Na amerykańskich rynkach akcji poprawa nastrojów. Czwartkowa sesja była dla S&P500 pierwszą wzrostową po czterech spadkowych. Dow Jones i S&P500 rosły o 0,3 proc. na zamknięciu. Nasdaq kończył sesję zwyżką o 0,5 proc. Była to najdłuższa seria zniżek wartości indeksu od marca. Spadki nie przekraczały jednak 0,4 proc. Tłumaczono je niepewnością dotyczącą reformy podatków oraz tego, czy administracji uda się dogadać z Kongresem i uniknąć częściowego „zamknięcia” rządu. W czwartek dominowały opinie, że obie sprawy zostaną rozwiązane korzystnie dla rynku. Odrabiały straty z poprzednich kilku sesji spółki technologiczne. Drożejąca po środowej przecenie ropa podtrzymywała popyt na akcje spółek z segmentu energii. Taniało złoto i obligacje skarbowe USA. Na zamknięciu rosły wskaźniki 8 z 10 głównych segmentów S&P500. Największy popyt widać było wśród spółek przemysłowych (1,0 proc.), IT (0,7 proc.) oraz materiałowych (0,5 proc.). Najgorzej na tle rynku wyglądały segmenty „defensywne”: ochrony zdrowia (0,1 proc.), użyteczności publicznej (-0,2 proc.) i dóbr codziennego użytku (-0,8 proc.). Na zamknięcu drożało 64 proc. spółek z S&P500. Połowa z 30 blue chipów ze średniej Dow Jones drożała, a połowa taniała. Wśród pierwszych najmocniej rosły kursy Caterpillar (1,8 proc.), Nike (1,5 proc.) i Visa (1,45 proc.). Najmocniej taniały Intel (-1,0 proc.), Procter & Gamble (-1,5 proc.) oraz Coca-Cola (-1,55 proc.).

Na początku dzisiejszej sesji, łączna kapitalizacja rynku kryptowalutowego rozrysowywała historyczne maksima powyżej $450 miliardów. Udział Bitcoina w rynku w szczytowym momencie wynosił ponad 65 proc. i był najwyższy od kwietnia bieżącego roku. Ostatnie dwa dni dla notowań Bitcoina to istna kolejka górska. Od momentu środowego otwarcia do czwartego zamknięcia na luksemburskiej giełdzie Bitstamp – która jest traktowana jako wyznacznik uśrednionych cen najstarszej z kryptowalut – cena wzrastała z poziomu niespełna 12 tysięcy do 16,6 tysiąca dolarów. Tylko 7 grudnia od momentu otwarcia BTC zyskiwał w szczytowym momencie ponad 3 tysiące dolarów. Piątek przynosi jednak korektę tychże ruchów i kolejną dynamiczną deprecjację, w kierunku 15 tysięcy. Analitycy i ekonomiści komentujący ostatni rozwój sytuacji na Bitcoinie próbują dociekać co wypycha ceny tak mocno do przodu. Dla niektórych jest to syndrom rozpędzającej się bańki, dla innych rosnąca świadomość zalet kryptowalut wśród opinii publicznej, czy też zbliżające się wielkimi krokami wprowadzenie kontraktów terminowych na Bitcoina przez CME i CBOE, co otworzy branżę przed graczami instytucjonalnymi. Niezależnie od rzeczywistego powodu, w ostatnich dniach jesteśmy świadkami prawdziwej manii, a piątek przynosi pierwsze osunięcie ceny od ośmiu pełnych sesji.

Gospodarka Stanów Zjednoczonych w listopadzie utworzyła 228 tysięcy nowych miejsc pracy – poinformowało rządowe Biuro Statystyki Pracy (BLS). Był to wynik umiarkowanie wyższy od oczekiwania ekonomistów. Zatrudnienie w sektorach pozarolniczych (ang. non-farm payrolls) to kluczowy wskaźnik z amerykańskiego rynku pracy i jeden z podstawowych czynników wpływających na decyzje Rezerwy Federalnej. Ekonomiści spodziewali się, że wzrost zatrudnienia wyniesie 190 tys. Rozczarowała za to dynamika płac. Przeciętna stawka godzinowa wzrosła tylko o 0,2 proc. mdm osiągając poziom $26,55. W osobnym badaniu BLS oszacował stopę bezrobocia w USA na 4,1 proc. Czyli tyle samo co przed miesiącem, gdy oficjalna miara bezrobocia osiągnęła najniższy poziom od grudnia 2000 roku. Z ankiet wypełnianych przez gospodarstwa domowe wynika, że liczba pracujących zwiększyła się tylko o 57 tysięcy, a liczba bezrobotnych (czyli poszukujących pracy) wzrosła o 90 tys. Ponadto o 35 tys.  – do 95,42 mln osób – urosła armia biernych zawodowo. Zatem bez płatnej pracy wciąż pozostaje ponad sto milionów Amerykanów w wieku produkcyjnym. Na stosunkowo niskich poziomach utrzymały się zarówno wskaźnik aktywności zawodowej (62,7 proc.) jak i wskaźnik zatrudnienia (60,1 proc.). Ten ostatni wskazuje, że zarobkowo pracuje  tylko 6 na 10 Amerykanów w wieku produkcyjnym. Mimo to w opinii ekonomistów dane z amerykańskiego rynku pracy są wystarczająco dobre, aby uzasadnić grudniową podwyżkę stóp procentowych w USA.

