– Była mistrzynią niuansów, przejść kolorystycznych, najdelikatniejszego zróżnicowania tonów – mówi o malarstwie Olgi Boznańskiej historyk sztuki Agnieszka Morawińska, dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie, w którym odbywa się obecnie wystawa dzieł tej wybitnej polskiej malarki.
Pokazywana w dwóch muzeach narodowych – najpierw w krakowskim, a obecnie w warszawskim – wystawa “Olga Boznańska(1865-1940)” jest wszechstronną prezentacją dzieła i życia największej polskiej malarki okresu modernizmu. Po raz pierwszy w Polsce prezentowane są dzieła Boznańskiej z kolekcji Musee d’Orsay w Paryżu, Galerii Ca’ Pesaro w Wenecji i Telfair Museum of Art w Savannah. Będzie to także okazja do obejrzenia dzieł z kolekcji Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki i Muzeum Polskiego w Chicago oraz obrazów z kolekcji prywatnych w Polsce i za granicą.
Dominantą kompozycyjną wystawy, na której zaprezentowano 150 obrazów, jest portret. Wspólny dla obu ekspozycji jest scenariusz, którego autorki wystawy: Ewa Bobrowska i Urszula Kozakowska-Zaucha podzieliły twórczość Boznańskiej według klucza tematycznego na portrety, wizerunki dzieci, autoportrety i sceny w pracowni, pejzaże miejskie oraz martwe natury.
Kilka bardzo ważnych dzieł Muzeum Narodowe w Warszawie “dopożyczyło”, jak arcydzieło Jamesa Abbotta McNeilla Whistlera “Harmonia w szarości i zieleni; Miss Cycely Aleksander” – powiedziała Polskiej Agencji Prasowej Renata Higersberger, kuratorka warszawskiej ekspozycji.
– Wystawa warszawska ma asa w rękawie znakomity obraz pędzla Jamesa Abbotta McNeilla Whistlera “Harmonia w szarości i zieleni: Miss Cycely Aleksander” wypożyczony z galerii Tate w Londynie – powiedziała minister kultury i dziedzictwa narodowego Małgorzata Omilanowska. Minister dodała, że żaden koneser się nie oprze i nawet jeśli widział Boznańską w Krakowie, to przyjdzie teraz w Warszawie do Muzeum Narodowego. – Sama stałam w Londynie przez cztery godziny w kolejce do galerii, aby zobaczyć Whistlera – wspomniała.
Wystawa zaczyna się od portretów: wizerunków osób bliskich, przyjaciół, również mężczyzn, z którymi Boznańską łączyły bliskie, acz platoniczne więzy, owych, jak ich nazywano “amitié amoureuse”. Potem są portrety dzieci, a w dalszej kolejności osób, które po prostu portrety u artystki zamawiały – a więc, prace ze swoistej firmy portretowej, którą prowadziła. I właśnie w ramach tego kryterium gatunkowego zastosowany został – na co zwróciła uwagę kuratorka – układ w miarę chronologiczny. A więc, najpierw pokazane są portrety z czasów krakowsko-monachijskich, a potem z okresu parysko-krakowskiego. Tych obrazów z Paryża, jak i powstałych w pracowni w Krakowie jest bardzo wiele.
Słynne autoportrety pokazane zostały razem z częścią widoków pracowni, prywatnego świata Boznańskiej, jej otoczenia. Jak wiemy, zamknęła ona swój świat w konkretnej przestrzeni – swojej pracowni, o której krążyły legendy, że była ciemna, niemal bez dostępu światła… niepokojąca.
W warszawskim muzeum w osobnej sali zaaranżowano przestrzeń oddającą aurę pracowni malarki, którą wypełniają zachowane po niej pamiątki, meble, rysunki, szkicowniki, palety, należące do artystki drobiazgi oraz archiwalne fotografie. Za sprawą wypożyczonych z muzeum w Krakowie autentycznych mebli Boznańskiej: biurka, zegara, sztalug, słynnego fotela, w którym zasiadali portretowani, rozwieszonych na ścianach obrazów, wytworzył się pewien nastrój. – W pracowni, której klimat wnętrza staraliśmy się oddać, czuje się niemal obecność malarki – zauważyła kuratorka. – W tej zaaranżowanej pracowni jest też okno, ono żyje, za oknem widać drzewa targane wiatrem, chmury płyną po niebie i przede wszystkim, na parapecie stoją kwiaty w doniczkach, które Boznańska tak lubiła.
W jej autentycznych pracowniach w Krakowie, Monachium czy Paryżu okno czasami było pociemniałe od dymu papierosowego, jednak było odsłonięte. Natomiast malarka miała rozwieszony pod sufitem rodzaj zasłony wyglądającej jak płócienny żagiel, którym regulowała sobie dostęp światła. Boznańska, która wstawała późno, czyhała potem na odpowiedni moment, aby przed zmrokiem uchwycić właściwe światło. Był to krótki tylko fragment dnia, kiedy malowała; stąd również brała się konieczność wielu sesji malarskich zanim powstał portret; osoby portretowane składały wielokrotne wizyty, aby malarka mogła dokończyć dzieło. Niekiedy nawet do 40 spotkań musiało się odbyć. Jedynie, kiedy artystka malowała dzieci i zwierzęta, mobilizowała się, aby ten proces powstawania portretów przyspieszyć. Na wystawie jest przepiękny obraz – portret psa – setera, który śpi; pewnie tak właśnie zareagował na przedłużającą się sesję.
