Taniejące o blisko 7 proc. akcje Facebooka pociągnęły w dół sektor technologiczny. S&P500 i Nasdaq zaliczyły najgorszą sesję od pięciu tygodni. Giełdowym bykom nie pomagała też perspektywa wzrostu stóp procentowych w USA. Zapewne już w jutro Rezerwa Federalna dokona kolejnej podwyżki stóp procentowych. W oczekiwaniu na marcowy komunikat FOMC rynek spekuluje co do liczby tegorocznych podwyżek: mowa jest już o trzech bądź czterech ruchach po 25 pb. każdy. W rezultacie rentowność amerykańskich obligacji 2-letnich wzrosła do najwyższego poziomu od jesieni 2008 roku. To wiadomość skryła się jednak w cieniu nagłówków o kłopotach Facebooka. Firma Marka Zuckerberga miała udzielić dostępu do danych o 50 mln swoich użytkowników jednej z firm pracujących na rzecz kampanii wyborczej Donalda Trumpa. Inwestorzy przestraszyli się, że ta sprawa skończy się nałożeniem na FB nowych obostrzeń przez władze USA i Wlk. Brytanii, co może uszczuplić wpływy z reklam. W efekcie akcje Facebooka przeceniono o 6,77 proc. Tą wiadomością najczęściej uzasadniano odwrót inwestorów od niezmiernie popularnych akcji spod szyldu FANG (Facebook, Amazon, Netflix, Google). Mimo dzisiejszej przeceny Facebook wciąż wyceniany jest na 32-krotność zysków za ostatnie 4 kwartały. C/Z w przypadku Amazona i Netfliska sięgają absurdalnych 251! Odnotujmy jednak, że w ostatnich godzinie handlu nowojorskie indeksy odrobiły część strat. Nasdaq, który zniżkował już o przeszło 2 proc., zakończył dzień stratą 1,84 proc. Raptem tydzień temu ten sam Nasdaq ustanowił nowy rekord wszech czasów. S&P500 w poniedziałek obniżył się o 1,42 proc. Dow Jones spadł o 1,35 proc.

Nowa wojna słów wybuchła między Waszyngtonem i Caracas po tym, jak prezydent Donald Trump zakazał używania wspieranej przez wenezuelskie zapasy ropy, kryptowaluty Petro, będącej środkiem walki z amerykańskimi sankcjami i blokadą finansową oraz mającej podważyć dominację dolara. Już miesiąc temu Departament Skarbu USA ostrzegł, że inwestycje w Petro naruszą sankcje nałożone przez Waszyngton przeciwko Caracas, co technicznie uniemożliwia amerykańskim bankom i inwestorom otwarcie nabywać petro a tym samym stanowi ryzyko prawne dla inwestorów. Zdecydowanie głośniej w tej sprawie zrobiło się natomiast w poniedziałek wieczorem, kiedy to Donald Trump podpisał rozporządzenie zakazujące handlu w wenezuelskiej kryptowalucie Petro. Zakaz obejmuje “wszystkie transakcje związane z zapewnieniem finansowania i innymi transakcjami w Stanach Zjednoczonych, które zostały wystawione przez, w imieniu lub na rzecz rządu Wenezueli w dniu lub po 9 stycznia 2018 r. są zabronione z dniem wejścia w życie niniejszego rozporządzenia.” – czytamy w oświadczeniu Białego Domu. Lider Partii Socjalistycznej, Nicolás Maduro, odniósł się do oficjalnego oświadczenia, potępiając “nowe sankcje ze strony reżimu Donalda Trumpa”. Maduro dodał, że posunięcie to “stanowił naruszenie Karty Narodów Zjednoczonych” i “nową imperialną agresję i atak ukierunkowany na naszych obywateli.” Maduro posunął się nawet do nazwania nowych sankcji “zbrodnią przeciwko ludzkości”, która powinna być ścigana przez Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) w Hadze, na podstawie artykułu 7 rzymskiego statutu ustanawiającego sąd. W przeciwieństwie do innych kryptowalut, takich jak Bitcoin, Petro jest wspierane przez konkretne aktywa – zapasy wenezuelskiej ropy naftowej i innych zasobów naturalnych. Nie ma wątpliwości, że kryptowaluta ta powstała w celu obejścia amerykańskich sankcji. Maduro przysiągł, że pomimo sankcji Wenezuela będzie kontynuowała rozwój krajowej technologii blockchain i “sprawi, że Petro stanie się jedną z najbardziej solidnych i godnych zaufania kryptowalut na świecie”.

