Nowy rok na globalnym rynku walutowym rozpoczyna się od wyjątkowej słabości dolara. 2 stycznia przed południem za dolara płacono niewiele ponad 3,45 zł. Po raz ostatni amerykańska waluta była tak tania w połowie grudnia 2014 r. Tym samym złoty kontynuuję ubiegłoroczny trend zyskiwania względem dolara. Przypomnijmy, że polska waluta zyskała blisko 18 proc. względem „zielonego”. To wynik, który wśród istotniejszych walut osiągnęła jedynie czeska korona. Obie waluty były także jedynymi, które umocniły się względem euro. Za walutę 19 państw płacono dziś przed południem mniej niż 4,17 zł. Po raz ostatni euro kosztowało mniej w sierpniu 2015 r. Na globalnym rynku walutowym historią dnia jest oczywiście sytuacja na najważniejszej parze czyli EUR/USD. Nowy rok na eurodolarze rozpoczął się od przebicia okrągłego poziomu 1,20 USD, co po raz ostatni miało miejsce we wrześniu 2017 r. W dzisiejszym kalendarium makroekonomicznym pierwsze skrzypce grały dane dotyczące indeksów PMI. Kondycja przemysłu w Polsce jest najlepsza od blisko trzech lat, jednak na Zachodzie sytuacja w branży wytwórczej wciąż wygląda lepiej.

Wartość złota w 2017 roku wzrosła o 13 procent – to najlepszy wynik królewskiego kruszcu od 2010 roku. Zwieńczeniem bardzo dobrych 12 miesięcy był ostatni tydzień grudnia, w trakcie którego cena uncji zyskała 2,3 procent i poszybowała do poziomu ponad 1300 dolarów. Popytu na złoto nie były w stanie zahamować ani bijące rekordy indeksy giełdowe, ani rosnące stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych. Złoto zyskiwało na popularności wraz z rosnącym ryzykiem geopolitycznym, za którym stoi Kim Dzong Un. Północnokoreański dyktator w minionym roku groził atakiem nuklearnym na USA, nieustannie prowokował także Koreę Południową i Japonię. I chociaż za pogróżkami Pjongjangu stoją przede wszystkim cele ostrzegawcze czy obronne, wśród inwestorów wciąż panuje niepewność co do tego, na ile Kim Dzong Un jest przewidywalny i czy istnieje realne zagrożenie wcielenia jego gróźb w życie. Na wzrost cen królewskiego kruszcu wpływał także słabnący dolar. Obrazujący wartość amerykańskiej waluty w stosunku do sześciu najważniejszych walut globu wskaźnik US Dollar Index stracił w 2017 roku 10 procent, sprawiając, że inwestycja w złoto stała się bardziej opłacalna dla kupujących spoza Stanów Zjednoczonych. Spore zainteresowaniem złotem to także efekt historycznie niskich stóp procentowych. Zgodnie z szacunkami, ujemna stopa zwrotu dotknęła na całym świecie posiadaczy obligacji o łącznej wartości 10 bilionów dolarów. Szczególnie widoczne jest to w Europie. Nic więc dziwnego, że coraz więcej osób wycofuje swoje pieniądze z obligacji czy lokat bankowych (które przy wzrastającej inflacji przynoszą tylko coraz większą stratę) i lokuje swój kapitałach w innych aktywach, m.in. w złocie, które staje się coraz ciekawszą alternatywą. A to winduje cenę królewskiego kruszcu.

Jeszcze na początku grudnia Bitcoin rozrysowywał rekordy swojej dominacji na rynku kryptowalut, gdzie procentowy udział w łącznej kapitalizacji wynosił ponad 60 proc. Na początku nowego roku wartość ta osuwa się jednak poniżej 40 proc. znajdując się na historycznych minimach. Jeszcze na początku 2017 normalnym było, że Bitcoin to 80 proc. całego rynku kryptowalut pomimo ogromnej ilości monet alternatywnych. Sytuacja zaczęła się jednak bardzo dynamicznie zmieniać i w czerwcu dominacja Bitcoina spadła po raz pierwszy w historii pod pułap 40 proc. Następnie obserwowaliśmy stabilny wzrost i powrót nad 60 proc. – grudzień przynosi jednak ponowne osunięcia oraz rozrysowanie rekordowego dołka jeżeli chodzi o procentowy udział w łącznej kapitalizacji rynkowej. Pomimo faktu, że najstarsza z kryptowalut cały czas traci, to pozostałe rysują rekordowe szczyty pokonując w Nowym Roku granicę $400 miliardów łącznej wartości. Jest to przed ewszystkim zasługą Ripple ($89 miliardów), Ethereum ($85 miliardów) oraz Bitcoin Cash ($41 miliardów).

Jak wynika z najnowszych doniesień medialnych, Bank Anglii rozważa możliwość stworzenia własnej kryptowaluty podobnej do Bitcoina i to już w 2018 roku – wynika z informacji, do których dotarła redakcja brytyjskiego The Telegraph. W tym celu BoE stworzył specjalną grupę badawczą, która ma zbadać szanse i zagrożenia związane z zaprezentowaniem kryptograficznego tokenu powiązanego bezpośrednio z wartością funta szterlinga. Projekt pozwoliłby obywatelom przechowwać swoje oszczędności – w formie cyfrowej – bezpośrednio w banku centralnym, tworząc poważną konkurencję dla bankowości detalicznej. Zwiększyłoby to nie tylko bezpieczeństwo transakcji, ale jednocześnie przyspieszyło czas realizacji przelewów – z kilku godzin do zaledwie kilku sekund. Co ciekawe, grupa badawcza została stworzona już w lutym 2015 roku i ostateczny raport ma zostać przygotowany w przeciągu następnych miesięcy. Gubernator Banku Anglii, Mark Carney, jest zdania, że technologia blockchain będzie istotną modyfikacją dotychczasowych usług bankowych, wpływając na ogólną poprawę ich jakości. Z jednej strony Bank Anglii pracuje nad wdrożeniem własnej kryptowaluty, z drugiej zaledwie kilka tygodni temu jego oficjele twierdzili, że rynek kryptograficznych tokenów jest zbyt mały, aby móc w jakikolwiek wpłynąć na światową gospodarkę.

