Jeżeli Facebook w terminie 24 godzin nie usunie postów z fałszywymi informacjami albo z „mową nienawiści” zostanie ukarany kwotą 500.000 euro za każdego posta.Kwestia fałszywych informacji na portalach społecznościowych wybuchła po zwycięstwie Donalda Trumpa w USA. Zdaniem części komentatorów fałszywe Tweety z informacją, że papież Franciszek poparł kandydaturę Trumpa wpłynęły na ostateczny wynik wyborów. Krótko po wyborach skomentował to CEO Facebooka Mark Zuckerberg: „Ponad 99 proc. treści dostępnych na Facebooku jest autentyczne. Tylko niewielka część informacji, są to fake news. Niestety nie są one ograniczone do konkretnego tematu czy nawet do polityki. W związku z tym nie jest prawdopodobne, żeby żarty publikowane na portalach społecznościowych mogły zmienić wynik wyborów”. Pomysłem Zuckerberga na poradzenie sobie z problemem fałszywych informacji na portalach społecznościowych było odpowiednie ich tagowanie, ale bez usuwania. Bardziej radykalnie do załatwienie tego problemu podszedł Thomas Oppermann przewodniczący Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. Zaproponował on, żeby wprowadzić prawo ze sztywnymi wysokimi karami nakładanymi na portale. Minister powiedział również, że przygotowuje rachunek dla Facebooka z listą ludzi, którzy już zostali skrzywdzeni przez Fake News na portalu Zuckerberga.
Amerykański Departament Sprawiedliwości „zaproponował” 5-7 mld dolarów kary szwajcarskiemu bankowi Credit Suisse. W zamian rząd USA ma zrezygnować z dalszego dochodzenia w sprawie sprzedaży toksycznych obligacji hipotecznych przed rokiem 2008. Na razie to nieoficjalna informacja podana przez agencję Reuters, która powołuje się na swoje anonimowe źródło. Faktyczna wysokość kary jest przedmiotem negocjacji pomiędzy amerykańskim rządem a szwajcarskim bankiem. Analitycy spodziewali się, że Credit Suisse zapłaci ok. 2 mld USD. Według Reutersa szwajcarski bank jest przekonany, że faktycznie zapłaci znacznie mniej niż żądają Amerykanie. W ubiegłym tygodniu amerykańska prokurator generalna Loretta Lynch spotkała się z prezesem Credit Suisse. W 2015 roku Credit Suisse utworzył ponad 1,6 mld franków rezerw na „koszty prawne”. W listopadzie szwajcarski bank zwiększył tą pozycję o 357 mln franków. Amerykańskie banki zapłaciły łącznie 46 miliardów dolarów za wciskanie inwestorom obligacji hipotecznych, które po pęknięciu bańki na rynku nieruchomości drastycznie straciły na wartości. W proceder były zaangażowane praktycznie wszystkie globalne banki inwestycyjne z Ameryki i Europy. Banki wywinęły się od odpowiedzialności karnej kosztem miliardów dolarów, które często mogły potem… wrzucić w koszty działalności. Żaden z bankierów nie został za to skazany na karę więzienia. Po „ukaraniu” banków amerykańskich Departament Sprawiedliwości wziął na celownik firmy z Europy.
Nagrania wideo z ostatniego weekendu z Warszawy wyglądają znajomo dla każdego, kto był w Kijowie podczas tzw. „rewolucji godności” – pisze w felietonie dla Bloomberga Leonid Bershidsky. Protestujący w stolicy Polski również dzierżyli w rękach unijne flagi, ogrzewali się przy ogniskach oraz śpiewali patriotyczne pieśni. Jednak wydarzenie to nie oznacza końca prawicowego nacjonalistycznego rządu, pomimo głosów protestujących, że Polska należy do obozu rosnących „nieliberalnych demokracji”. Rządzące Prawo i Sprawiedliwość wywołało ostatni kryzys poprzez ogłoszenie nowych zasad wstępu dziennikarzy do Sejmu. PiS prowadzi mocną politykę naprawiania „błędów” przeszłości i wprowadzania zmian, które są postrzegane jako próby przepisywania na nowo historii. Głosowanie nad budżetem w oddzielnej sali podczas protestów opozycji było dla liberalnych partii ukoronowaniem strasznego roku, zapowiedziały one, że nie uznają podpisu prezydenta Andrzeja Dudy pod tą ustawą. Protesty ciągnęły się przez cały weekend. Nie są to jednak jeszcze manifestacje na skalę tych, które miały miejsce podczas obalania komunizmu w 1989 roku, a nawet nie tak silne jak te, które zmusiły w październiku polski rząd do rezygnacji z planów zaostrzenia prawa aborcyjnego.
Decyzja Tesli, aby instalować w każdym pojeździe wyprodukowanym od października 2014 roku autopilota, okazała się bezcenna. Firmie udało się dzięki temu zebrać ponad 4,83 mld km danych dotyczących jazdy w różnych warunkach pogodowych, w różnych miejscach na świecie. W wyścigu o opracowanie w pełni autonomicznego pojazdu taka ilość danych z realnego świata może się okazać bezcenna. Dzięki temu Tesla zostawiła w tyle swoich konkurentów, takich jak Google, General Motors czy Uber. Dla porównania Google od 2009 roku zebrał “tylko” 3,22 mln km danych. Firma pozyskiwała dane przy pomocy swoich pracowników. „Nie ma żadnych wątpliwości, że Tesla zdobyła przewagę. Firma może uczyć się ze znacznie większej ilości danych i znacznie szybciej niż w przypadku wielu testów z udziałem wytrenowanych kierowców” – komentuje Nindhi Kalra, badaczka z Rand Corporation. “Dane rządzą – im więcej ich masz, tym szybciej algorytm może się ich nauczyć” – dodaje.
Opracował: Sławek Sobczak