W środowy wieczór oficjalnie rozpoczął się hokejowy playoffs w National Hockey League.

Z czterech rozegranych wczoraj spotkań kibiców Chicago Blackhawks najbardziej rzecz jasna interesował pojedynek ich ulubieńców z Nashville Predators. Przed meczem sztab szkoleniowy Hawks podjął bardzo ryzykowną decyzję. Do spotkania tego Joel Quenneville nie wystawił sprowadzonego w okienku transferowym Antoine’a Vermette. Trener chicagowian stwierdził, że o fakcie tym zadecydowały ostatnie tygodnie regularnego sezonu, w którym zawodnik ten nie prezentował się najlepiej. Nieco pokrętne to tłumaczenie, gdyż można byłoby wymienić przynajmniej trzech innych graczy, którzy w środowym meczu wystąpili a byli od Vermette w tym samym czasie na pewno gorsi.

No cóż, trudno polemizować z trenerem, który wywalczył wraz z chicagowską drużyną dwa tytuły mistrzowskie i trzeba było po prostu zaufać jego doświadczeniu.

Bardzo dobrą wiadomością dla Hawks była informacja o powrocie do gry Patricka Kane’a. Obawiać się można było tylko tego, że wiedzący o rodzaju kontuzji najlepszego hokeisty gości zawodnicy Nashville będą na niego “polować”.

Jak się okazało już w pierwszej części meczu z tym polowaniem na kości Kane’a nie było tak źle. Gorzej było z szybkością Rozsivala, który w 7. minucie w dziecinny sposób został ograny przez Wilsona. Napastnik Predators po prostu przejechał obok chicagowskiego obrońcy i strzelił perfekcyjnie w górny róg bramki Crawforda. Gol ten był ukoronowaniem bardzo dobrego pressingu ze strony Predators i dokładniejszym rozgrywaniem krążka. Gospodarze prezentowali się też dużo bardziej agresywniej jeśli chodzi o grę ciałem. Hawks samego kontaktu starali się nie inicjować, co w plaoyffs jest nie do pomyślenia. Rezultatem biernej postawy gości w tym elemencie gry był drugi gol dla Nashville autorstwa byłego zawodnika Hawks – Stalberga (duży błąd popełnił także Crawford, który wyjechał za bramkę i nie zdążył do niej wrócić) oraz trzeci Wilsona w okresie przewagi liczebnej Predators (co prawda krążek został odbity w trakcie swojego lotu, ale Crawford nie był najlepiej ustawiony). 0:3 po 20 minutach meczu i praktycznie wiadomo już było, że jeżeli nic w grze Hawks się nie zmieni to chicagowianie pojedynku tego nie wygrają.

Od drugiej odsłony spotkania w bramce Hawks wystąpił Scott Darling, który zastąpił niepewnie spisującego się Crawforda. Nie wiadomo czy obudziło to gości i czy to właśnie był przyczynek do lepszej gry, ale już w 22. minucie gry gola dla Hawks zdobył Hjalmarsson, wykorzystując świetne podanie Teravainena i trafiając z bliskiej odległości. W 29. minucie spotkania chicagowianie wykorzystali przewagę liczebną 5 na 3 po celnym strzale Sharpa i widać było, że odzyskali wigor i wiarę w siebie. W 34. minucie było już 3:3. Jak na kapitana drużyny przystało Jonathan Toews wykończył golem kolejną przewagę liczebną, przy czym dużą pomocą wykazał się w tej sytuacji bramkarz gospodarzy Pekka Rinne, przepuszczając krążek między parkanami.

Trzecia tercja zaczęła się więc od remisu i wszyscy oglądający ten mecz zadawali sobie pytanie, kto te niespodziewaną wymianę ciosów wytrzyma lepiej, czy też oba zespoły zagrają uważniej w obronie. Doszła jeszcze trzecia opcja: bramkarze. Zarówna Rinne jak i zmiennik Darling zdecydowali, iż po popisach napastników nadszedł ich czas. Pomiędzy 50. i 60. minutami meczu chicagowski golkiper popisał się paroma wyśmienitymi interwencjami, dzięki którym Hawks po prostu nie przegrywali. Wcześniej na posterunku stanął Rinne broniąc również w bardzo trudnych sytuacjach i wiadomo już było, że zobaczymy tylko jeszcze jeden gol, który da zwycięstwo którejś z drużyn.

Celny strzał nastąpił w 88. minucie meczu, a więc w drugiej dogrywce, a jego autorem był Duncan Keith. Zasłonięty przez Toewsa i swojego obrońcę Rinne przy tym strzale z dystansu nie miał szans.

Największym mankamentem w grze Hawks było pozwolenie napastnikom gości na rozpędzanie się w środkowej strefie lodowiska, co automatycznie dawało przeciwnikowi olbrzymią przewagę nad chicagowskimi obrońcami. Nie ma na świecie hokeisty, który w takiej sytuacji potrafiłby powstrzymać rywala wjeżdżającego na pełnej szybkości w strefę ataku. Blackhawks muszą w następnym spotkaniu poświęcić temu elementowi gry dużo więcej uwagi. Drugi minus to przegrywane seryjnie wznowienia.

Największym plusem Hawks to postawa Scotta Darlinga, którego sportowa historia jest godna scenariusza filmowego. Cieszy także powrót Patricka Kane’a, u którego było widać przerwę meczową, ale z każdą minutą zawodnik ten grał coraz lepiej.

Mecz numer dwa już w piątek, ponownie na lodowisku rywala.

*  NASHVILLE PREDATORS – CHICAGO BLACKHAWKS 3:4 2 O.T. (3:0, 0:3, 0:0, 0:0, 0:1)
1:0 Wilson (1. gol w playoffs) baz asysty: 6.07 min.
2:0 Stalberg (1.) asysty: Jarnkrok i Cullen 17.20 min.
3:0 Wilson (2., podczas gry w przewadze) asysty: Jones i Ellis 19.33 min.
3:1 Hjalmarsson (1.) asysty: Teravainen i Toews 21.43 min.
3:2 Sharp (1., podczas gry w przewadze) asysty: Kane i Hossa 28.32 min.
3:3 Toews (1., podczas gry w przewadze) asysty: Kane i Keith 33.50 min.
3:4 Keith (1.) asysty: Hossa i Toews 87.49 min.

Strzały na bramkę: 54-42 n korzyść Predators

Seria: 0-1

Leszek Zuwalski

meritum.us