Nieco lepsze w porównaniu z poprzednimi dniami nastawienie inwestorów do spółek technologicznych starało się wesprzeć indeksy na Wall Street, chociaż dopiero w drugiej części sesji strona popytowa podjęła wyraźniejsze próby odreagowania. Potencjał kupujących wydawał się jednak mocno ograniczony. W centrum uwagi handlujących znalazły się dane z rynku pracy. Według firmy ADP w listopadzie w amerykańskiej gospodarce w sektorze prywatnym poza rolnictwem powstało 190 tys. miejsc pracy. To wynik nieco lepszy od prognoz ekonomistów, ale daleko w tyle wobec tego co odnotowano w październiku (235 tys.). Z kolei wzrost wydajności pracy w trzecim kwartale na poziomie 3 proc. okazał się niższy niż projekcja (3,3 proc.), ale dwa razy wyższy niż w II kw. Natomiast o 0,2 proc. spadły jednostkowe koszty pracy podczas gdy spodziewano się wzrostu o 0,2 proc. Mocno, o blisko 3 proc. taniała ropa. To rezultat zaskakującej informacji o wzroście zapasów produktów rafinowanych w Stanach Zjednoczonych, co może sygnalizować słabnięcie popytu. O ponad 1 proc. drożały akcje takich technologicznych gigantów jak Microsoft, Facebook czy Alphabet. Na zamknięciu sesji indeks Dow Jones IA tracił 0,16 proc. Wskaźnik szerokiego rynku S&P500 zniżkował o zaledwie 0,01 proc. Przeceny uniknął natomiast technologiczny Nasdaq rosnąc 0,21 proc.
Zwyżki notowań bitcoina – najpopularniejszej kryptowaluty kontrastują z kontynuacją spadków na amerykańskich indeksach oraz zniżką euro do dolara. Dolar umocnił się w reakcji na przeforsowanie reformy podatkowej przez Senat, co otwiera drogę do unifikacji projektu i połączenia go z obowiązującymi przepisami. Na horyzoncie w Stanach Zjednoczonych pojawił się jednak coroczny czynnik ryzyka w postaci potrzeby podwyższenia limitu zadłużenia, który może psuć nastroje wokół aktywów zza oceanu. Część inwestorów zakładała, że ostatnie bardzo dobre dane makro (dynamika PKB i sygnały z rynku pracy) skłonią władze monetarne do zaostrzenia retoryki.
Przed piątkowymi emocjami związanymi z publikacją raportu z amerykańskiego rynku pracy, który będzie kluczowym w związku z przyszłotygodniowym posiedzeniem FOMC, kalendarz publikacji makroekonomicznych w czwartek należy do kategorii lekkich. Agencja prasowa Reutera publikowała jednak ciekawą ankietę sugerującą, że cięcia podatkowe w Stanach Zjednoczonych pozytywnie wpłyną na dolara w przyszłym roku. Mediana prognoz analityków pokazuje, że w skali sześciu kolejnych miesięcy Eurodolar powinien plasować się w okolicach 1.1800, natomiast pod koniec przyszłego roku na 1.2200. Skąd takie wyniki pomimo korzystnych projekcji dotyczących potencjalnych cięć podatkowych? Nie można zapominać o drugiej stronie równania, czyli wspólnej walucie Starego Kontynentu. W jej przypadku rynek wierzy w wyjście przez EBC z programu luzowania ilościowego przed końcem 2018, co będzie najsilniejszym jastrzębim sygnałem od kilku lat. Prognozy analityków są już jednak o wiele bardziej pozytywne dla dolara. Reforma podatkowa zaprezentowana przez administrację Donalda Trumpa pozwoliłaby przede wszystkim przyspieszyć cykl podwyżek stopy funduszy federalnych, co z automatu przekłada się na silniejszego USD.