Wydobycie ropy naftowej w Rosji w 2017 roku osiągnęło rekordowy poziom prawie 11 mln baryłek dziennie. Tak dużo surowca nie wydobywano od 1991 roku, czyli od czasu upadku ZSRR. Dobre wyniki osiągnięto pomimo tego, że Rosja zdecydowała się współpracować z kartelem OPEC, aby zmniejszyć podaż surowca na świecie w celu zwiększenia jego cen. Jak to możliwe? Otóż Kreml zdecydował się zwiększyć wydobycie surowca do średniego poziomu 11,23 mln baryłek dziennie jeszcze w październiku 2016 roku, czyli miesiąc przed podpisaniem porozumienia z OPEC ws. zmniejszenia wydobycia surowca. Wówczas Moskwa zgodziła się, aby ograniczyć produkcję o 300 tys. baryłek dziennie względem październikowego szczytu. Pomimo, że dzięki rosyjskim manewrom Moskwie udało się wyprodukować rekordowo dużo surowca, to jej sojusznicy z OPEC nie narzekają. Cena baryłki ropy Brent wzrosła w ubiegłym roku o 18 proc., a globalne zapasy surowca, zgodnie z planem kartelu, spadły. Gdy w listopadzie 2017 roku przedłużano porozumienie Rosji z kartelem OPEC na kolejny rok, wówczas saudyjski minister energii Khalid Al.-Falih siedzący obok swojego rosyjskiego odpowiednika Aleksandra Nowaka powiedział w czasie konferencji prasowej, że Rosja i OPEC „są zupełnie zgodne”. Rosyjskie wydobycie ropy tylko w grudniu wyniosło 10,95 mln baryłek dziennie. To o 0,1 proc. więcej niż w listopadzie. Tymczasem eksport surowca spadł o 5,3 proc. do poziomu 5,24 mln baryłek – wynika z danych resortu energii w Moskwie.

Według najnowszych szacunków GUS, pod koniec 2016 roku za granicą czasowo przebywało 2,5 mln Polaków, czyli o 118 tys. więcej, niż rok wcześniej. Znakomita większość z nich, jako cel pobytu wybrała Europę – 2,2 mln. Największe społeczności emigrantów z Polski to Wielka Brytania, Niemcy, Holandia i Irlandia. Wyjeżdżający to głównie ludzie młodzi. Emigrację zarobkową wciąż rozważa 14 proc. osób aktywnych lub potencjalnie aktywnych na polskim rynku pracy; aż 58 proc. z nich to osoby do 34 roku życia. Preferowanym kierunkiem wyjazdu są obecnie Niemcy (32 prc.). O wyjeździe na Wyspy myśli zaledwie co piąta osoba rozważająca emigrację. Najważniejszym powodem wyjazdu jest oczywiście kwestia finansowa: 82 proc.  badanych jako motywację wskazuje wyższe zarobki. Przed brakiem pracy chce uciekać zaledwie 24 proc. badanych. Najwięcej zarabiają Polacy w Austrii (12,2 tys. zł miesięcznie) i w Niemczech (10,9 tys.). Wielka Brytania na tym tle wypada raczej blado (5,4 tys. zł), co tłumaczyłoby rosnące zainteresowanie pracą u zachodniego sąsiada. Do Anglii emigrują głównie pracownicy niższego szczebla. Austria przyciąga za to przede wszystkim lekarzy, a w Niemczech pracuje stosunkowo duża grupa wysokiej klasy polskich specjalistów, którzy nie tyle sami szukali tam pracy, co zostali do niej wysłani przez swoich pracodawców. Dekarze czy hydraulicy nie powinni jednak oczekiwać, że w Niemczech będą zarabiali dwa razy więcej, niż w Wielkiej Brytanii. Informatycy czy lekarze zresztą także nie. Najwyższe przelewy klientów indywidualnych przesyłane są do Polski z Norwegii – średnia to około 900 euro miesięcznie na klienta. W przypadku przelewów z Wielkiej Brytanii do Polski jest to ok. 450 euro, a z Niemiec do Polski ok. 350 euro – podaje TransferGo. Niezależnie jednak od tego, gdzie Polacy wyemigrowali za pracą, nieocenionym i bardzo wymiernym atutem jest znajomość języka kraju, do którego się udają. Statystyki z Niemiec wskazują na przykład, że 43 proc. imigrantów posługujących się językiem niemieckim jedynie w podstawowym zakresie, zajmuje najniższe stanowiska. Z kolei aż 30 proc. imigrantów mówiących płynnie po niemiecku otrzymuje stanowiska wymagające wysokich kwalifikacji i jedynie w 14 proc. – te o niższych wymaganiach. Okazuje się jednocześnie, że ponieważ Polacy za granicą tworzą coraz liczniejszą grupę, w wielu zagranicznych miastach pilnie poszukiwani są… nauczyciele ze znajomością języka polskiego.

Opracował: Sławek Sobczak