Poniedziałkowa sesja giełdowa w Stanach Zjednoczonych zakończyła się wzrostem głównych indeksów notowanych na Wall Street. Amerykański rynek akcji otrząsnął się po weekendowych emocjach wywołanych wojną handlową. Inwestorzy są jednak gotowi na burzliwy tydzień, podczas którego aż trzy ważne banki centralne podejmą decyzję odnośnie poziomu stóp procentowych. Wzrost w indeksie S&P 500 napędzały spółki konsumenckie. Dolar umacniał się, a wraz z nim rosły rentowności amerykańskich obligacji skarbowych. Drożała ropa naftowa oraz złoto. W tym tygodniu stopy procentowe prawdopodobnie poniesie Rezerwa Federalna, a Europejski Bank Centralny będzie prowadził formalne rozmowy na temat zakończenia programu skupu obligacji.

Majowy raport CPI zaskoczył swoją wartością przybliżając amerykańską gospodarkę do celu inflacyjnego Fed na poziomie 2 proc. r/r. Jak najnowsze dane wpływają na wycenę dolara przed jutrzejszą decyzją FOMC? Choć szanse na to, że dzisiejszy raport CPI zostanie skomentowany w jutrzejszym oświadczeniu Rezerwy Federalnej są raczej niewielkie to jednak majowy odczyt inflacji konsumenckiej został ciepło przyjęty przez rynek. Mimo to, pierwsza reakcja inwestorów nie należała do logicznych – dolar wyraźnie tracił względem większości walut G7. Reakcję rynku można tłumaczyć starą giełdową maksymą przytoczoną w powyższym śródtytule. Wzrost dynamiki CPI w maju o 0,2 proc. w ujęciu miesięcznym z pewnością okazał się pozytywną niespodzianką, która najprawdopodobniej posłużyła do zaksięgowania zysków z długich pozycji. To już czternasty z rzędu miesiąc kiedy amerykańskie CPI rośnie. Za wzrost poziomu cen konsumenckich odpowiada w głównej mierze wzrost cen energii (+0,9 proc.). Ceny żywności po 0,3 proc. wzroście w kwietniu utrzymują się na niezmienionym poziomie. Pozostałe komponenty (w tym ceny usług medycznych, komunikacyjnych czy specjalistycznych) notują niewielkie spadki. Pomimo pozytywnego wydźwięku dzisiejszych danych dolar traci na wartości. Podażowa reakcja USD może być wynikiem księgowania zysków.

Na początku dzisiejszej sesji amerykańskiej giełdy notowania złota notowały osunięcia odpowiadając na rozwój sytuacji w Stanach Zjednoczonych i Korei Północnej po spotkaniu głów obu państw, zmniejszając zapotrzebowanie inwestorów na aktywa „bezpiecznej przystani”. Sierpniowe kontrakty terminowe na złoto osuwały się w szczytowym momencie sesji o 7 dolarów za uncję, co jest najsilniejszą deprecjacją od początku czerwca. Rynek kapitałowy w tym samym czasie przesuwa się powolnie, w dużej mierze utrzymując swoją pozycję po nagłówkach geopolitycznych. Notowania złota zakończyły trend spadkowy, a w przypadku wybicia z formacji odwróconej głowy z ramionami będą miały szanse sięgnąć 1795 dolarów za uncję. Od początku roku notowania złota cofnęły się o 0,2 proc., po tym jak dwa poprzednie lata zakończyły umiarkowanymi zwyżkami o odpowiednio 8,4 proc. oraz 13,2 proc. Już przez 18 miesięcy z rzędu miesięczne wahania nie przekraczają 6,5 proc., co nie zdarzyło się od 22 lat, a tak niska zmienność może być sygnałem, że rynek dojrzewa do zakończenia obserwowanej stagnacji i wejścia w nową tendencję. Można zaryzykować tezę, że będzie to tendencja zwyżkowa, podpowiada szereg sygnałów z sytuacji technicznej wykresu notowań…