Prezydent USA Donald Trump uznał wczoraj Jerozolimę za stolicę Izraela. Ten symboliczny gest i opowiedzenie się po jednej ze stron w konflikcie bliskowschodnim mogą mieć katastrofalne konsekwencje dla procesu pokojowego. Decyzję USA ostro skrytykowały wszystkie państwa muzułmańskie. Nawet te, które są sojusznikami Stanów Zjednoczonych, jak Arabia Saudyjska czy Turcja. Swoje zaniepokojenie wyrazili też Unia Europejska, Wielka Brytania, Francja, Rosja, Chiny i papież Franciszek. Palestyńczycy na piątek zapowiedzieli dzień gniewu, który może przerodzić się w nową intifadę. Izrael wzmacnia siły bezpieczeństwa w Jerozolimie i całym państwie. Decyzja Donalda Trumpa o uznaniu przez USA Jerozolimy za stolicę Izraela, nawet jeżeli ma znaczenie głównie symboliczne, niesie za sobą znacznie więcej zagrożeń niż korzyści. Trudno w działaniu amerykańskiego prezydenta dostrzec realną troskę o uspokojenie sytuacji na Bliskim Wschodzie. Niektórzy muzułmańscy przywódcy mówią, że opowiedzenie się przez USA po stronie Izraela zatrzyma proces pokojowy lub znów roznieci intifadę.
Saxo Bank, jak co roku, przedstawił 10 „Szokujących Prognoz” na 2018 rok. To lista mało prawdopodobnych, ale często lekceważonych wydarzeń, które mogłyby okazać się prawdziwym szokiem dla rynków finansowych. Są ostrzeżeniem przed lekceważeniem wydarzeń, których prawdopodobieństwo zmaterializowania inwestorzy zwykle oceniają na jeden procent. Oto kilka z nich dotyczących USA.
– 1. Fed traci niezależność na rzecz Departamentu Skarbu USA
Republikanie i Demokraci walczą o większy udział populistycznych głosów w wyborach śródokresowych w 2018 roku, przy całkowitym braku dyscypliny budżetowej i reformie podatkowej, prowadzącej do ogromnego spadku dochodów, który pogłębi się wraz z pogrążeniem się USA w recesji. Słaba koniunktura gospodarcza, wyższe stopy procentowe i wyższa inflacja postawią Fed w trudnej sytuacji, jeśli chodzi o kształtowanie polityki pieniężnej. Fed stanie się kozłem ofiarnym, obarczanym za słabe wyniki gospodarki, zawirowania na rynku obligacji i pogłębiające się nierówności. Departament Skarbu nada sobie nadzwyczajne uprawnienia i zmusi bank centralny do ograniczenia rentowności obligacji rządowych do 2,5 proc. w przypadku papierów o dłuższej zapadalności, co będzie miało zapobiec załamaniu się rynku obligacji – po raz ostatni takie działania wprowadzono bezpośrednio po II Wojnie Światowej.
– 4. Gwałtowne nasilenie zmienności w reakcji na załamanie rynku akcji
Światowe rynki świetnie radziły sobie w 2017 roku, czemu towarzyszyła niska zmienność w różnych klasach aktywów. Dojdzie jednak do pęknięcia wielkiej bańki – S&P 500 straci 25 proc. w szybkim, spektakularnym, jednorazowym ruchu przypominającym rok 1987.
– 5. Amerykańscy wyborcy stawiają na lewicę w wyborach w 2018 roku
Zmieniająca się sytuacja demograficzna w Stanach Zjednoczonych, w której znacznie większy udział mają millenialsi przed 35. rokiem życia, będzie miała kluczowy wpływ na politykę w 2018 roku. Ogólna krytyka Trumpa ze strony młodszych wyborców, pogłębiająca się nierówność, która jeszcze zwiększy się w wyniku reformy podatkowej Republikanów oraz szereg nowych kandydatów Demokratów, którzy nie będą bali się użyć populizmu w stylu Sandersa spowoduje, że w listopadowych wyborach millenialsi wybiorą lewicę. Demokraci odsuną debatę o reformie podatkowej na rzecz wydatków na rzecz społeczeństwa. Rentowności 30-letnich obligacji osiągną poziom powyżej 5 proc.
