Odczuwalnie mocna korekta notowań akcji Apple odcisnęła swoje negatywne piętno na czwartkowej sesji na amerykańskich giełdach. Dopiero w ostatniej godzinie strona popytowa wzięła się mocniej do roboty, co w efekcie zaowocowało dodatnimi, choć w niewielkiej skali zmianami indeksów DJ IA i S&P500. Spadek kursu walorów największej pod względem, kapitalizacji spółki na świecie (momentami o ponad 2,5 proc.), był rezultatem obaw inwestorów o skuteczność strategii marketingowej związanej z tegorocznymi modelami iPhone’a. Coraz liczniej pojawiają się bowiem informacje i spekulacje o znacząco słabszym niż zakładano popycie na nowego iPhone 8 w obliczu mającego dopiero wejść do sprzedaży jubileuszowego modelu X. Przecenie poddawało się 6 z 11 głównych branż  wchodzących w skład indeksu S&P500, przy czym spadkom przewodziły sektory technologiczny i finansowy. Oprócz Apple w segmencie spółek zaawansowanych technologicznie na wartości traciły też udziały Amazona, Facebooka, Alphabet Czy Netflix.

Eurodolar oscyluje dziś  w okolicy 1,1820. Dolar finalnie wczoraj stracił, zapewne dlatego, że agencja Reuter’s podgrzała temat zacieśniania polityki monetarnej w Strefie Euro, publikując raport na temat oczekiwań badanych przez siebie analityków. Zasadniczy pogląd jest taki, że EBC już 26 października ogłosi, iż w styczniu program QE zostanie z 60 mld EUR miesięcznie zmniejszony do 40 mld EUR. Większość ekonomistów uważa, że program przedłużony zostanie tylko do czerwca lub września 2018, teza o przeciągnięciu go na cały rok 2018 jest wyraźnie mniejszościowa. Może jeszcze kilka lat temu sami opowiadalibyśmy się za wizją pełnego roku 2018, ale teraz czasy trochę się zmieniły. Banki centralne powoli wchodzą na kurs, który – przynajmniej w kontekście polityki minionych lat – wypada uznać za jastrzębi. W USA Fed podwyższa stopy (i niewykluczone, że w tym roku raz jeszcze to zrobi), w Wielkiej Brytanii mówi się o zacieśnieniu, Bank Kanady dwa razy już zaskoczył rynek konkretnymi posunięciami. Czy EBC miałby zostać w tyle…?

Dziś amerykański dolar wyraźnie zyskuje na doniesieniach z amerykańskiego senatu. Propozycja amerykańskiego budżetu została złożona w senacie przez Donalda Trumpa jeszcze we wrześniu. Prezydent nazwał ten dokument pierwszym krokiem do dużych cięć podatków, a w nocy jego kształt został zaakceptowany przez senatorów. Amerykański budżet na przyszły rok został zaakceptowany przewagą 51 do 49 głosów, co pozwala obozowi Donalda Trumpa na swobodną kontynuację prac nad głośną reformą podatkową. Reakcja dolara na doniesienia z Waszyngtonu byłą jednoznaczna. Amerykańska waluta umacnia się do wszystkich walut z grupy G10. Największe wzrosty notujemy względem japońskiego jena i nowozelandzkiego dolara.

