Automatic Data Processing (ADP) opublikował wrześniowy raport podsumowujący sytuację na amerykańskim rynku pracy. Zgodnie z oczekiwaniami analityków przyrost nowych etatów wypadał zdecydowanie poniżej zeszło-miesięcznych maksimów, ze względu na dwa ostatnie huragany, które przeszły przez Stany Zjednoczone. Deprecjacja nie okazała się jednak mocniejsza niż wskazywała mediana projekcji ekonomistów w związku z czym na USD obserwowano kosmetyczną aprecjację. Zgodnie z raportem autorstwa ADP, we wrześniu amerykańska gospodarka stworzyła 135 tysięcy nowych miejsc pracy. Dla porównania w sierpniu było to 238 tysięcy (wynik zrewidowano do 228 tysięcy). W związku z huraganami Irma oraz Harvey ciężko wyciągać jakiekolwiek wnioski z opublikowanych danych – tym razem nie będą raczej skutecznym prognostykiem przed piątkowymi rezultatami NFP. Warto zwrócić jednak uwagę na fakt, że analitykom udało się bardzo celnie określić wrześniowy wynik, co nie zdarza się zbyt często. Patrząc na historyczne ujęcie wyników ADP, dzisiejszy rezultat jest najgorszy od października 2016 roku. Najsilniejsze spadki zatrudnienia obserwowano w sektorze handlowym oraz informacyjnym, najwięcej etatów przybyło natomiast w branży budowlanej oraz sektorze usług biznesowych.

Wyszukiwarki, media społecznościowe, aplikacje mobilne – to wszystko już było. Teraz zarówno giganci branży IT, jak i młodzi przedsiębiorcy stają do wyścigu o „the next big thing” Kto pierwszy opracuje daną technologię w wariancie, który będzie cieszył się powodzeniem u konsumentów, zaklepuje sobie miejsce w czołówce, a być może nawet pozycję de facto monopolisty. Problem w tym, że nikt nie wie, czym będzie „the next big thing”. W związku z tym największe firmy inwestują jednocześnie w rozwój kilku różnych technologii, aby w razie czego nie zostać w tyle z czymś, co akurat okaże się tą „następną wielką rzeczą”. Ale aktywne są również maluchy, które także liczą na sukces – często rozumiany jako lukratywne przejęcie przez gigantów. Najgorętszą dziedziną jest rozwój technik spod znaku sztucznej inteligencji (artificial intelligence, AI). Inwestują na tym polu wszyscy – Google, Facebook, Amazon, Microsoft – a zapotrzebowanie na specjalistów z tej dziedziny jest tak duże, że Oren Etzioni, prezes Instytutu Sztucznej Inteligencji im. Paula Allena, przestrzegł gigantów branży IT w USA, żeby nie wydrenowali kompetentnych w tej dziedzinie uczelnianych kadr w Ameryce Północnej, bo nie będzie komu uczyć o niej studentów. Innym kierunkiem o potencjale „następnej wielkiej rzeczy” jest wirtualna/rozszerzona rzeczywistość. Mocno w tym kierunku zamierza iść Apple, wykorzystując rosnące zdolności obliczeniowe urządzeń mobilnych. Zawrotną karierę robią start-upy oferujące rozwiązania dla sektora finansowego, w tym adaptujące do jego potrzeb technologie blockchain – czyli zdecentralizowanego, rozproszonego po całej sieci sposobu zapisu danych. Kolejne gorące technologie związane są z szeroko rozumianą automatyką i robotyką. Najważniejszym trendem w tej dziedzinie są autonomiczne pojazdy.

