Poniedziałkowa sesja na nowojorskich parkietach przyniosła kontynuację odbicia z piątkowego popołudnia. Giełdowe indeksy zyskały po przeszło 1 proc. przy (prawie) pustym kalendarium makroekonomicznym. Bykom z Wall Street trzecią sesję z rzędu sprzyjał fakt, że rynkowe stopy procentowe przestały rosnąć. Rentowność skarbowych obligacji 2-letnich utrzymała się na poziomie 2,23 proc., a więc o pięć punktów bazowych poniżej zeszłotygodniowego maksimum (stanowiącego zarazem 10-letni szczyt). Papiery 10-letnie płaciły w poniedziałek 2,84 proc., a zatem o 9 pb mniej niż jeszcze w zeszłą środę. Taka sytuacja wystarczyła, aby ceny akcji znów poszły w górę. To, co w piątek wyglądało jak zwyżka typu “last minute”, w poniedziałek przerodziła się w bardziej trwały ruch w górę. Byki kontrolowały rynek przez cały dzień. Ostatecznie Dow Jones zyskał blisko 400 punktów, rosnąc o 1,58 proc. S&P500 po wzroście o 1,18 proc. zameldował się na poziomie 2 779,60 punktów.  Indeks s&P500 notowany jest po niemal 26-krotności przypadających nań zysków spółek za ostatnie cztery kwartały. Drożej było tylko podczas bańki internetowej na przełomie XX i XXI wieku.

Inwestorów nie zmartwiły najnowsze dane z rynku nieruchomości – bardzo przecież wrażliwego na wzrost stóp procentowych (w USA domy kupuje się na kredyt). W styczniu sprzedaż nowych domów spadła o 7,8 proc. mdm, zaliczając najsilniejszy miesięczny spadek od 5 lat i bardzo wyraźnie rozmijając się z oczekiwaniami ekonomistów. W tym tygodniu w centrum uwagi amerykańskich inwestorów powinien pozostać temat stóp procentowych. We wtorek nowy szef Rezerwy Federalnej Jerome Powell rozpocznie urzędowanie od złożenia przed Kongresem półrocznego raportu z prowadzenia polityki monetarnej. Zapis tego raportu jest już znany i nie zakłada istotnych zmian w zamierzeniach Fedu. Rynek spodziewa się, że bank centralny USA podniesie stopy procentowe na marcowym posiedzeniu. Kolejna podwyżka oczekiwana jest w czerwcu.

Poznaliśmy dane z USA o zamówieniach na dobra trwałe publikowane przez Census Bureau. Wskaźnik spadł w styczniu o 3,7 proc. poprzednio był wzrost o 2,6 proc. po rewizji w górę. W ujęciu kwotowym daje to 239,7 mld dolarów po spadku w styczniu o 9,2 mld, to drugi z rzędu spadek tego wskaźnika. Wyłączając transport nowe zamówienia spadły o 0,3 proc., poprzednio był to wzrost o 0,7 proc. po rewizji w górę. Niezrealizowane zamówienia na dobra trwałe spadły w styczniu o 0,3 proc. to czwarty spadek pod rząd w tej kategorii. Zapasy wzrosły o 1,3 mld dolarów co daje 0,3 proc. Po danych amerykański dolar osłabia się, widać to zarówno na głównej parze EURUSD jak i na USDJPY, ten drugi wraca w rejon poziomu 107,1. Dane wypadają dość blado w kontekście nie tak wysokich oczekiwań oraz wysokiej bazy z poprzedniego miesiąca. Na rynku giełdowym, amerykański SP500 utrzymuje dorobek wzrostowy z wczorajszego dnia i przed otwarciem regularnej sesji znajduje się przy 2780 punktów.

