Czwartkowa sesja na amerykańskich giełdach zakończyła się spadkami głównych indeksów. Stało za tym kilka rozczarowujących raportów kwartalnych i ponowny wzrost obaw związanych z wojną na cła pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Europą. Niepewność związana ze stawkami celnymi i skutkami ich eskalacji widoczna była już w protokołach Rezerwy Federalnej, co obrazuje powagę całej sprawy. W efekcie inwestorzy pozbywali się akcji spółek z sektorów będących w dużym stopniu uzależnionych od sprzedaży eksportowej oraz importu. Zaprezentowane w czwartek dane makro miały optymistyczny wydźwięk. Liczba osób po raz pierwszy ubiegających się o zasiłek dla bezrobotnych spadła do 207 tys. i była niższa niż zakładali analitycy (220 tys.). Wzrósł natomiast, mocniej od oczekiwań indeks wskaźników wyprzedzających (+0,5 proc.) opracowywany przez Conference Board. Mocno, momentami o ponad 6 proc. zniżkował kurs akcji Philip Morris, czołowego producenta wyrobów tytoniowych.

Piątkowy, poranny handel na rynku FX przynosi słabszego dolara, co ogranicza nieco presję na waluty EM. Złoty kwotowany jest następująco: 4,3490 PLN za euro, 3,7302 PLN wobec dolara amerykańskiego, 3,7346 PLN względem franka szwajcarskiego oraz 4,8579 PLN w relacji do funta szterlinga. Rentowności polskiego długu wynoszą 3,151 proc. w przypadku obligacji 10-letnich. Wydarzeniem ostatnich kilkunastu godzin na rynku walutowym jest dynamiczna przecena dolara amerykańskiego w reakcji na wypowiedzi D. Trump’a. Amerykański prezydent odniósł się do ostatniej siły dolarów na rynku (koszyk dolara oscylował blisko 1-rocznych maksimów), co stawia USA w „niekorzystnej sytuacji” podczas gdy wycena chińskiego juana spada.

A juan nadal słabnie. Bank centralny Chin obniżył w piątek poziom odniesienia jego wahań aż o 0,9 proc. do 6,7671 za dolara, najmocniej od czerwca 2016 roku. Na rynku pojawiły się spekulacje o wojnie walutowej. Juan słabł wyraźnie w ostatnich dniach, co tłumaczono m.in. sygnałami z banku centralnego Chin sugerującymi iż jest on gotów zaakceptować słabszą walutę. W piątek potwierdziła to obniżka poziomu fixingu. Rynek uważa, że Ludowy Bank Chin zdecydował się na luzowanie w sytuacji konfliktu handlowego z USA i obawą spowolnienia wzrostu gospodarczego. W minionym miesiącu juan był najmocniej słabnącą walutą wśród ponad 30 głównych. – Ludowy Bank Chin pozwoli na dewaluację juana tylko w sposób kontrolowany, nie pozwalając mu słabnąć swobodnie.

Prezydent Donald Trump ma rację, Fed jest bardzo agresywny w sprawie podwyżek stóp, uważa Jerry O’Driscoll, były wiceszef Fed w Dallas. – Oni ignorują to, na co powinni zwrócić uwagę, jak wypłaszczenie krzywej rentowności i umocnienie dolara. Nie widzę powodu dla tak agresywnej postawy – powiedział O’Driscoll w CNBC. Wczoraj prezydent Donald Trump zasygnalizował niezadowolenie z powodu planowanych podwyżek stóp. Fed podwyższył już stopy dwa razy w tym roku i planuje jeszcze dwie podwyżki przed jego zakończeniem. Szef banku centralnego USA, Jerome Powell, mówił niedawno, że wierzy iż gospodarka jest dostatecznie mocna, aby wytrzymać dalszą normalizację polityki monetarnej .