Obrazy eksponowane są na bardzo stonowanym szarym kolorze ścian. Sama artystka w jednym z listów zaznaczyła, że jej obrazy wyglądają pięknie na szarych aksamitach. I rzeczywiście, feeria barw jej obrazów znakomicie współgra z tymi szarościami.
Wielkim atutem ekspozycji jest ukazanie twórczości Boznańskiej w kontekście dzieł innych malarzy europejskich, które zostały wypożyczone na wystawę z największych światowych galerii. Zestawienie Boznańskiej z arcydziełami Jamesa Whistlera, Diego Velazqueza, Edouarda Maneta, Henri Fantin-Latoura i Edouarda Vuillarda oraz z drzeworytami japońskimi ukazuje jej twórczość w perspektywie sztuki światowej.
Według Bobrowskiej jedną z głównych idei wystawy było pokazanie, że Boznańska nie tyle się nimi inspirowała lecz, że “poziom jej prac jest na ich poziomie. Ona jest ich koleżanką, a nie naśladowczynią” – powiedziała współautorka wystawy.
Już w pierwszej sali pojawia się Diego Velazquez. Wiemy, że Boznańska często odwiedzała Wiedeń, aby oglądać w Kunsthistorisches Museum jego wspaniałe infantki. Był dla niej mistrzem i ona w swoich obrazach pozostawiała pewne aluzje do jego twórczości np. poprzez umieszczenie gdzieś w tle obrazu reprodukcji portretu infantki. To był jej hołd oddany Velazquezowi.
W drugiej sali wisi znakomity obraz pędzla Whistlera “Harmonia w szarości i zieleni: Miss Cicely Alexander”. Umieszczony obok “Dziewczynki z chryzantemami”, “Chłopca w gimnazjalnym mundurku” czy “Ze spaceru” wskazuje na pewną wspólnotę klimatu. “Choć Boznańska odżegnywała się od zapożyczeń, bardzo wyraźna jest wspólna aura, wyraźny klucz łączący wczesne, całopostaciowe portrety malarki z tym właśnie dziełem. Warto wybrać się na wystawę dość szybko, ponieważ ten obraz został wypożyczony z Londynu tylko na miesiąc” – zaznacza kuratorka.
Dalej, przy portretach, przedstawiających macierzyństwo, wisi przejmujący obraz “Chore dziecko” Eugene’a Carriere’a; przy autoportretach Boznańskiej – “Portret Berthe Morisot z wachlarzem” pędzla Edouarda Maneta; w kolejnej sali – Vuillard, tak jak dwa poprzednie obrazy wypożyczony z kolekcji Musee d’Orsay w Paryżu; jego intymistyczny obraz przedstawiający salon Misi Natanson z domu Godebskiej przy ul. Saint-Florentin w Paryżu, jeśli chodzi o elementy wystroju czy zakomponowanie postaci we wnętrzu ma pewne odniesienia do portretów paryskich Boznańskiej z lat 1900-1910 – objaśniała Higersberger.
Jest też zestawienie prac malarki z grafikami japońskimi. Jej “Portret młodej kobiety z czerwoną parasolką” z prywatnej kolekcji czy “Japonka” z zbiorów warszawskiego muzeum, ale też “Kwiaciarki” dowodzą wpływów sztuki japońskiej, bardzo modnej w Europie drugiej połowy XIX wieku.
Zaraz w następnej sali są eksponowane pejzaże miejskie. Większość z nich to widoki z okien pracowni malarki, ale kilka powstało prawdopodobnie poza pracownią; pewnie malowała je gdzieś wieczorem, w ukryciu, kiedy nikt już jej nie mógł zobaczyć. Boznańska raczej nie rozstawiała sztalug w plenerze, bardzo bowiem nie lubiła, gdy ktoś przypatrywał się, jak maluje. Chciała mieć pełną kontrolę nad sobą, swoim wizerunkiem i nad swoim życiem. Pejzaże miejskie są przepiękne, te wczesne krakowskie – bardzo kolorowe i te późne zamglone, paryskie. To prawdziwe perełki.
Ekspozycję zamykają martwe natury, które Boznańska malowała przez całe życie, traktując je jako oddech, a czasami prezent dla swoich najbliższych. W martwe natury wkładała wiele serca, podobnie jak w portrety psychologiczne, o których jeden z francuskich krytyków powiedział, że Boznańska “nie maluje oczu, lecz spojrzenia; nie maluje ust, lecz uśmiech…”.
Wystawa “Olga Boznańska(1865-1940”) będzie dostępna dla publiczności od 26 lutego w Muzeum Narodowym w Warszawie i trwać będzie do 2 maja.
Anna Bernat, Polska Agencja Prasowa
foto: PAP / Jacek Bednarczyk