Bardzo mocnego antybiotyku potrzebowali zawodnicy Chicago Blackhawks po przegranym w piątek, w słabym stylu, meczu z Detroit Red Wings. W niedzielny wieczór w United Center takim skutecznym lekarstwem okazała się pewna, wysoka wygrana nad Dallas Stars 6:2.
Zespół gości jest budowany od paru lat na wzór Hawks, a więc oparty jest na hokeistach bardzo szybkich, z wysokimi umiejętnościami technicznymi. Pojedynek więc zapowiadał się bardzo ciekawie.
W składzie Blackhawks nastąpiły dwie zmiany. Do składu, po kontuzji, wrócił Daniel Carcillo, a pierwszy występ w tym sezonie w NHL zaliczył Joakim Nordstrom. Wypadli ze składu Morin i Regin. Zmiany te być może nie były “nazwiskami” najważniejsze, ale obaj gracze wprowadzili sporo ożywienia w poczynania gospodarzy i na lodowisku byli widoczni.
Zaczęło się dla Hawks znakomicie. Już w drugiej minucie – po bezbłędnym podaniu Patricka Kane’a – gola zdobył Duncan Keith, który włączył się w akcję ofensywną swoich kolegów z napadu. Chwilę potem na 2:0 mógł podwyższyć Jonathan Toews, ale przegrał pojedynek z Karim Lehtonenem. Zemściło się to dwoma bramkami gości, którzy w ciągu minuty wyszli na prowadzenie 2:1. Pierwsze trafienie Dallas to “zasługa” Keitha, który nie zdążył wrócić za swoim napastnikiem, a drugie to zupełne pogubienie się Hawks w swojej strefie obrony. Mogło być jeszcze gorzej, ale na wysokości zadania stanął – ponownie – Corey Crawford. W 9. minucie spotkania doszło do wymiany bokserskich ciosów pomiędzy Andrewem Shaw i bardzo nieczysto grającym Antoine Roussel. Francuski zawodnik nie spodziewał się, że mniejszy Shaw umie w takich wymianach wygrywać. Lekcja dla zawodnika Stars była bolesna. Ta sytuacja podbudowała morale gospodarzy, którzy zaatakowali jeszcze mocniej, czego efektem był gol Brenta Seabrooka, strzelony w przewadze liczebnej. Później w słupek trafił jeszcze Kris Versteeg i wynikiem remisowym zakończyła się pierwsza tercja meczu.
W drugiej odsłonie gry przez pierwsze 10 minut groźniejsze sytuacje stwarzali goście (Crawford obronił m.in. w sytuacji sam na sam). W kolejnych, powoli, ale systematycznie przewagę osiągali chicagowianie, jednak bez efektów bramkowych. Co się odwlecze, to… no właśnie.
Ostatnie 20 minut to popis Hawks, którzy strzelili 4 bramki, nie tracąc żadnej. Najpierw na 3:2 podwyższył pięknym strzałem pod poprzeczkę – z ostrego kąta – Kane; na 4:2 – Toews po objechaniu bramki Dallas; na 5:2 – Versteeg po wyłożeniu mu krążka przez Richardsa (1000. pojedynek w karierze na taflach NHL tego zawodnika) i potężna bomba pod poprzeczkę; a na 6:2 Saad po znakomitym podaniu Toewsa.
Chicago Blackhawks bardzo potrzebowało takiej wygranej, a to głównie dlatego, że już w czwartek, meczem z Clagary Flames, rozpoczynają oni serię 6 arcyciężkich wyjazdowych spotkań. Jeśli chicagowianie przywiozą z tego dwutygodniowego wypadu połowę możliwych do zdobycia punktów to wyjazd ten będzie można zaliczyć do udanych. Każde dodatkowe oczko to bonus.
* CHICAGO BLACKHAWKS – DALLAS STARS 6:2 (2:2, 0:0, 4:0)
1:0 Keith (4. gol w sezonie) asysty: Kane i Versteeg 1.18 min.
1:1 McKenzie (1.) asysty: Cole i Spezza 4.49 min.
1:2 Horcoff (3.) asysty: Fiddler i Klingberg 5.28 min.
2:2 Seabrook (4., podczas gry w przewadze) asysty: Kane i Keith 11.58 min.
3:2 Kane (6.) asysty: Richards i Versteeg 44.49 min.
4:2 Toews (7.) asysta: Hossa 52.34 min.
5:2 Versteeg (5.) asysty: Richards i Rozsival 54.19 min.
6:2 Saad (3.) asysty: Toews i Hossa 55.29 min.
Strzały na bramkę: 47-24 na korzyść Hawks
Leszek Zuwalski
meritum.us