To był wielki sukces polskiej kinematografii, w nocy Oskara za film nieanglojęzyczny otrzymała „Ida”, w reżyserii Pawła Pawlikowskiego. 

Reżyser, który wyjechał z Polski jako dziecko i wychował się w Anglii przemawiał po ogłoszeniu decyzji w języku Szekspira i nie było tym razem słynnego wajdowskiego: ”Będę mówił po polsku, bo chcę powiedzieć to, co myślę, a myślę zawsze po polsku” (nota bene przemówienie reżyserowi odbierającemu 15 lat temu Oskara za całokształt twórczości napisał Stanisław Tym). – Życie jest pełne niespodzianek –  zaczął swoje wystąpienie twórca i na dowód tego dwie aktorki, odtwórczynie głównych ról w pięknym filmie – Agata Kulesza i Agata Trzebuchowska – oglądały historyczną chwilę na korytarzu przed łazienkami, gdzie akurat się udały nie bacząc na okoliczności. Potrzeba fizjologiczna, dymek czy lampka wina? To już nieważne, obie Agaty miały wyjątkowego pecha. Natomiast Pawlikowski odebraną nagrodę postawił dosłownie na głowie i wyraźnie wzruszony dał długi, przejmujący naturalną radością „speech” oceniony bardzo wysoko. Nawet asystująca artyście Nicole Kidman stała jak zaczarowana, a Polacy na całym świecie (no, może nie wszyscy, były głosy by przed projekcją „Idy” wyświetlać dodatek wyjaśniający kontekst wydarzeń z czasów opisywanych przez film) mogli poczuć dumę, iż nasza tak bogata i naprawdę wybitna kinematografia wreszcie doczekała się Oskara.

Próby trwały od 1964 roku, gdy do konkursu zakwalifikowano „Nóż w wodzie” Romana Polańskiego. Nominację otrzymały następnie: „Faraon” Jerzego Kawalerowicza (1966), w latach 1974-76 „Potop” Jerzego Hoffmana, „Ziemia obiecana” Andrzeja Wajdy i „Noce i dnie” Jerzego Antczaka, ponownie Wajda w 1979, 1981 i 2007 r. z „Pannami z Wilka”, „Człowiekiem z żelaza” oraz „Katyniem”, Agnieszka Holland cztery lata temu za „W ciemności”. Do dziesięciu więc razy sztuka i w końcu Polska (statuetkę wręcza się reżyserowi, ale za oficjalnego zdobywcę uznaje się kraj, z którego pochodzi film) została laureatem.

Koproducentem „Idy” jest Dania, produkcję wsparły zarówno Polski Instytut Sztuki Filmowej jak i Duński Instytut Filmowy. Akcja dzieła rozgrywa się w latach 60. XX wieku, a zaczyna gdy sierota Anna, wychowanica sióstr zakonnych tuż przed złożeniem ślubów poznaje swoją jedyną krewną. Ciotka Wanda jest byłą stalinowską prokurator i od niej Anna dowiaduje się, że jest Żydówką, Idą Lebenstein. Historia rodziny toczy się bez głównych bohaterów, na ekranie mamy czarno-biały obraz filmowany w specyficzny sposób. Gdzieś w tle muzyka jazzowa, tragedia rodziny, film opowiada o przebaczeniu, potrzebie wyciszenia i dokonywaniu wyborów. Dzieło trudne, ale znakomite.

Niestety z pozostałych czterech szans na Oskara dla Polaków nic nie wyszło. Ani dokumenty, ani praca naszej kostiumolog, ani operatora „Idy” już uznania członków Akademii Filmowej nie zdobyły. Statuetki nie dostał też młody chicagowski filmowiec, który miał nominację za dokumentalny pełny metraż „Seeking Vivian Maier” – opowieść o niani, która w wolnych chwilach fotografowała ludzi i miasto chowając wszystko do szuflady.

Cieszymy się ogromnie, to 13. Oskar w polskich rękach, wcześniej wyróżniano naszych twórców w różnych dziedzinach, były wśród nich trzy Oskary honorowe, oprócz Wajdy dostał je Stefan Kudelski za wkład w nagrywanie dźwięku (słynna Nagra to jego dzieło). Stokowski, Kaper, Rybczyński, Kamiński, Starski, Braun, Polański za „Pianistę”, Kaczmarek i polsko-brytyjska produkcja animowana „Piotruś i wilk” – kompozytorzy, reżyserzy, animatorzy, operator, scenografowie i dekoratorzy – to nasza nasza chluba, teraz mamy do kompletu Oskara za film!

Sławomir Sobczak

meritum.us

foto: english.manoramaonline.com