Panująca od miesięcy hossa na nowojorskich parkietach jest zjawiskiem skrajnie nienormalnym. Na Wall Street od miesięcy obserwujemy wydarzenia, które na rynku giełdowym właściwie się nie zdarzają. Minęło równo 30 lat od pamiętnego „czarnego poniedziałku”, gdy Dow Jones w ciągu jednej sesji spadł o 22,6 proc. i była to największa dzienna strata w historii. Krach sprzed trzech dekad nadszedł niespodziewanie, w szczycie wielkiej hossy lat 80. Dziś jest podobnie. Choć przez 30 lat i na świecie zmieniło się bardzo wiele, to jedna rzecz łączy obie daty – całkowity brak strachu na nowojorskich parkietach. Pierwszym objawem szaleństwa, jakie ogarnęło Wall Street, jest to, że nikt nie zważa na horrendalnie wysokie wyceny akcji. Inwestorzy kupują rekordowo drogie papiery ignorując wskaźniki. Relacja uśrednionych zysków z ostatnich 10 lat przypadająca na indeks S&P500 (tzw. Shiller PE) właśnie przekroczyła 31. Podobne odczyty odnotowano tylko dwa razy w ciągu ostatnich 130 lat: w roku 1929 i podczas bańki internetowej. Ale to nie wszystko. Według analityków Bank of America amerykański rynek jest przewartościowany na bazie 18 z 20 popularnych mierników. Mimo ekstremalnie wysokich wycen i dość umiarkowanej dynamiki zysków spółek amerykańskie indeksy cały czas idą w górę i w wartościach nominalnych śrubują historyczne rekordy. Co więcej, robią to z wręcz nienaturalną regularnością. Ale chyba najbardziej przerażająca w tym wszystkim jest wiara uczestników rynku w to, że już zawsze będzie tak samo.  – Jedynym pytaniem dotyczącym następnego kryzysu jest „kiedy i gdzie”, a nie czy” on nastąpi – wypalił niedawno minister finansów Szwajcarii Ueli Maurer. I nie sposób nie przyznać mu racji.

Zdumiewa tempo wzrostu wartości najpopularniejszej z kryptowalut – cena jednego bitcoina przekroczyła barierę 5 tys. dolarów. Bitcoin (BTC) wcale nie przecierał szlaku wśród kryptowalut, zdobył jednak i dość pewnie utrzymuje dominującą pozycję w swoim segmencie. A konkurencja jest ogromna. Istnieje już ponad 1100 kryptowalut, czyli sześć razy więcej niż tradycyjnych jednostek monetarnych, nierzadko z wielowiekową tradycją. Przed kilkoma tygodniami świat obiegła informacja o tym, że Vanuatu, niewielkie wyspiarskie państwo w Oceanii, a przy tym znany w świecie raj podatkowy, oferuje transakcję: obywatelstwo za bitcoiny. Cenę obywatelstwa znamy wprawdzie w dolarach – wynosi 200 tys. Ledwie rok temu byłoby to ok. 320 bitcoinów. Tymczasem dziś to już tylko ok. 36 jednostek najpopularniejszej z kryptowalut. Szybki wzrost wartości bitcoina powyżej 5,6 tys. dolarów, spowodował, że najbardziej znana kryptowaluta kosztuje dziś cztery razy więcej niż uncja złota. Dziś w zasadzie już każdy człowiek może stać się posiadaczem kryptowaluty, dokonywać za jej pomocą transakcji lub lokować kapitał. Warszawska Szkoła Główna Handlowa uruchomiła nawet podyplomowe studia poświęcone technologiom kryptowalut.

Tymczasem Northern Michigan University jako pierwsza uczelnia amerykańska oferuje studia licencjackie z …marihuany. W związku z błyskawicznie rosnącym biznesem legalnej hodowli i sprzedaży suszu kwiatostanów żeńskich roślin konopi wzrasta zapotrzebowanie na fachowców od cannabis. W Kolorado w ciągu pierwszych dwóch miesięcy tego roku sprzedano “zioło” w różnych postaciach za 250 mln dolarów! Już 32 stany i Dystrykt Kolumbii zalegalizowały marihuanę lub jej ekstrakty do celów medycznych. To trend światowy. Nawet Światowa Organizacja Zdrowia WHO i ONZ chcą legalizacji marihuany. Organizacje wspólnie nawołują kraje członkowskie do ponownego przeanalizowania i uchylenia represyjnych przepisów, które okazują się mieć negatywne skutki zdrowotne. Według badania Instytutu Gallupa liczba zwolenników marihuany  osiągnęła w Stanach Zjednoczonych historycznie wysoki poziom – legalizacji używki chce aż 60 proc. dorosłych obywateli. Innym problemem jest dostęp do rekreacyjnej marihuany. Dzięki ubiegłorocznym zmianom w prawie federalnym wartość rynku marihuany w Stanach Zjednoczonych szacowana jest już na około 22 miliardy dolarów.

Opracował: Sławek Sobczak