Jeden z bardzo widowiskowych spektakli stworzyli wczoraj zawodnicy Chicago Blackhawks i Montreal Canadiens. W United Center nie zabrakło dosłownie niczego, czego kibice tego sportu by sobie życzyli.

Inaczej mogliby podejść do meczu “koneserzy” hokeja, ale o tych nie będziemy dzisiaj pisać. Ważne jest bowiem to, że nikt, kto oglądał ten pojedynek, nie mógł być na związane z nim emocje obojętny. Mówię tu o bardzo szybkiej, technicznej grze obu drużyn, paradach bramkarzy, 7 golach, czy nawet o błędach sędziów, którzy w 3. tercji w końcu zrozumieli, że nie są na lodowisku gwiazdami i pozwolili grać hokeistom.

Dwa pierwsze trafienia zaliczyli Hawks. Najpierw Michal Rozsival wykorzystał podanie Bickela, później Ben Smith zakończył golem kontrę chicagowian. Goście odpowiedzieli bramką Brendana Gallaghera, który nie kryty przez żadnego z obrońców Hawks stał samotnie 3 metry przed Antti Raantą.

Canadiens wyrównali a następnie objęli prowadzenie w drugiej odsłonie gry po golach Siergieja Gonczara (Raanta powinien strzał z ostrego konta obronić) i bombie P. K. Subbana, w okresie przewagi liczebnej gości. Nie oznacza to wcale, że Hawks nie miały swoich okazji. Sytuacje sam na sam z Carey’em Price przegrał m.in. Patrick Kane, a wcześniej gospodarze przez blisko minutę grali w przewadze 5×3, stwarzając dogodne momenty do zdobycia gola.
Na szczęście dla kibiców chicagowian, drużyna z “Wietrznego Miasta” nie przejęła się niepowodzeniami strzeleckimi z drugich 20 minut i na trzecią tercję wyjechała jeszcze bardziej zdeterminowana. Efektem tego był najpierw wyrównujący gol Jonathana Toewsa po zamieszaniu podbramkowym, a następnie na 27 sekund przed końcową syreną trafienie Brandona Saada, który doskoczył do odbitego po strzale Kane’a krążka i wpakował do bramki Canadiens.

Trudno tak naprawdę wyróżnić specjalnie kogokolwiek z ekipy Hawks. Wszyscy bowiem dołożyli wczoraj cegiełkę do wgranej swojej drużyny. Dwie pierwsze linie ataku jak zwykle stwarzały najwięcej zamieszania w szeregach Montrealu, ale pozostała szóstka napastników nie pozostawała daleko w tyle. Marcus Kruger czy Joakim Nordstrom mieli także swoje okazje do strzelenia goli, a Daniel Carcillo i Andrew Shaw gdy trzeba było wprowadzali do gry Hawks bardzo dużo pozytywnej energii i zadziorności. Coraz pewniej czuje się na lodowisku młody obrońca David Rundblad, który nie popełnia błędów, a – co najważniejsze – jego decyzje wyprowadzania krążka z własnej tercji są bardzo trafne i rozważne.

To było 5. w rzędu zwycięstwo Blackhawks i 8. w ostatnich 10 meczach. Tak trzymać!!!

Jutro mecz z najlepszą drużyną w grupie – Nashville Predators. Miejmy nadzieję, że nocna podróż do “Music City” i trzeci mecz w ciągu czterech dni nie wyczerpią zapasów energii chicagowian na sobotni pojedynek.

* CHICAGO BLACKHAWKS – MONTREAL CANADIENS 4:3 (2:1, 0:2, 2:0)
1:0 Rozsival (1. gol w sezonie) asysty: Bickell i Shaw 02.13 min.
2:0 Smith (2.) asysty: Kruger i Nordstrom 18.16 min.
2:1 Gallagher (7) asysty: Galchenyuk i Plekanec 18.42 min.
2:2 Gonchar (1) asysty: Gallagher i Emelin 27.58 min.
2:3 Subban (7., podczas gry w przewadze) asysty: Markov i Desharnais 37.22 min.
3:3 Toews (11., podczas gry w przewadze) asysty: Richards i Versteeg 44.18 min.
4:3 Saad (5) asysty: Kane i Toews 59.33 min.

Strzały na bramkę: 41-36 na korzyść Canadiens

Kolejny mecz Hawks dzisiaj, w sobotę, 6 grudnia w Nashville przeciw Predators (początek 6 pm).

Leszek Zuwalski

meritum.us