Niedzielny pojedynek Chicago Blackhawks z N.Y. Rangers, a więc dwóch drużyn pretendujących do tytułu mistrzowskiego, przypominał typowy mecz playoffs w NHL. Szybka, twarda, ale nie brutalna gra na całym lodowisku, mało miejsca na rozegranie krążka, duża liczba strzałów i tyleż samo pięknych parad bramkarzy. Zabrakło może więcej goli, ale nie obniża to wcale oceny bardzo dobrego sportowego widowiska.
Jak wspomniałem wcześniej, bohaterami wczorajszego spotkania byli obaj bramkarze: Corey Crawford i Cam Talbot. Więcej trudniejszych obron miał w niedzielę chicagowski golkiper i to jemu Hawks zawdzięczają zdobyty punkt. Jeden punkt, gdyż Blackhawks ulegli wczoraj w United Center 0:1 po dogrywce i jeśli licząc ilość groźnych sytuacji stworzonych przez obie ekipy to zwycięstwo Rangers było zasłużone. Goście udowodnili, że ich ubiegłoroczny awans do ścisłego finału playoffs nie był przypadkiem i w tym sezonie będą na pewno zaliczać się do faworytów do zdobycia Pucharu Stanley’a.
Co do chicagowian to pretensje można mieć przede wszystkim do gry w przewadze liczebnej. Hawks w czterech takich elementach gry oddali na bramkę nowojorczyków zaledwie 4 celne strzały!!! I nie tylko o ilość tych strzałów chodzi. Chicagowianie nie mogli skutecznie i efektywnie wprowadzić krążka do tercji rywala i założyć tzw. zamek. Przy takim potencjale zawodników jest to wręcz niewytłumaczalne. Pamiętać jednak należy, że w drużynie gospodarzy brakuje nadal – i tak będzie do końca sezonu regularnego – najlepszego hokeisty Hawks, Patricka Kane’a. To tak jakby ze składu Barcelony wykluczyć z gry na 20 meczów Messiego. Można próbować zastąpić takiego zawodnika, ale na próbach to się zazwyczaj kończy.
Niezadowolony z postawy niektórych swoich graczy we wcześniejszych meczach, trener chicagowian Joel Quenneville tym razem “wolne” dał Brianowi Bickellowi, co zmusilo szkoleniowca do ponownego modyfikowania i szukania najlepszych rozwiązań w ustawieniu trójek napadu. Jak widać po wczorajszym rezultacie nie przyniosło to lepszego strzeleckiego wyniku. Trenerowi chodziło jednak o coś więcej. Ukaraniem Bickella z wyciągnięciem go z podstawowego składu Quenneville chciał pokazać, że aby grać w wyjściowym zestawieniu, bez względu na ilość minut spędzonych na lodowisku, trzeba dać z siebie wszystko i wykonywać polecone założenia taktyczne.
Tylko jeden zdobyty wczoraj punkt pozostawia pewien niedosyt, ale z drugiej strony punkt ten, w tak bardzo wyrównanej Konferencji Zachodniej, przybliża Hawks do najważniejszego celu, a mianowicie awansu do playoffs. Wygląda na to, że aby ten cel osiągnąć chicagowianie – mający obecnie 84 punkty – muszą w ostatnich 16 meczach wywalczyć przynajmniej 12 oczek. Najbliższa okazja do wzbogacenia swojego dorobku punktowego będzie miała miejsce w czwartek, w Arizonie, gdzie Blackhawks rywalizować będą z miejscowymi Coyotes.
* CHICAGO BLACKHAWKS – NEW YORK RANGERS 0:1 po dogrywce (0:0, 0:0, 0:0, 0:1)
0:1 Brassard (14. gol w sezonie) asysty: Zuccarello i McDonagh 60.32 min.
Strzały na bramkę: 36-29 na korzyść NYR
Leszek Zuwalski
meritum.us