Craig Wright, który jeszcze kilka lat temu uważany był za legendarnego Satoshi’ego Nakamoto, twórcę sieci Bitcoin i pierwszej kryptowaluty, został oskarżony o kradzież $10 miliardów w BTC, które należały do byłego partnera biznesowego. Zgodnie z aktem oskarżenia przedłożonym w sądzie rejonowym na Florydzie, Wright wraz z nieżyjącym już Davem Klaimanem prowadził kopalnię kryptowalutową, dzięki której wydobyto od 0,55 do 1,10 mln Bitcoinów. Jak twierdzi prokurator samozwańczy Nakamoto podrobił serię dokumentów po śmierci swojego partnera chcąc upozorować zrzeczenie się przez niego praw do posiadanych udziałów. Interesy Kleimana w sądzie reprezentowane są przez jego brata, który liczy na zwrot nielegalnie przywłaszczonych Bitcoinów, o łącznej wartości ponad $10 miliardów. Niepewne źródło pochodzenia środków miało spowodować, że biznesmen stał się obiektem zainteresowania organów podatkowych, a jego dom został przeszukany przez australijską policję. Postać Satoshi’ego Nakamoto była identyfikowana w ostatnich latach już kilkukrotnie. Ostatecznie wszystkie tropy okazywały się jednak fałszywe i obecnie sympatycy rynku kryptowalut są przekonani, że pod pseudonimem występowało co najmniej kilka, a nie jedna osoba.

Eksport rosyjskiej żywności bije rekordy. Rosja sprzedała w ubiegłym roku o 25 proc. produktów więcej niż rok wcześniej. To największy wzrost od 2012 roku. Wartość sprzedaży żywności za granicę wyniosła 19 mld dol. – wynika z danych rosyjskiego centrum eksportu. Na tak dobry wynik złożyły się przede wszystkim sprzedaż pszenicy, mrożonych ryb oraz cukru. Dziś połowa krajów świata kupuje pszenicę z Rosji. Przewaga konkurencyjna tego kraju opiera się na wysokich plonach i drobnych cenach surowców. Moskwa próbuje zmniejszyć swoje uzależnienie od importu żywności od czasu wprowadzenia sankcji przez kraje Zachodu. Z kolei wyższe ceny pszenicy na rynkach światowych sprawiły, że Rosja zarobiła więcej niż w poprzednich latach. Oprócz pszenicy Rosji dało się też zwiększyć sprzedaż słodyczy i cukru. Do państw, które szczególnie chętnie kupują produkty żywnościowe z Rosji, należy Egipt. To liczące ok. 95 mln obywateli państwo w ubiegłym roku przegoniło Chiny i stało się największym klientem rosyjskiej żywności. Egipcjanie chętnie kupowali rosyjskie zboża i olej słonecznikowy, których sprzedaż do Egiptu wzrosła w ubiegłym roku aż o 44 proc., zaś jej wartość osiągnęła 1,74 mld dol.

Skala polskiej emigracji zarobkowej z pewnością jest powodem do niepokoju. Według danych GUS-u i Eurostatu, w innych krajach UE obecnie mieszka mniej więcej 2,5 mln naszych rodaków. Skutki emigracji zarobkowej są widoczne m.in. na rynku pracy i mniejszych rynkach mieszkaniowych. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że nie tylko Polacy masowo wyjechali do pracy za granicą. Mieszkańcy kilku innych państw Unii Europejskiej jeszcze częściej wybierają emigrację. Polacy stanowią drugą najliczniejszą grupę emigrantów w obrębie UE (2,36 mln w 2016 r.). Jeszcze chętniej emigrują mieszkańcy Rumunii. W 2016 r. poza granicami ojczystego kraju przebywały prawie trzy miliony Rumunów. Trudno zatem dziwić się, że obywatele Rumunii stanowią konkurencję dla Polaków na rynkach pracy niektórych krajów UE (np. Niemiec oraz Wielkiej Brytanii). Jeżeli chodzi o inne kraje „nowej Unii”, to stosunkowo dużą liczbą emigrantów wyróżnia się też Bułgaria (0,64 mln w 2016 r.). W innych państwach UE dość trudno spotkać natomiast Czechów (0,11 mln), Estończyków (0,07 mln) oraz Słoweńców (0,06 mln). Częściej wyjeżdżają m.in. Słowacy (0,33 mln emigrantów w 2016 r.), Węgrzy (0,39 mln), Litwini (0,32 mln) oraz Chorwaci (0,40 mln). Uwagę zwraca również duża liczba Włochów i Portugalczyków, żyjących w innych krajach wspólnoty. Dla sporej części tych osób, motywacją do opuszczenia rodzinnego kraju był kryzys gospodarczy połączony z wysokim bezrobociem wśród młodych osób.

Opracował: Sławek Sobczak