Alan Greenspan pożegnał się z Rezerwą Federalną 12 lat temu jednak jego głos wciąż silnie rezonuje w środowiskach finansowych na całym świecie. Nestor bankowości centralnej po raz kolejny przypomniał, że sytuacja na rynkach nie jest zdrowa. Mamy dwie bańki. Jest bańka na akcjach i jest bańka na obligacjach. Ostatecznie ta druga będzie sprawą krytyczną, lecz w krótkiej perspektywie nie jest tak zła. Zmierzamy jednak w kierunku wzrostu długoterminowych stóp procentowych, a to ma bardzo istotny wpływ na całą strukturę gospodarki – powiedział Greenspan w wywiadzie dla Bloomberg TV. Warto przypomnieć, że wczoraj Rezerwa Federalna nie podniosła stóp procentowych. Były przewodniczący Rezerwy Federalnej zwrócił uwagę na rosnący dług USA, który w najbliższym czasie zwiększyć mogą działania zapowiedziane przez Donalda Trumpa w przemówieniu o stanie Unii. – Relacja długu do PKB niebawem przekroczy poziomy z czasów II wojny światowej. To ekstremalna sytuacja. Myślę, że nie przywiązujemy do tego należytej wagi – dodał Greenspan. Jak dodał, martwi go także nieustanny spadek oszczędności prywatnych w amerykańskiej gospodarce. 92-letni ekonomista nie chciał skomentować kończącej się kadencji Janet Yellen, którą w fotelu przewodniczącego od dziś zastąpi Jerome Powell, wskazany na to stanowisko przez Donalda Trumpa. Jak stwierdził Greenspan, niepisaną zasadą jest, że poprzedni szefowie Fedu nie komentują polityki prowadzonej przez ich następców.

Stany Zjednoczone nie znalazły się w gronie w “pełni” demokratycznych 19 krajów. Prawie wszystkie one znajdują się w Europie – wynika z najnowszej edycji corocznego badania Democracy Index. Indeks autorstwa The Economist Intelligence Unit uwzględnia 167 krajów z całego świata i dostarcza informacji na temat stanu ich demokracji. Kraje, które zostały ocenione w tym badaniu obejmują niemalże całą światową populację. Jednak “pełne” demokracje zamieszkuje zaledwie 4,5 proc. ludzi na świecie. Najbardziej doskonałymi demokracjami są Norwegia, Islandia, Szwecja, Nowa Zelandia oraz Dania. Polska nie znalazła się wśród wyróżnionych 19 krajów. Kolejne 57 państw to zdaniem twórców indeksu „wadliwe” demokracje, które zamieszkuje 44,8 proc. całkowitej populacji świata. Problemem w tych krajach jest brak pełnej wolności słowa, który dotyczy m. in. Korei Płd., Hongkongu oraz Francji. Zdaniem redaktorki raportu Joan Harey wolność słowa jest ograniczana zarówno w demokratycznych, jak również autorytarnych państwach. Dzieje się tak między innymi w ramach walki rządów ze zniesławieniami, terroryzmem czy bluźnierstwami.

Sklep internetowy Amazon zepchnął Google z pierwszego miejsca na liście najbardziej wartościowych marek na świecie przygotowywanej co roku przez firmę BrandFinance. Ta pierwsza marka jest warta ponad 150 mld dol. W ciągu ostatniego roku „podrożała” o ponad 40 proc. Wartość Google’a też się zwiększyła, ale o 10 proc., do niewiele ponad 120 mld dol. To wystarczyło do zajęcia dopiero trzeciego miejsca. Drugą pozycję utrzymał bowiem Apple, którego marka jest warta 146 mld dol. Twórcy rankingu stwierdzają, że zaczynając skromnie jako księgarnia internetowa, Amazon stał się największym biznesem internetowym na świecie, zarówno pod względem wartości rynkowej jak i przychodów. W III kwartale ubiegłego roku (dane za IV kw., tradycyjnie najlepszy w handlu) obroty firmy wyniosły niemal 44 mld dol. Były o jedną trzecią większe niż rok wcześniej. Amazon jest jednak równocześnie jedyną marką w pierwszej piątce, której nie nadano najwyższego ratingu AAA+. Jej ocena to AAA-. Wśród 500 najbardziej wartościowych marek prawie 200 pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. To m.in. efekt rozwiniętego rynku finansowego. W spółkach giełdowych łatwiej o wycenę marki. Równocześnie na liście znalazło się 65 marek z Chin. Ich udział w wartości pierwszej pięćsetki zwiększył się w ostatnich dziesięciu latach z 3 proc. do 15 proc.  Na liście nie ma żadnej polskiej firmy. Oznacza to, że wartość żadnej z nich nie sięga 3,67 mld dol. (tyle jest wart brand pozycji nr 500 – firmy zarządzającej aktywami BlackRock).

