To było marzenie – świat bez broni nuklearnej. To było marzenie nowego prezydenta USA. Pod koniec jego rządów jesteśmy od tego marzenia coraz dalej.
W 2009 r. prezydent Barack Obama powiedział w Pradze, że jego celem jest świat bez broni nuklearnej. Sen piękny. Nierealny, ale piękny.
Od początku było jasne, że to cel nierealny. Obamie chodziło jednak o to, by do tego celu dążyć, zmniejszając liczbę głowic nuklearnych na świecie i ograniczając rozpowszechnianie technologii nuklearnych.
Sześć lat później wiemy już, że nie tylko nie idziemy w tę stronę, ale jest dużo, dużo gorzej. Broni nuklearnej jest więcej, a będzie jeszcze więcej.
Technologia nuklearna jest dostępna dość powszechnie. Pakistańscy naukowcy sprzedali ją na lewo i prawo w ciągu ostatniej dekady za stosunkowo niewielkie pieniądze. Stać na nią było nawet Koreę Północną, która ma już broń nuklearną.
Świat negocjuje w tej chwili z Iranem, by ten zrezygnował z ambicji nuklearnych. Nawet jeśli się to uda, to na pewno nie na zawsze. Nad bronią nuklearną pracuje wiele krajów arabskich z Arabią Saudyjską i Egiptem na czele. Ich programy nuklearne nie są bardzo zaawansowane i są dopiero na początku drogi, ale przykład Indii, Korei Północnej i Pakistanu pokazał, że dziś można te programy prowadzić bez wiedzy międzynarodowej opinii publicznej.
Kraje, które mają tę broń, pracują nad jej udoskonaleniem. Rosja testuje nową rakietę średniego zasięgu, która przeniosłaby głowice nuklearne w rejon Europy Zachodniej. Rosyjskie bombowce strategiczne wznowiły loty nad Europą i szukają możliwości, by latać także nad Azją.
Ukraina z pewnością żałuje, że oddała w latach 90. broń nuklearną w zamian za papierowe gwarancje bezpieczeństwa ze strony Zachodu i Rosji. Nikt więcej tego błędu nie popełni, gwarantuję.
Doradca pakistańskiego rządu poinformował kilka dni temu na konferencji naukowej w Waszyngtonie, że pakistańska armia pracuje nad taktyczną bronią nuklearną. To niewielkie głowice, które można przerzucić na rakiecie na odległość kilkudziesięciu kilometrów. Wojskowi nazywają je “głowicami pola walki”.
Indie już takie głowice mają. W ten sposób rosną arsenały nuklearne dwóch krajów, których wojsko nie słynie z żelaznej dyscypliny i doskonałego wyszkolenia i w których – wiemy to na pewno – myszkują szpiedzy islamistów.
Sześć lat po apelu Obamy wiemy jedno – sami prosimy się o katastrofę.
Bartosz Węglarczyk
rp.pl
foto: Sławomir Sobczak
meritum.us