Początek nowego roku to także inauguracja nowego prawa w wielu stanach.
W Teksasie obowiązują nowe przepisy mające zobligować uczniów szkół średnich do pilniejszego uczęszczania na zajęcia. Nowe prawo nazwane SB (Senat Bill) 269 zobowiązuje do przynajmniej 90-procentowej frekwencji pod karą… odebrania prawa jazdy. Co prawda posiadanie „prawka” – jak twierdzi fundacja AAA – nie jest już tak popularne jak w latach 80. i 90., gdy prawie 70 proc. Amerykanów, którzy nie ukończyli 18 lat mogło się pochwalić dokumentem uprawniającym do samodzielnego prowadzenia pojazdu mechanicznego, ale wciąż to w środowisku zwłaszcza małomiasteczkowym „mroczny przedmiot pożądania”. W wielkich aglomeracjach komunikacja publiczna jest rozwinięta, a znajomych czy przyjaciół młodzież ma w zasięgu wzroku non-stop za pośrednictwem mediów społecznościowych. Niemniej jednak dla wielu małolatów legalny dostęp do kierownicy to rzecz honoru i wręcz „być czy nie być” w hierarchii szkolnej, dla nich prawo zawieszające przy sporej absencji w szkole na początek na 30, potem na 60 dni prawo jazdy to cios dotkliwy. Trzecie ostrzeżenie wiąże się już z powtórką egzaminu i wyrabianiem nowego dokumentu.
Z taką metodą dyscyplinowania swoich dzieci nie zgadza się cała rzesza Amerykanów, zresztą coraz więcej młodych ludzi mieszka w domu rodzinnym nawet po ukończeniu studiów i ciągłe prośby o „podwózkę” mogą rzeczywiście irytować. Z drugiej strony coraz tańsza benzyna powoduje, że pokusa przemieszczania się samemu autem staje się coraz silniejsza, może więc warto chodzić do szkoły?
Sławomir Sobczak
meritum.us
foto: matthewgallagherlaw.com