Trzecia z rzędu wygrana naszych “Jastrzębi” w stosunku 4:1, trzeci raz w pokonanym polu w identycznych rozmiarach kolejny zespół z czołówki NHL. Dzisiejsze zwycięstwo w United Center nad St. Louis Blues było 8. wygraną w 10 ostatnich meczach Blackhawks.
Po wyśmienitym sześciomeczowym wyjeździe, w którym Chicago Blackhawks zdobyło 10 z możliwych 12 punktów, Hawks wróciło wczoraj do United Center. Przeciwnikiem chicagowian był zespół St. Louis Blues, z którym gospodarze grali w tym sezonie już raz, przegrywając na lodowisku rywala 2:3. Obie drużyny plasują sią na dzień dzisiejszy w czołówceNHL w klasyfikacji na najmniejszą ilość straconych goli na jeden mecz (Hawks są na 2. miejscu, a Blues na 3.). Jeśli dodamy do tego fakt, że obie ekipy znają się doskonale, można było przypuszczać, że o bramki w tym spotkaniu nie będzie łatwo.
Chicagowianie wystąpili bez kontuzjowanego bramkarza nr.1 Corey’a Crawforda, którego zastąpił Antti Raanta (ostatni mecz Fin zagrał w październiku, właśnie z St. Louis).
Pierwsze 12 minut spotkania toczyło się pod dyktando gości, którzy narzucili Hawks swój siłowy, prowokacyjny styl gry. Chicagowianie dali wciągnąć się w niepotrzebne przepychanki, za co często sadzani byli na ławkę kar (w całym meczu 6 dwuminutowych wykluczeń). Po przetrwaniu naporu Blues (goście 3 razy trafiali w słupek), gospodarze zaczęli przejmować inicjatywę, czego efektem był gol Marcusa Krugera w 16. minucie gry. Dużą zasługę przy tej bramce miał Brandon Saad, który wywalczył krążek w środkowej tercji lodowiska i podał go do partnera z drużyny.
Druga tercja miała podobny początek jak pierwsze 20 minut, z tą różnicą, że St. Louis miało przewagę tylko przez 5, a nie 12 minut. Wystarczyło to jednak przejezdnym aby doprowadzić do wyrównania. W zamieszaniu podbramkowym gola zdobył Ian Cole i trzeba obiektywnie przyznać, że bramka ta Blues się po prostu należała. Do końca tej odłsony meczu wynik nie uległ zmianie.
Ostatnie 20 minut pojedynku było już popisem gry Hawks. W ciągu 4 minut i 20 sekund chicagowianie zaliczyli 3 trafienia, przy zdobyciu których główne role odegrali zawodnicy drugiej trójki ataku: Kane, Richards, Versteeg. Aby było jeszcze ciekawiej, były to pierwsze 3 zmiany tejże formacji w 3. tercji. Zaczęło się od celnego uderzenia Versteega, który wykorzystał podanie stojącego tyłem do bramki Toewsa. Chwilę potem na 3:1 podwyższył Kane pięknym strzałem z prawego skrzydła w długi róg, po wcześniejszym krosowym podaniu Versteega. Gwoździem do trumny dla St. Louis był kolejny gol Kane’a zdobyty po jego indywidualnej akcji, w czasie której chicagowianin ośmieszył wręcz obrońcę gości Jackmana (gracz ten w każdym meczu obu zespołów gra bardzo nieczysto, polując na kości Hawks).
Na chwilę chciałbym zatrzymać się przy tym ostatnim golu, a to ze względu na Chrisa Versteega, który zaliczył przy nim kolejną asystę. Jeszcze miesiąc temu hokeista ten, będąc atakowany w swojej tercji, próbował bardzo ryzykownych podań w poprzek lodowiska, co kończyło się parokrotnie utratąa bramek przez Hawks. Wczoraj Versteeg, nauczony trenerskimi karami, będąc w takiej samej sytuacji wybrał jeden z najprostszych wariantów – lob na środek lodowiska. Skutek: do krążka doskoczył wspomniany Kane i strzelił 4. gola dla Hawks.
Do końca meczu wynik nie uległ już zmianie i chicagowianie zainkasowali kolejne bardzo ważne 2 punkty, pozwalające im na zbliżenie się do swojego wczorajszego rywala na 1 punkt w tabeli grupy centralnej w Konferencji Zachodniej.
Gołym okiem widać, iż z każdym kolejnym meczem poszczególne trybiki maszyny Joela Quenneville coraz dokładniej zachodzą na siebie, zazębiają a całość pracuje niemal perfekcyjnie. Stąd progresja formy co przekłada się na efektowne zwycięstwa i inkasowanie punktów. Co szczególnie pocieszające: kadra Hawks jest szeroka i nawet kontuzje czołowych graczy niewiele zmieniają, bo ich brak jest praktycznie niewidoczny. Zapowiada to ostrą rywalizację o miejsce w zespole. No, ale jakiż trener martwi się bogactwem wyboru? Toż to wyjątkowo komfortowa sytuacja. Na dzień dzisiejszy z powodu urazów wypadli ze składu już wcześniej Patrick Sharp i teraz Corey Crawford. Chicagowscy kibice nieco się niepokoili, jak wypadnie w konfrontacji z groźnymi Blues dubler tego ostatniego czyli pierwszego bramkarza Hawks Antti Raanta. Tymczasem 25-letni Fin zaliczył 40 obron, mając duży udział w końcowym sukcesie. Sytuacja zmusza do eksperymentów, które czasami są dla niektórych wręcz zbawienne.
* CHICAGO BLACKHAWKS – ST. LOUIS BLUES 4:1 (1:0, 0:1, 3:0)
1:0 Marcus Kruger (4.) asysta: Saad 15.57 min.
1:1 Cole (2.) asysty: Berglund i Ott 32.38 min.
2:1 Kris Versteeg (8.) asysty: Toews i Keith 40.59 min.
3:1 Patrick Kane (11.) asysty: Versteeg i Richards 42.47 min.
4:1 Kane (12.) asysty: Versteeg i Rundblad 45.19 min.
Strzały na bramkę: 41-33 na korzyść Blues
KONFERENCJA ZACHODNIA
Vancouver 25 35 79-69
Anaheim 26 35 71-68
Nashville 24 34 65-48
St. Louis 25 34 67-55
Calgary 26 34 83-66
Chicago 25 33 78-49
Los Angeles 25 31 67-57
Winnipeg 26 30 55-58
Minnesota 24 29 67-56
San Jose 26 28 70-71
Dallas 25 23 73-89
Colorado 25 23 67-79
Arizona 26 23 64-81
Edmonton 26 17 58-90
KONFERENCJA WSCHODNIA
Tampa Bay 26 37 92-69
Pittsburgh 24 36 82-55
NY Islanders 25 36 80-67
Montreal 27 36 70-68
Detroit 25 33 77-65
Toronto 24 29 81-72
Boston 26 29 63-63
Florida 23 26 50-58
NY Rangers 24 26 71-70
Ottawa 24 25 63-66
Washington 24 24 68-69
New Jersey 25 22 58-72
Buffalo 25 20 45-77
Carolina 24 19 56-69
Philadelphia 24 19 62-76
Columbus 24 16 54-84
Kolejny mecz Hawks w najbliższy piątek, 5 grudnia, w United Center przeciw Montreal Canadiens (początek 7.30 PM).
Leszek Zuwalski
merirum.us