów to wyzwanie dla innych zagranicznych konkurentów, takich jak japoński Asahi Group Holdings czy duński Carlsberg. Chiny to największy na świecie rynek piwa, ale wciąż jest zdominowany przez niedrogie chińskie browary. Jednak konkurencja jest coraz większa, szczególnie w segmencie piw premium i importowanych. Heinekenowi nie będzie jednak łatwo dogonić rywali. Belgijski Anheuser Busch, stale krąży wokół rynku premium. Firma rozszerzyła markę Budweiser, kupując lokalne marki piwa rzemieślniczego i agresywnie promując markę premium Goose Island, skierowaną do modnego pokolenia w centrach chińskich miast.

 

Jeśli spojrzeć na mapę świata największych firm, to widać, które rejony się rozwijają, a które tylko przejadają owoce pracy wcześniejszych pokoleń. Wyścig o przyszłość trwa pomiędzy USA a Chinami. Europa już raczej się z niego wyłączyła. Facebook czy Amazon wykorzystały najlepiej boom internetowy. Netflix przeniósł wypożyczanie filmów z punktów stacjonarnych do sieci. Apple sprzedający urządzenia mobilne przekroczył w pierwszy czwartek sierpnia poziom biliona dolarów wartości giełdowej. Tempa przyrostu gigantowi zazdrości cały świat. RS Components, brytyjska firma dystrybuująca elektronikę i systemy automatyki dla wielkich przedsiębiorstw na całym świecie, stworzyła mapę krajów według firm o największej kapitalizacji giełdowej. Co robią największe firmy w swoich krajach? Numerem 1 w USA jest Apple, którego wartość giełdowa przekroczyła bilion dolarów. Tencent  (550 mld dolarów) i Samsung (291 mld dolarów) są liderami w Chibach i Korei Poł. W pozostałych potęgach prowadzą u siebie: Dutch Shell, Nestle, Toyota, Taiwan Semiconductor, HSBC Holdings, China Mobile (Hongkong) i Anheuser-Busch InBew. Na 47. miejscu usytuowano polski Orlen z kapitalizacją rzędu 10 mld dolarów.

Brian France, prezydent i dyrektor zarządzający serii NASCAR, trafił do aresztu. Amerykanin prowadził samochód pod wpływem alkoholu i posiadał przy sobie zabronione substancje. Do zatrzymania Briana France’a doszło w niedzielny wieczór w Hamptons. Jak poinformowała miejscowa policja, został on zatrzymany przez funkcjonariuszy, gdyż znajdował się w stanie upojenia alkoholowego. Kontrola policjantów wykazała również, że prezydent i dyrektor zarządzający serii NASCAR miał przy sobie nielegalne substancje. NASCAR został stworzony przez jego dziadka, Billa France’a Sr.

Opracował: Sławek Sobczak