Prezydent Donald Trump podpisał memorandum nakładające cła na chiński import, co grozi wybuchem globalnej wojny handlowej. Nowojorskie indeksy zareagowały najsilniejszymi spadkami od czasu lutowego tąpnięcia. Prezydent Stanów Zjednoczonych podpisał memorandum, na mocy którego amerykańska administracja może nałożyć cła i inne restrykcje na niektóre produkty importowane z Chin. Sankcje są odpowiedzią na praktyki Chin polegające na kradzieży i wymuszaniu transferów własności intelektualnej z amerykańskich firm, ale też na deficyt USA w obrotach handlowych z Chinami. Konkretna lista towarów ma zostać ogłoszona w ciągu 15 dni, ale już wiadomo, że znajdą się na niej dobra, których import do USA z Państwa Środka wynosił 50-60 mld dolarów rocznie (ok. 10 proc. całego importu do Stanów z Chin). Stawki mają być zaporowe i sięgać 25 proc. wartości sprowadzanych dóbr. “Chiny nie chcą wojny handlowej, ale się przed nią nie cofną” – ogłosiła ambasada Chin w Waszyngtonie. Ruch Trumpa daje jednak Pekinowi pewne pole manewru, pozostawiając obu stronom czas na negocjacje. Mimo wszystko decyzja Białego Domu stawia świat na krawędzi wojny handlowej, w ramach której kolejne kraje będą okładały się cłami, embargami i innymi szykanami gospodarczymi. Stąd też nieco może paniczną reakcję inwestorów trudno uznać za przesadzoną. Dow Jones stracił w czwartek ponad 700 punktów, a więc 2,93 proc. Indeks S&P500 zanurkował o 2,52 proc., kończąc dzień na najniższym poziomie od połowy lutego. Nasdaq stracił 2,43 proc. i wymazał marcowe wzrosty. Były to najsilniejsze spadki na Wall Street od sześciu tygodni. Najmocniej przeceniono akcje przemysłowych gigantów: kurs Caterpillara spadł o 5,7 proc., Boeinga o 5,2 proc., 3M o 4,7 proc., a General Electric o 3,8 proc.

Głębokie spadki odnotowały dziś wszystkie najważniejsze azjatyckie parkiety – japoński Nikkei zakończył sesję 4,51 proc. pod kreską, Shanghai Composite tracił na pół godziny przed zamknięciem 3,96 proc., a koreański KOSPI 3,29 proc. Hongkoński Hang Seng na półtorej godziny przed zakończeniem handlu spadał o 3,3 proc. Azjatyckie giełdy gwałtownie zareagowały na decyzję Trumpa o obłożeniu zaporowymi cłami dużej części produktów importowanych z Chin i odpowiedź Pekinu, która oznacza faktyczne rozpoczęcie wojny handlowej między dwoma największymi potęgami świata. “Chiński Nasdaq”, czyli Chinext obsunął się o 5,02 proc. Walory z Państwa Środka znalazły się na najniższych poziomach od 9 lutego, gdy do Azji dotarła fala mocnych spadków rozpoczęta na Wall Street. Ton spadkom narzucał Tencent. Technologiczny gigant z Chin nurkuje na kilkanaście minut przed finiszem sesji o przeszło 4 proc. po tym, jak jeden z największych akcjonariuszy spółki – Naspers – ogłosił wczoraj, że zamierza sprzedać akcje warte ok. 10 mld dolarów po cenie o 7,8 proc. niższej niż cena zamknięcia z czwartku. Jest to największa transakcja w historii parkietu, pomijając debiuty. Wyprzedaż dotarła także na chiński rynek metali przemysłowych. Kontrakty na rudę żelaza, gumę i stal zbrojeniową spadały o maksymalny dopuszczalny dzienny limit, a inne metale traciły po 4-6 proc. Chińskie ministerstwo handlu ogłosiło dziś zamiar objęcia 15-proc. stawką celną 120 amerykańskich towarów, od owoców i wina, po stalowe rury. Planowane jest także wprowadzenie 25-proc. cła na 8 grup produktów, w tym na amerykańską wieprzowinę. Łączna wartość importu tych dóbr z USA do Chin to ok. 3 mld dolarów rocznie. Na liście zabrakło kluczowych produktów – soi, sorgo i samolotów Boeinga. Dopiero objęcie tych produktów specjalnymi taryfami poważnie uderzyłoby w gospodarkę USA, szczególnie wrażliwy sektor rolniczy, istotny w tzw. “swing states”, gdzie decydują się losy wyborów w Stanach Zjednoczonych. Pekin zapowiedział już, że szykuje kolejne retorsje.