Trwający od blisko dekady rynek byka w USA będzie kontynuowany, choć jego dynamika osłabnie, przekonuje strateg działu zarządzania aktywami w JP Morgan Chase. Samantha Azzarello uważa, że rynek byka na amerykańskich akcjach potrwa jeszcze do 2020 roku. Argumentuje, że około połowa wskaźników analizowanych przez bank sygnalizuje, że rynki wciąż są raczej w połowie cyklu niż w jego końcowej fazie. – Zwroty, choć dodatnie i potwierdzające rynek byka, prawdopodobnie nie będą już tak duże i robiące wrażenie jak w przeszłości – podkreśliła Azzarello. S&P500 wzrósł o ok. 5 proc. w tym roku. Od marca 2009 roku wartość indeksu wzrosła ponad czterokrotnie.

Steve Bannon, były doradca prezydenta Donalda Trumpa, przyznał, że jest właścicielem bitcoina i oświadczył, że pracuje nad własną kryptowalutą. To nie pierwsza jego wypowiedź na ten temat. “Lubię bitcoina, jestem nawet właścicielem jednego”, powiedział Bannon podczas wywiadu na konferencji Delivering Alpha w Nowym Jorku. Bannon przyznawał już wcześniej, że wierzy w sukces Bitcoina i kryptowalut. W czasie konferencji w Zurichu zorganizowanej przez gazetę Die Weltwoche w 2016 r. przyznał wręcz, że waluty oparte na blockchainach dają wolność i są remedium na nie zawsze dobre działania banków centralnych. “One są przyszłością” – powiedział zaś o kryptowalutach w czasie ostatniego wywiadu. Bannon, mimo swojej wiary w przyszły sukces walut cyfrowych, jest też twardo stąpającym po ziemi inwestorem. Ostrzega też przed ICO, które nie zawsze są trafionymi pomysłami na lokatę kapitału. Powiedział wręcz, że większość z tego typu zbiórek to katastrofy.

Dokładnie 4,7 dnia pracy wystarczy, by statystyczny mieszkaniec Zurychu mógł sobie kupić nowego iPhone’a. To miejsce, w którym zarabia się najlepiej na świecie. Ale i najwięcej wydaje. W kategorii najdroższych miast Zurych przebił Nowy Jork, Hongkong i Dubaj. Karkołomnych wyliczeń dokonali eksperci szwajcarskiego giganta bankowego UBS. Wyszło im, że Zurych i Genewa wciąż są najdroższymi miastami na świecie. Jako punkt odniesienia przyjęto Nowy Jork. Pod względem kosztów przeżycia i zarobków dostał on 100 punktów. Eksperci przebadali ceny 128 podstawowych towarów i usług w 77 miastach na całym świecie. Zurych zdobył 116,8 pkt., co oznacza, że był o 16,8 proc. droższy od Nowego Jorku. Oba miasta okazały się również najdroższe pod kątem kosztów jedzenia. Trzyosobowa rodzina w Genewie musi wydać na żywność prawie 706 dolarów miesięcznie (2 612 zł). Czynsze są wyższe również w Genewie – można tu zamieszkać mając do dyspozycji 2 340 dolarów miesięcznie (8 660 zł). W Zurychu wystarczy 2100 dol. (7 770 złotych). Pod tym względem najdroższe na świecie są Hokgkong – 3497 dol. i Nowy Jork – 3 834 dol. Ale w Szwajcarii najlepiej się też zarabia. UBS zbadał zarobki, analizując 15 różnych zawodów, od kierowców autobusów po lekarzy. Eksperci uwzględniali zarobki brutto i netto, urlopy i podatki oraz składki na ubezpieczenie społeczne. Jeśli chodzi o pensje brutto wygrała Genewa (131,5 punktu) przed Zurychem (129,8 pkt.). UBS przyjrzał się też, ile mieszkańcy różnych miast musieliby pracować na smartfona iPhone X. W Zurychu zajęłoby to średnio pracownikom 4,7 dnia, ktoś żyjący w Nowym Jorku musiałby pracować 6,7 dnia. W Pekinie jest to 39,3 dnia, a w Kairze zajęłoby to 133 dni.

Opracował: Sławek Sobczak