Obawa przez załamaniem się gospodarki pod ciężarem góry długów wisi nad Chinami od lat. Ale w tym roku, dzięki poprawie koniunktury i mimo zacieśnienia polityki monetarnej przez bank centralny, duża grupa firm z Państwa Środka jest w najlepszej kondycji finansowej od ponad dekady. Z danych BIS wynika, że zadłużenie chińskiego sektora niefinansowego wzrosło z niespełna 150 proc. PKB w 2008 r. do ponad 250 proc. PKB 8 lat później. Za blisko 3/4 przyrostu odpowiadały firmy zza Muru i pojawiło się uzasadnione podejrzenie, że takie tempo jest nie do utrzymania w dłuższym okresie i może doprowadzić do wybuchu kryzysu nadmiernego zadłużenia w Chinach. W ubiegłym roku tempo zwiększania zadłużania w stosunku do wielkości gospodarki wyraźnie przyhamowało, a w przypadku sektora przedsiębiorstw proporcja zmniejszyła się – z 166,8 proc. PKB na koniec II kw. 2016 r. do 163,4 proc. rok później. Było to przede wszystkim zasługą przyspieszenia nominalnego tempa wzrostu (zbliżyło się nawet do 12 proc.), ale i polityki Pekinu, który rozpoczął kampanię delewarowania gospodarki. Opinie ws. skuteczności nowego programu władz są podzielone, dziś kolejny argument do portfela byków dorzucił Bloomberg. Analitycy przyjrzeli się kondycji finansowej 4000 spółek publicznych z sektora niefinansowego. Z ich wyliczeń wynika, że firmy te mają wyraźnie mniejsze problemy z bieżącym regulowaniem zadłużenia – stosunek zysków operacyjnych przed opodatkowaniem do kosztów obsługi długu przekracza 18 i jest najwyższy od ponad dekady. Rok temu wynosił niespełna 5. Co ważne poprawa dokonuje się w momencie, gdy Ludowy Bank Chin zacieśnia politykę monetarną, a rynkowe stopy procentowe rosną.

Maleje liczba palaczy, smartfony zastępują nam notesy, a brody od lat są modne. Co w takiej sytuacji ma począć producent zapalniczek, długopisów i maszynek do golenia? Od francuskiej firmy Societe Bic SA wślad za klientami odwracają się inwestorzy. Po osiągnięciu w 2015 roku szczytu, akcje spółki spadły o 40 proc. Bic, wciąż nadzorowany przez jedną rodzinę, zbudował swoją markę w latach 60 i 70, sprzedając kolorowe produkty w przebojowy sposób. Dziś firmie trudno nadążyć za rywalami, którzy postawili na sprzedaż online i dostosowują się do zmieniających się preferencji konsumentów. Bic nie jest w USA obecny w internecie w taki sposób, żeby konkurować ze sklepem Dollar Shave Club Procter & Gamble czy startupem Harry’s. W pozostałych dziedzinach konkurencją dla Bic są ścieralne długopisy Frixion i tanie zapalniczki z Chin. Prezes firmy zapewnia, że nie podda się pomimo zmieniających się preferencji klientów. nie ma zamiaru sprzedawać rodzinnej firmy. Członkowie klanu Bichów są w posiadaniu 43 proc. akcji firmy i mają prawie 60 proc. głosów na spotkaniach udziałowców.

Jest postęp w rozmowach pomiędzy Unią Europejską a Wielką Brytanią ws. brexitu. Rynki finansowe reagują na to umocnieniem funta, który jest najdroższy od ponad miesiąca. Tym samym kontynuowany jest ruch z wczoraj, jaki nastąpił w reakcji na doniesienia o znaczącym postępie negocjacji Unii Europejskiej z Wielką Brytanią ws. brexitu, co otworzyło drogę do rozpoczęcia drugiej fazy rozmów, które będą dotyczyć handlu i długoterminowych stosunków z UE. Zgodnie z przyjętym harmonogramem obecne porozumienie zostanie zatwierdzone podczas zaplanowanego na 14-15 grudnia szczytu przywódców Unii Europejskiej. Szanse na dogadanie się Wielkiej Brytanii z Unią, a więc malejące ryzyko tzw. twardego brexitu, co negatywnie odbiłoby się na tamtejszej gospodarce, wspiera wczoraj i dziś notowania funta do koszyka walut. Na rynkach globalnych zwraca uwaga zwłaszcza relacja do euro. Kurs EUR/GBP wybił się bowiem dołem z ponad dwumiesięcznej konsolidacji, co sugeruje spadek tej pary do minimum 0,85 z 0,87 obecnie.

Tzw. epoka nadmiaru wywołała niespodziewany kryzys zdrowotny: epidemię otyłości. Co ciekawe, to również duży problem krajów rozwijających się. Dwa miliardy ludzi na świecie cierpi na nadwagę albo otyłość. Dotychczas powszechnie sądziło się, że schorzenia te dotykają najczęściej bogate społeczeństwa Zachodu. Jednak wskaźniki otyłości utrzymują się w najbogatszych krajach na tym samym poziomie od jakiegoś czasu, rosną natomiast w pozostałej części globu – pisze Quartz. Z badań UNICEF-u, Banku Światowego i Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że połowa dzieci z nadwagą na świecie żyje w Azji, z kolei czwarta w Afryce. Mieszkańcy krajów rozwijających się są coraz bardziej podatni na otyłość. Z czego to wynika? To głównie skutek silnych w ostatnim czasie trendów takich jak urbanizacja, globalizacja czy industrializacja. Ponad jedna czwarta mężczyzn i połowa kobiet mieszkających w indyjskich miastach ma nadwagę. Co ciekawe, duży wpływ na masę ciała mieszkańców miast ma charakter ich zabudowy. Mieszkańcy z klasy średniej Szanghaju i Hangzhou, którzy żyją w dzielnicach, których nie można pokonać pieszo, mają znacznie wyższy BMI niż mieszkający (zarówno bogaci jak i biedni) dzielnic osiągalnych pieszo.

Opracował: Sławek Sobczak