Oszczędności w pogrążonej w kryzysie Europie nie omijają królewskich dworów. Bezrobocie królom nie grozi, ale pieniędzy dostają coraz mniej.

Wielką Brytanię zmroziła ostatnia zapowiedź pierwszego w historii strajku pracowników królewskiego dworu. Uważają, że ich wynagrodzenie jest zbyt niskie, a za niektóre usługi — jak np. zajmowanie się turystami pragnącymi oglądać weekendową siedzibę Elżbiety II — nikt im nie płaci. Należy mieć nadzieję na polubowne rozwiązanie sporu, bo jedno jest pewne: królowa więcej pieniędzy na pensje dla swoich pracowników nie wyłoży. Jak wszystkie królewskie dwory w Europie musi raczej myśleć o oszczędzaniu.

W Belgii monarchia będzie w tym roku kosztować 36 mln euro, o 2,7 mln euro mniej niż w 2014. dzięki reformie przeprowadzonej przez Filipa, który zastąpił na tronie swojego ojca Alberta II, dziś belgijskie rachunki są przejrzyste. Wiadomo np. że największą część dworskich wydatków stanowi policja i ochrona — 15,5 mln euro. Oszczędności dokonuje też hiszpański Filip, który musi odbudowywać wizerunek monarchii po skandalach, które przydarzyły się dworowi w ostatnich latach panowania jego ojca Juana Carlosa. Luksusowe podarki od biznesmenów, polowanie na słonie w Botswanie, wreszcie skandal korupcyjny z udziałem siostry i szwagra Filipa. A wszystko to w kraju, który musiał w ostatnich latach zaciskać pasa i którego młodzi mieszkańcy rozpierzchli się po Europie w poszukiwaniu pracy.

Najbardziej wiarygodnym i powszechnie cytowanym zestawieniem kosztów europejskich dworów jest raport belgijskiego ekonomisty Hermana Matthijsa oparty na danych z 2012 roku. Według niego najdroższa jest monarcha holenderska, która dysponuje roczną dotacją 52 mln euro. Co ciekawe królowa Beatrix jeszcze przed swoją abdykacją odmówiła zmniejszenia kosztów utrzymania, choć już wtedy o oszczędnościach postanowiły dwory hiszpański, czy brytyjski. Matthijs przelicza koszty na mieszkańca i wychodzi, że najwięcej za luksus posiadania rodziny królewskiej musi płacić Norweg — 5 euro 9 centów, a najmniej Hiszpan — 17 centów. Co ciekawe, zdaniem belgijskiego ekonomisty faktycznie najdroższy jest dwór… francuski, bo koszty utrzymania Pałacu Elizejskiego są najwyższe. Oczywiście w tym przypadku podatnik francuski opłaca faktycznego władcę, bo w przeciwieństwie do wszystkich europejskich królów prezydent Francji ma ogromną władzę. Poza tym księgi rachunkowe Pałacu Elizejskiego, w przeciwieństwie do wielu monarszych budżetów, są bardzo przejrzyste.

Jednak monarchie to nie spółki giełdowe: nie podlegają jednolitym unijnym przepisom księgowym. Porównywanie kosztów ich działania jest zatem bardzo utrudnione. Dwór brytyjski twierdzi, że jego utrzymanie kosztuje 36 mln funtów rocznie, bo tyle rzeczywiście wynosi dotacja budżetowa. Ale — jak zauważa Graham Smith z organizacji Republic działającej na rzecz zniesienia monarchii — to tylko ułamek kosztów. Nie obejmuje on na przykład kosztów ochrony rodziny królewskiej (te są w budżecie policji), ani wizyt królowej (opłacanych przez lokalne władze). Ponadto do kosztów należy doliczyć utracone korzyści, a więc dochód z kilku posiadłości, których nominalnym właścicielem jest państwo. są one przekazane w użytkowanie rodzinie królewskiej i to ona na nich zarabia. Zdaniem Smitha dużo bardziej wiarygodna jest kwota wielokrotnie wyższa — ok. 300 mln funtów. Ale nawet ta mniejsza kwota 36 mln funtów nie była w ubiegłym roku właściwie wydawana. Zdaniem parlamentarnej komisji dwór musiał sięgnąć do rezerw i nie był w stanie wprowadzić dyscypliny budżetowej, choć agencjom rządowym się to udało.

Anna Słojewska z Brukseli

Rzeczpospolita OnLine

foto: therealsingapore.com