Chiny wchodzą w nową fazę rozwoju. Po długim okresie trucia powietrza teraz przyszedł czas na walkę o czyste środowisko. Wojna już się rozpoczęła. A że Chińczycy wszystko robią z wielkim rozmachem, to i z zanieczyszczeniem chcą rozprawić się jak nigdy wcześniej. Zanieczyszczenie powietrza w Państwie Środka jest tak ekstremalne, że w 2015 r. niezależna grupa badawcza Berkeley Earth oszacowała, że chiński smog przyczynia się do 1,6 miliona zgonów rocznie w tym kraju. Teraz rząd próbuje to zmienić. Na rozpoczętym 5 marca Ogólnochińskim Zgromadzeniu Przedstawicieli Ludowych (zjazd chińskiego parlamentu) przywódcy oświadczyli, że zwiększą wydatki na ograniczenie zanieczyszczenia o 19 procent w porównaniu z poprzednim rokiem, co oznacza wzrost nakładów do 40,5 mld juanów (renminbi). To około 6,4 miliarda dolarów. Ponadto będą dążyć do zmniejszenia emisji dwutlenku siarki i tlenku azotu o 3 procent. Walka z zanieczyszczeniem ma dokonać się bez szkody dla rozwoju gospodarki. Mało tego, Chińczycy chcą wykorzystać swoją politykę ekologiczną, aby stać się liderem innowacji technologicznych. Wojna rządu Chin z zanieczyszczeniem powietrza idealnie wpisuje się w inną strategię chińskich przywódców, czyli dominację na globalnym rynku przemysłu pojazdów elektrycznych. Auta napędzane czystą energią to tylko początek chińskiej walki o jakość powietrza. Kolejny krok to wymiana starych elektrowni na odnawialne źródła energii. Na całym świecie ceny paneli słonecznych spadają – co pozwala szybciej odejść od węgla. A spadek cen solarów w dużej mierze to zasługa Chin, które inwestują w ten sektor ponad dwa razy więcej niż w Stany Zjednoczone. Państwo Środka jest domem dla globalnych liderów w branży. Chiny nie poprzestają w poszukiwaniu nowych źródeł czystej energii. Oprócz energii wiatrowej i słonecznej najbardziej popularnych na całym świecie, Chińczycy eksplorują też nowe technologie, które mogą być alternatywą dla węgla, np. wodór.

Norweski rząd mniejszościowy stanął w obliczu rozpadu po tym, jak opozycja zaczęła się domagać odwołania antyimigracyjnej minister sprawiedliwości Sylvi Listhaug po jej kontrowersyjnym wpisie na Facebooku. Premier kraju Erna Kolberg z Partii Konserwatywnej musi się z zmierzyć z politycznym wyzwaniem, jakie rzucili jej członkowie Chrześcijańskiej Partii Ludowej Ugrupowanie ma dziś zdecydować, czy poprze centrolewicę, która chce przegłosowania wotum nieufności wobec kontrowersyjnej minister sprawiedliwości. Głosowanie nad wotum nieufności mogłoby zmusić cały rząd poddania się ponownemu głosowaniu nad wotum zaufania – zaledwie 6 miesięcy po ostatnich wyborach. Po tym, jak w parlamencie upadła propozycja, aby ułatwić proces odbierana obywatelstwa osobom podejrzanym o terroryzm, minister sprawiedliwości Norwegii (członkini Partii Postępu) napisała na Facebooku, że Partia Pracy (która głosowała przeciw tej propozycji) w większym stopniu dba o prawa terrorystów niż o bezpieczeństwo narodowe. Co prawda minister Sylvi Listhaug przeprosiła już za swoje słowa, ale mimo to z inicjatywy Partii Pracy na wtorek zaplanowano głosowanie nad wotum nieufności wobec Listhaug. Chrześcijańscy Demokraci mają się dziś spotkać i określić, czy wesprą inicjatywę Partii Pracy i zagłosują przeciw minister sprawiedliwości. Zapleczem politycznym dla minister sprawiedliwości Sylvi Listhaug jest antyimigracyjne skrzydło Partii Postępu, której przewodniczy Siv Jansen, obecny minister finansów. Dziś od decyzji Chrześcijańskich Demokratów zależy przyszłość minister sprawiedliwości oraz możliwe, że też i całego norweskiego rządu.

PLL LOT są członkiem sojuszu Star Alliance, do którego należą m.in. United i Lufthansa. Narodowy przewoźnik nie ustaje jednak w poszukiwaniach nowych partnerów. Podróż na Hawaje lub Alaskę na jednym bilecie z Warszawy i odbiór bagażu dopiero na miejscu? Pasażerom z Polski ma to umożliwić współpraca, jaką PLL LOT nawiążą z Alaska Airlines. Dzięki temu narodowy przewoźnik będzie mógł włączyć do swojej siatki połączeń trasy oferowane przez amerykańskiego partnera. W praktyce oznaczałoby to, że pasażer mógłby kupić jeden bilet na podróż np. z Warszawy do Honolulu przez Los Angeles w obie strony, uzyskując korzystniejszą cenę niż przy zakupie dwóch osobnych biletów. Z kolei odprawiając się na lotnisku w Warszawie, nadałby bagaż, który odebrałby dopiero na Hawajach. Wcześniej jednak linia lotnicza z Seattle skupia się na innym ważnym projekcie – przyłączeniu linii Virgin America.

Opracował: Sławek Sobczak