Przez zjawisko turbulencji tracimy bardzo dużo energii. Ostatnie badania w tym obszarze pokazują, że mamy do czynienia z przełomem, od którego może zależeć przyszłość gatunku ludzkiego – pisze Mark Buchanan. Chodzi m.in. o turbulencje, powstające wtedy, gdy pompujemy powietrze, wodę, ropę, gaz czy inne substancje przez infrastrukturę przesyłową, np. ropo- czy wodociągi. Ze względu na efekty zakłócające, występujące przy zjawisku turbulencji, tracimy ok. 10 proc. całej energii produkowanej na Ziemi. Na szczęście ostatnie przełomowe badania w królestwie fizyki sprawiają, że znajdujemy się bliżej rozwiązania tego problemu. Na podstawie serii eksperymentów niemiecki fizyk Bjorn Hof wraz z kolegami doszli do ciekawych wniosków: turbulencje pojawiają się w formie małych „podmuchów” – małych obszarów zakłóconego przepływu. Następnie mogą się one podzielić, wywołując kolejne „podmuchy”. Powyżej pewnej prędkości przepływu podmuchy te jednak nikną szybciej niż się pojawiły. Ale niemiecki badacz i jego koledzy poszli jeszcze dalej, próbując zbadać, w jaki sposób można kontrolować turbulencje. To może być przełomem w nauce. Być może okaże się niezbędne do przetrwania ludzkiego gatunku. Ze względu na efekty zakłócające, występujące przy zjawisku turbulencji, tracimy ok. 10 proc. całej energii produkowanej na Ziemi.

Kwota jaką zainkasował nowy gracz klubu Harunustaspor nie jest może oszałamiająca, istotne jest jednak to, że mamy do czynienia prawdopodobnie z pierwszym takim transferem na świecie. Zakupu nowego gracza za 0,0524 Bitcoina dokonał amatorski klub Harunustaspor z Turcji. Prezes klubu, Haldun Sehit w wywiadzie dla CNN przyznał, że takie posunięcie miało miejsce “by wyrobić sobie markę w kraju i na świecie”. Można uznać, że po części to się udało, ponieważ w przeciwnym razie niewiele osób w ogóle kiedykolwiek usłyszałoby o tej drużynie. Zawodnikiem, który został zakupiony przez klub jest 22-letni Omar Faruk Kiroglu. Omar w przeliczeniu na tureckie liry (TRY) otrzymał kwotę 2.500, co odpowiada około 385 brytjskich funtów lub 470 euro.

Everything bubble, czyli jednoczesna bańka spekulacyjna w akcjach, obligacjach i kryptowalutach zaczyna powoli pękać w szwach. Ostatnie miesiące pokazują jednak, że nieciekawie zaczyna się robić także w sektorze nieruchomości. W trakcie ostatniego kryzysu finansowego zdecydowana większość banków centralnych na świecie zdecydowała się na ostre obniżki stóp procentowych. Tani kredyt miał napędzić koniunkturę gospodarczą i pomóc uporać się z recesją. Największe banki centralne sprowadziły stopy procentowe do zera, wiele innych zbliżyło się do tego poziomu. Z czasem polityka zerowych stóp procentowych zaczęła wywierać wpływ na rynek nieruchomości. Ostatecznie dzięki niskim kosztom kredytu więcej osób decydowało się na zakup domu. Zakrojona na szeroką skalę akcje kredytowa, podobnie jak przed kryzysem, zwiększała popyt na nieruchomości. To z kolei prowadziło do wzrostu ich cen. Jakby tego było mało, zerowe lub bliskie zeru stopy procentowe oznaczały niskie oprocentowanie lokat. Nie dziwi zatem fakt, że niektóre osoby przenosiły się z kapitałem na rynek nieruchomości, aby czerpać zyski z wynajmu. Koniec końców, ceny nieruchomości w wielu krajach zaczęły rosnąć w bardzo szybkim tempie. W przypadku Stanów Zjednoczonych podwyżki stóp procentowych do tej pory miały umiarkowany wpływ na rynek nieruchomości, natomiast analizując ostatni rok warto zwrócić uwagę na Manhattan. Liczba transakcji spadła tam aż o 43 proc. względem roku 2016. Skąd taka zmiana? Otóż wraz z ograniczeniami narzuconymi przez władze w Pekinie napływ chińskiego kapitału zaczął słabnąć, co momentalnie zmniejszyło popyt na nieruchomości na Manhattanie. Mniejszy napływ chińskiego kapitału odciśnie piętno zarówno na USA, jak i Kanadzie. Pojedyncze rynki nieruchomości wysłały już pierwsze ostrzeżenia. Obecna sytuacja jest specyficzna: mamy globalny zwrot w stronę protekcjonizmu co szkodzi rynkom, a kolejne banki centralne rozważają podwyżki stóp procentowych. Mówiąc prościej: wzrosty na niektórych rynkach nieruchomości się wyczerpują, poziom ryzyka jest ogromny. Można podejrzewać, że to dobry moment dla zawodowców, żeby się wycofać.

Opracował: Sławek Sobczak