Katalonia nie jest jedynym regionem, w którym wielu obywateli marzy o oderwaniu się od „Wielkiego Brata”. W całej Europie działa kilkadziesiąt ugrupowań politycznych żądających dla swoich regionów pełnej autonomii lub niepodległości. Wolny Sojusz Europejski (ang. European Free Alliance) to dość interesująca europejska organizacja polityczna dla „narodów bez państw”. W jej skład wchodzi kilkadziesiąt ugrupowań politycznych głoszących hasła regionalizmu i separatyzmu. Reprezentują one w sumie ponad 30 europejskich regionów (mapa), a wśród nich m.in. Alzację, Korsykę, Andaluzję, Katalonię, Fryzję, Szkocję czy też Południowy Tyrol. Jednym z ugrupowań członkowskich EFA jest stowarzyszenie Ruch Autonomii Śląska, który – jak sama nazwa wskazuje – dąży do utworzenia autonomicznego regionu w historycznych granicach Górnego Śląska. Warto przypomnieć, że podczas polskiego Narodowego Spisu Powszechnego, narodowość śląską zadeklarowało 847 tys. osób, spośród tej liczby 375 tys. osób zadeklarowało ją jako jedyną narodowość. Wolny Sojusz Europejski, który został założony w 1981 roku, jest reprezentowany również w Parlamencie Europejskim, gdzie tworzy wspólną grupę z Zielonymi pod nazwą Zieloni/WSE.

Po raz pierwszy właściciele Aston Martina będą chcieli umieścić go pod wodą. Brytyjski producent samochodów pokazał swój pierwszy pojazd podwodny na targach Monaco Yacht Show. Project Neptune, bo tak nazywa się nowy produkt, to trzyosobowy pojazd ze srebrnymi pontonami przypominającymi ostrza i akrylową kabiną w kształcie bańki, która pozwala na podziwianie podwodnych widoków. Aston Martin zakłada, że pojazd będzie można kupić za rok. Będzie on kosztował około 4 milionów dolarów. Dla porównania, Aston Martin DB11 z silnikiem V8 kosztuje niecałe 200 000 dolarów. Reichmann stwierdził, że firma planuje budowę co najwyżej kilkunastu pojazdów podwodnych rocznie. „Aston Martin jest bardzo ekskluzywną marką”, tłumaczy. „Przez 100 lat wyprodukowaliśmy zaledwie 80 000 samochodów”. Neptune to efekt współpracy pomiędzy Aston Martin Consulting, czyli część firmy zajmującą się projektowaniem i consultingiem, oraz Tryton Submarines z Florydy, firmą od ponad dziesięciu lat zajmującą się produkcją luksusowych łodzi podwodnych. Model ten jest oparty na konstrukcji Low Profile stworzonej przez Tryton. Ma ona wysokość 1,8 metra i waży około 4 ton – to najmniejsza i najlżejsza trzyosobowa łódź podwodna produkowana na świecie. Może się zanurzyć na głębokość 500 metrów i rozwinąć prędkość 3 węzłów, czyli około 55 km na godzinę. Jest też wyposażona w klimatyzację.

Dziś ruszają rozgrywki najsilniejszej hokejowej ligii świata. National Hockey League istnieje od 1917 roku, zatem ma już 100 lat! Wiek temu do rozgrywek przystąpiły cztery kanadyjskie zespoły, w tym sezonie będzie rywalizować 31 drużyn z Kanady i USA, skupionych w czterech Dywizjach oraz dwóch Konferencjach. Debiutantami będą Golden Knights z Las Vegas. Tytułu bronią Pittsburgh Penguins, którzy w finale poprzedniego sezonu pokonali rewelacyjnych Nashville Predators 4:2. Pingwiny są też faworytem bukmacherów w Las Vegas. Chicago Blackhawks przystępują do rozgrywek z nadzieją na czwarty Puchar Stanleya zdobyty w dziewięć lat. Gorzej to widzą eksperci z EA Sports, w ich grze komputerowej Czarnych Jastrzębi nie ma nawet w finałach! W symulacji Blackhawks kończą sezon z 86 punktami i gorzej ma wypaść tylko pięć zespołów, w tym debiutant i Detroit Red Wings. W barwach Blackhawks nie zobaczymy już Bryana Bickella, zawodnik zmagający się ze stwardnieniem rozsianym podpisze dziś co prawda kontrakt z klubem, ale zaledwie jednodniowy, symboliczny i uda się do Ontario, do rodziny na sportową emeryturę. Sezon Blackhawks rozpoczną od jutrzejszego meczu z Pittsburghiem i sobotniego z Columbus w United Center.

Opracował: Sławek Sobczak