Prezydent USA Donald Trump i przywódca Korei Północnej Kim Jong Un podpisali wspólny dokument, w którym zobowiązali się do działań na rzecz całkowitej denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego. Konkurencja o uwagę rynku jest również uzależniona od polityki stóp procentowych. Oczekuje się, że po dwudniowym posiedzeniu, które rozpocznie się we wtorek, Rezerwa Federalna podniesie stopy procentowe. Analitycy liczą jednocześnie, że decydenci polityczni Europejskiego Banku Centralnego ogłoszą termin ograniczenia skupu aktywów w dobie kryzysu podczas czwartkowego posiedzenia EBC.

Kartel OPEC podkreślił głęboką niepewność co do siły popytu na ropę. Tymczasem na przyszły tydzień zaplanowane są obrady członków tej organizacji, zapewne bardzo burzliwe, dotyczące sprawy ewentualnego zwiększenia produkcji. Istnieją bardzo “szerokie” prognozy dla ilości ropy, jaką Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową ma do zaoferowania w drugiej połowie roku. Przy niepewności sięgającej około 1,7 miliona baryłek dziennie popyt może być albo znacznie wyższy, albo nieco niższy niż obecne wydobycie w ramach OPEC. Biorąc pod uwagę różne źródła, przeważa znaczna niepewność co do światowego popytu na ropę i zaopatrzenia spoza OPEC – czytamy w raporcie opublikowanym przez sekretariat OPEC w Wiedniu. OPEC i jego sojusznicy będą debatować nad tym, czy ożywić trend większego wydobycia “czarnego zlota”.

Po 2 latach przerwy powraca anomalia El Niño, która zacznie rządzić pogodą już za kilka tygodni. Naukowcy snują czarne scenariusze kataklizmów pogodowych, które ze sobą przyniesie. Poprzednie pojawienie się El Niño w 2015 i 2016 roku, które było najsilniejszym dotąd obserwowanym, przyniosło nam najcieplejszy okres w skali globalnej na tle całej historii pomiarów meteorologicznych, a więc przynajmniej od połowy dziewiętnastego wieku. El Niño powstaje, gdy pasaty, z wciąż niewiadomych przyczyn, znacząco słabną, wówczas ciepłe prądy oceaniczne zaczynają się przemieszczać z Australii i wschodniej Azji ku Ameryce Południowej, dążąc do wyrównania się ciepłych wód powierzchniowych. Następuje osłabienie się zimnego Prądu Peruwiańskiego, co powoduje szereg anomalii pogodowych. Aktualnie chmury burzowe, które zwykle znajdują się nad Australią i zachodnią Oceanią zaczynają się formować nad środkową Oceanią i zachodnią częścią Ameryki Południowej. Tymczasem tam, gdzie dotąd stacjonowały, czyli nad Australią i zachodnią Oceanią zaczyna się pojawiać susza. El Niño to zjawisko, które milionom ludzi na całym świecie spędza sen z powiek. Niesie anomalie pogodowe, które są sprawcami katastrofalnych powodzi i suszy. Chociaż jego wpływ jest obserwowany od dziesiątek lat, to jednak nadal nie udało się do końca odkryć, co je wywołuje. Im dogłębniej je badamy, tym więcej mnoży się zagadek. Naukowcy są zdania, że El Niño i jego przeciwieństwo La Niña, są znacznie bardziej globalnymi zjawiskami niż nam się to do tej pory wydawało. Niegdyś występowały one co około 10 lat, obecnie znacznie częściej. Amerykańscy naukowcy informują, że dodatnia anomalia temperatury wód Pacyfiku będzie zauważalna już w lipcu. Z każdym kolejnym miesiącem temperatura wody będzie coraz bardziej odstawać od normy aż El Niño osiągnie apogeum późną jesienią lub na przełomie roku.

Opracował: Sławek Sobczak