Swoją pasję z Mazur i Bałtyku postanowili przenieść na kanadyjskie Wielkie Jeziora i zatokę Georgian Bay. Polonijni żeglarze postanowili się też zorganizować.
W Kanadzie, gdzie mieszka ponad milion osób o polskich korzeniach, są obecnie trzy polskie kluby żeglarskie: w Toronto (Polsko-Kanadyjski Jacht Klub „Biały Żagiel”), Hamilton (Polsko-Kanadyjski Klub Żeglarski „Zawisza Czarny”) oraz klub Vancouver. Klub w Toronto liczy ok. 140 członków, podobnie jak pozostałe dwa.
Jak mówią kanadyjsko-polscy żeglarze, dzięki istnieniu klubów ludziom łatwiej się spotkać. Dobrych żeglarzy się po prostu poleca, więc można dostać zaproszenia na ciekawe rejsy i pływać za nieduże pieniądze po całym świecie, czy to przez Atlantyk, dokoła Hornu czy przez wszystkie Wielkie Jeziora. Polonijni żeglarze pływają też po Morzu Śródziemnym.
Ci, którzy żeglowali i po Mazurach, i po Wielkich Jeziorach, powiadają, że w Kanadzie pływa się inaczej, nie tylko dlatego, że np. pewnych zasad etykiety żeglarskiej stosowanej w Polsce w Kanadzie się nie używa.
– Pływanie po Wielkich Jeziorach i po Georgian Bay jest trudniejsze. Trzeba się liczyć z szybko zmieniającymi się warunkami atmosferycznymi. Akweny są większe niż mazurskie i popełnienie błędu może się skończyć tragicznie – mówi Wojciech Samborski, pierwszy wicekomandor klubu w Toronto.
Żeglarze znający kanadyjskie akweny przypominają nowicjuszom, że na jeziorze Ontario fale mogą mieć wysokość 10 metrów. Na Lake Superior zatonął kiedyś jacht przy jedenastometrowej fali. Na Georgian Bay fale są tak wysokie jak na Bałtyku. W Kanadzie trzeba uważać na skały, zarówno te wystające, jak i te schowane 30 cm pod powierzchnią wody. Trzeba też sobie zdawać sprawę, że w razie nieszczęścia dopłynąć wpław do brzegu jest ciężko, bo odległości są większe – ze środka jeziora Huron do każdego brzegu jest 200 km.
W Toronto komandorem klubu jest Adam Korzeniowski, a w skład zarządu wchodzi jego poprzednik, Joseph Alexandrowicz. Klub działa bardzo sprawnie, jak oceniają żeglarze, i nie poprzestaje na organizowaniu balu kapitańskiego (który jest co roku). Żeglarze z Toronto zbierają się w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca – na kursach pierwszej pomocy, wykładach o nawigacji czy spotkaniach z ciekawymi żeglarzami, którzy akurat goszczą w Toronto.
Kursy na patent żeglarza jachtowego oraz jachtowego sternika morskiego klub w Toronto organizuje według wymogów Polskiego Związku Żeglarskiego. Korzystają z nich głównie Polacy oraz Kanadyjczycy polskiego pochodzenia. Torontoński klub współpracuje z PZŻ, a w organizacji kursów i egzaminów pomagają m.in. Zbigniew Stosio, obecnie sekretarz generalny PZŻ i jachtowy kapitan żeglugi wielkiej Wiesław Hutny. Kanadyjskie kluby zrzeszone są w PYANA, Polish Yachting Association of North America, założonej w 1999 r. w Chicago organizacji polonijnych klubów żeglarskich w Ameryce Północnej.
Kanadyjscy klubowicze biorą udział w regatach. – Od początku istnienia klubu w Toronto, kiedy Jacek Dubiel budował klub, są regaty o Puchar Ambasadora, jeden z najważniejszych pucharów. Jest też Puchar Konsula, Puchar Doktora Pietraszka, Zawiszy Czarnego, jest mnóstwo regat, w których nasze jachty biorą udział – opowiada Samborski. Nie jest to tylko amatorskie pływanie dla przyjemności, wielu żeglarzy podchodzi do nich bardzo ambitnie. Są tacy żeglarze, jak bracia Bartlewscy, którzy startują w regatach o puchar świata.
Kanadyjski sezon żeglarski zaczyna się w kwietniu/maju, gdy łódki stawiane są na wodę. Koniec sezonu zależy od regionu Kanady – po jeziorze Ontario można pływać dłużej niż po Georgian Bay. Oficjalnie sezon trwa do końca października, ale w niektórych marinach nawet do listopada. Oficjalne rozpoczęcie sezonu jest organizowane przez kluby, z reguły jest to koniec czerwca – początek lipca.
Ciekawostką kanadyjskich akwenów jest to, że wśród wysp, do których się podpływa, są też wyspy indiańskie. Miejsca postoju są z reguły nieźle zorganizowane, Indianie są bardzo przyjaźni żeglarzom, a koszty postoju nie są wysokie – 20 dolarów od jachtu. Charakterystyczne dla Kanady jest też to, że nawet na wyspach, na których nikt nie mieszka, są przygotowane m.in. miejsca na ogniska, a żeglarze bardzo przestrzegają zasad bezpieczeństwa.
Polonijne kluby żeglarskie w Kanadzie nie zapominają też o szantach. – Tutaj liderem szantowym jest Arek Wlizło, który utrzymuje bliskie kontakty z szantmenami w Polsce – opowiada Samborski. W Toronto były już „Stare Dzwony”, „AKT Gdynia”, a przyszłoroczny bal kapitański będzie prowadzić Mirek „Kowal” Kowalewski (Zejman i Garkumpel).
Ponieważ polonijne kluby stawiają sobie za cel przypominanie polskich tradycji żeglarskich, więc wyszukują ciekawe przedsięwzięcia żeglarskie, o których warto pamiętać. Klub w Toronto właśnie wysłał w październiku specjalne życzenia dla obchodzącego 91. urodziny kapitana Henryka Jaskuły, pierwszego Polaka, który bez zawijania do portów opłynął kulę ziemską. Torontońscy żeglarze przypominają też postać Władysława Wagnera, który w latach 30. jako pierwszy Polak opłynął Ziemię na jachcie żaglowym (zaczynając na Zjawie I, kończąc w lipcu 1939 r. na Zjawie III).
– To ciekawa postać, chcemy o nim przypominać. W 2012 r. zorganizowaliśmy pierwsze spotkanie na Karaibach, przypomniano tam różne fakty z życia Wagnera. Mimo przeciwności losu budował kolejne jachty, by dokończyć rejs, nietuzinkowy człowiek – na Karaibach budował lotnisko. O spotkaniach wagnerowskich zaczęło być głośno w środowisku żeglarskim w Polsce, w 2012 r. naszym gościem był bryg Fryderyk Chopin, było mnóstwo ludzi z Ameryki, z Kanady, z Wielkiej Brytanii, a całość organizował nasz klub z Toronto. Parę osób podeszło do tego z sercem – odszukano jego rodzinę, odżyła pamięć o Wagnerze – mówi Samborski.
Największy problem polonijnych żeglarzy, szczególnie tych młodych, to – jak zapewne wszędzie – koszty. Ci, którzy zaczynali pływać na jachtach swoich rodziców, nie zarabiają wystarczająco dużo, by kupić nowy jacht i go utrzymać.
Z Toronto Anna Lach, Polska Agencja Prasowa
foto: PAP/DPA / Ton Koene