Kto czerpie największe zyski z globalizacji ostatnich kilku dekad? Odpowiedź na to pytanie stanowi klucz do zrozumienia politycznej dynamiki w większości krajów świata, od Panamy po Polskę.  Międzynarodowy Fundusz Walutowy wypuścił właśnie intrygujące badanie. Tekst „Podział zysków z globalizacji w latach 1970–2014” został przygotowany przez analityków MFW: Valentina F. Langa i Marinę Mendes Tavares. Autorzy proponują w nim nowatorskie podejście. Nie upierają się (jak czyni to niestety wielu naszych ekonomistów i komentatorów), że globalizacyjny sukces albo porażkę da się mierzyć wyłącznie tempem wzrostu PKB. Postulują za to, by pomiar poszerzyć o wskaźnik dystrybucji globalizacyjnych zysków wewnątrz społeczeństwa, czyli o dynamikę nierówności, która globalizacji towarzyszyła. Jak się okazuje są kraje, które zglobalizowały się w tym czasie mocno, a ich gospodarka istotnie w tym czasie urosła. Prymusami były pod tym względem kraje średnio rozwinięte: Peru, Albania, Azerbejdżan czy Bośnia. W tym gronie są również dwa spośród krajów rozwiniętych: Słowacja oraz Polska. W tym samym czasie spora część krajów przyjęła zupełnie inny model rozwoju. Tak zrobiły na przykład Bośnia i Hercegowina, Chiny czy Myanmar, a z rozwiniętych choćby Korea czy Singapur. One rosły w tym okresie (akurat tutaj chodzi o lata 1990–2014) przynajmniej równie szybko, ale osiągnęły go przy dużo mniejszym otwarciu na procesy globalizacyjne. Jeśli więc potraktować globalizację jako koszty wysokiego wzrostu, to zapłaciły one zań niższą cenę. Były też oczywiście kraje, które się otworzyły, ale wcale nie urosły (Ukraina, Gruzja). Oraz cała masa takich, które trochę się zglobalizowały i trochę podrosły. To jednak dopiero początek zabawy, bo do tych wykresów dodać należy zmiany w poziomie nierówności społecznych. Dopiero gdy dodamy do siebie oba te zjawiska, dostaniemy prawdziwą mapę wpływu globalizacji na rozwój społeczny. Ta mapa jest dużo bardziej skomplikowana.

Globalna sprzedaż broni rośnie od początku 2000 roku. W latach 2013-2017 wzrosła o 10 proc. w porównaniu do poprzednich pięciu lat. Badania globalnego rynku broni przeprowadził Stockholm Peace Research Institute (SIPRI). Raport Trends in International Arms Transfers wylicza 67 krajów – głównych eksporterów broni w latach 2013-2017. Pięć największych dostawców w tym okresie to Stany Zjednoczone, Rosja, Francja, Niemcy i Chiny. Ich sprzedaż stanowiła łącznie 74 proc. całego eksportu broni w latach 2013-2017. Oprócz tych krajów dużą rolę odegrała również Wielka Brytania, Hiszpania, Izrael i Włochy. Przepływ broni do Azji i Oceanii oraz na Bliski Wschód w latach 2008-12 i 2013-17 wzrastał, podczas gdy spadła liczba broni sprzedawanej do Afryki, obu Ameryk i Europy. W ciągu pięciu lat (2013-2017) Stany Zjednoczone odpowiadały za 34 proc. globalnego eksportu broni. Eksport z USA wzrósł o 25 proc. w latach 2008-12 i 2013-17. Był o 58 proc. wyższy niż z Rosji – drugim co do wielkości eksporterze broni w tym okresie. Stany Zjednoczone dostarczyły broń do 98 krajów. Sprzedaż do państw na Bliskim Wschodzie stanowił 49 proc. całkowitego eksportu broni w tym okresie. Polska znalazła się na 38 miejscu wśród największych importerów w latach 2013-17. Nasi główni eksporterzy to Niemcy (zaopatrzyli nas w broń w 29 proc.), Finlandia (21 proc.) oraz Włochy (19 proc.). Układ ten, wraz z zakupieniem sprzętu wojskowego od Stanów Zjednoczonych, znacząco się zmieni w ciągu najbliższych lat.

Izba Reprezentantów Kongresu USA przyjęła ustawę budżetową. Przewiduje ona wyasygnowanie w roku finansowym 2018 łącznie 1,3 bln dol. Za przyjęciem kompromisowego projektu ustawy głosowało 256 ustawodawców. Przeciwnych było 167. Ustawa budżetowa USA liczy 2 232 strony. Identyczną ustawę musi teraz przyjąć amerykański senat. Ostateczny tekst trafi do podpisu prezydenta. Prezydent Donald Trump zapowiedział już, że podpiszę ustawę, mimo że w wersji zatwierdzonej przez Izbę Reprezentantów przewiduje ona na realizację jego głównej obietnicy wyborczej – budowy muru na granicy z Meksykiem – tylko 1,6 mld dol. zamiast 25 mld dol., o które występowała administracja Trumpa. Ustawa przewiduje między innymi przeznaczenie na obronę dodatkowych 80 mld dol., zwiększenie wydatków wewnętrznych o 63 mld dol. – znajdują się w tym nakłady na infrastrukturę, opiekę medyczną oraz 4 mld dol. na walkę z epidemią uzależnienia od opioidów. W ustawie nie znalazło się jednak – wbrew nadziejom Demokratów – rozwiązanie sytuacji tzw. marzycieli, czyli co najmniej 700 tysięcy nielegalnych imigrantów, którzy zostali przeszmuglowani przez “zieloną granicę” z reguły przez swoich rodziców, kiedy mieli przeciętnie ok. 7 lat. Wśród nich znaleźć można też ponad 3 tys. obywateli Polski, którzy trafili do Stanów Zjednoczonych nielegalnie jako niepełnoletni. Ustawa budżetowa obejmuje też wprowadzenie nowych, bardziej rygorystycznych regulacji w dziedzinie sprzedaży broni palnej i sprawdzania przeszłości kryminalnej jej potencjalnych nabywców (tzw. regulacje Fix NICKS), a także dodatkowe środki na poprawę bezpieczeństwa szkół publicznych. Republikanom udało się w ustawie doprowadzić do całkowitego wstrzymania subwencji federalnych dla dokonujących aborcji sieci klinik Planned Parenthood Care. Głosowanie nad projektem ustawy w Kongresie jest ostatnim epizodem trwającej od 1 października ubiegłego roku batalii o zaaprobowanie przez Kongres budżetu rządu. Termin kolejnego prowizorium budżetowego upływa dziś o północy.

Opracował: Sławek Sobczak