– 7. Upadek Bitcoina
W 2018 roku Bitcoin osiągnie szczyt na poziomie powyżej 60.000 dolarów oraz kapitalizację rynkową w wysokości ponad $1 biliona, co będzie wynikiem uruchomionych w grudniu 2017 roku kontraktów futures w tej kryptowalucie. Kontrakty będą przedmiotem wielkiej popularności wśród inwestorów i funduszy, którym łatwiej jest handlować kontraktami niż faktyczną kryptowalutą na specjalnych giełdach. Jednak później Bitcoin straci swój blask, ponieważ Rosja i Chiny ograniczą lub nawet zakażą u siebie handlu niesterowanymi centralnie (przez siebie) kryptowalutami. Po spektakularnym szczycie w 2018 r., cena Bitcoina spadnie na łeb na szyję do poziomu 1.000 dolarów.
Jeśli tak różne podmioty, jak jeden z twórców Facebooka Sean Parker, były doradca Donalda Trumpa Steve Bannon czy europejscy biurokraci, ostrzegają przed negatywnymi efektami technologii czy działalności wielkich firm, to jest to swoisty znak czasów – pisze dziennikarka Shira Ovide, która od 10 lat zajmuje się nowymi technologiami. – Kilka lat temu rewelacje Edwarda Snowdena szczegółowo pokazały, jak amerykańskie agencje wywiadowcze wykorzystywały informacje osobiste uzyskane od technologicznych gigantów. Myślałam wówczas, że ujawnione wiadomości wywołają trwałe oburzenie jeśli chodzi o wykorzystywanie osobistych danych, ale skandal nie trwał długo. Wystarczy pomyśleć, ile niechęci i gniewu wzbudzały w tym roku wielkie firmy z branży technologicznej – i to w czasach, gdy są one lubiane przez większość Amerykanów. Jeśli zatem więcej osób zacznie się odkochiwać w nowych technologiach, sytuacja będzie jeszcze mniej przyjemna – pisze Ovide.
Chiny przez lata pożyczały Wenezueli dziesiątki miliardów dolarów, podtrzymując niewydolny system stworzony przez komunistyczne władze w Caracas. Kto jednak sądził, że była to bezinteresowna bratnia pomoc, był w błędzie, a najlepiej widać to właśnie teraz, gdy Chińczycy domagają się od pogrążonej w głębokim kryzysie Wenezueli spłaty długów. I nie wahają się użyć do tego “imperialistycznego” amerykańskiego sądu. W latach 2007-16 chińskie banki rozwojowe pożyczyły Wenezueli ponad 62 mld dol. – wynika z obliczeń think tanku Inter-American Dialogue. Forma spłaty kredytów wydawała się idealnie dopasowana do potrzeb obu stron – Wenezuela miała zaspokajać część ogromnego apetytu chińskiego smoka na ropę, a Pekin mógł liczyć na sporą zniżkę. Załamanie cen surowca, od którego Wenezuela jest uzależniona, doprowadziło jednak do katastrofy gospodarczej. “Financial Times” poinformował, że amerykańska spółka-córka chińskiego państwowego giganta paliwowego Sinopec pozwała państwowy koncern paliwowy Petroleos de Venezuela PDVSA do sądu w Houston o “skromne” 24 mln “zielonych”. W świetle całej współpracy chińsko-wenezuelskiej kwota jest oczywiście niewielka, ale oskarżenie firmy państwowej z bratniego kraju przed “imperialistycznym” sądem o “celowe oszustwo” jest wyraźnym sygnałem, że Caracas nie ma co liczyć na pobłażliwość Pekinu. Wygląda jednak na to, że prezydentowi Maduro został tylko jeden “przyjaciel”. W ubiegłym miesiącu na restrukturyzację wenezuelskiego długu wynoszącego 3,15 mld dol. zgodziła się Rosja.
Opracował: Sławek Sobczak