Zwycięstwo przybliża nas do finałów mistrzostw Europy. Wreszcie mamy drużynę.
Michał Kołodziejczyk z Tbilisi
Ten gol Kamilowi Glikowi zwyczajnie się należał. Była 52. minuta meczu, Polacy wykonywali rzut rożny. Dośrodkował Sebastian Mila, Grzegorz Krychowiak podał do Glika, a ten nie dał szans Giorgiemu Lorii. Gruzini postawili Polakom bardzo trudne warunki, wszyscy się bronili, wszyscy atakowali. Piłkarze Temura Kecbai to w większości chłopy, jak dęby – grano w piłkę, ale próbowano też w kości. Polacy podjęli walkę, Glik, który jak przyznaje we włoskiej Serie A przeszedł przyspieszony kurs walki o piłkę w powietrzu, w meczu w Tbilisi był nie do przejścia. A radością, jaką pokazał po strzelonym golu, pokazał czym dla niego jest gra w reprezentacji.
Gruzini, którzy do tej pory sprawiali Polakom dużo problemów w obronie, nagle spuścili z tonu. Ich sytuacja w grupie jest beznadziejna, z czterech meczów wygrali tylko z Gibraltarem i o awansie na Euro praktycznie mogą już zapomnieć. Kecbaja, który ogłosił swoją dymisję jeszcze przed meczem, na pewno nie dodał swojej drużynie sił i chęci do walki. Polacy wyczuli, że gol Glika podłamał gospodarzy – poruszali się po boisku, jakby szukali monet, z nosem w dół.
Glik zrewanżował się Krychowiakowi i w 71. minucie po dośrodkowaniu Macieja Rybusa z rzutu wolnego przedłużył podanie do piłkarza Sevilli i Loria znowu musiał wyjmować piłkę z siatki. Kibice zaczęli wychodzić ze stadionu, brakowało tylko tego, by gospodarz obiektu zgasił światło. Światło nad całą gruzińską piłką. Zamiast gospodarza zrobił to Mila, który po dwóch minutach strzelił trzeciego gola dla Polski i było wiadomo, że drużynie Nawałki nie stanie się już nic złego. Piłka chodziła, jak po sznurku – od Roberta Lewandowskiego przez Arkadiusza Milika do pomocnika Śląska Wrocław. Mila strzelił w swoim stylu, nie na siłę, piłka poleciała dokładnie tam gdzie chciał, nad bramkarzem. Czwartego gola w ostatniej minucie do pustej bramki strzelił Milik.
Adam Nawałka na spotkanie w Gruzji zmienił taktykę. Zrezygnował z jednego skrzydłowego, a wpuścił na boisko od pierwszej minuty właśnie Milę, jednego z bohaterów ostatnich dwóch meczów z Niemcami i Szkocją. Polacy wiedzieli, że są lepsi, ale wiedzieli też, że na stadionie Dinama w Tbilisi gospodarze zatrzymywali prawdziwe potęgi. Nie mogli liczyć na grę z kontry. Plan Nawałki w pierwszej połowie nie działał, Mila błąkał się po boisku, przeszkadzał Krzysztofowi Mączyńskiemu, a Mączyński jemu. A kiedy za rozgrywanie akcji próbował się brać jeszcze Krychowiak, szybko traciliśmy piłkę.
Okazje były, bo Polacy w jednej akcji potrafili trafić i w słupek, i w poprzeczkę. Z dobrej strony pokazał się Kamil Grosicki, a piłka po strzale Łukasza Piszczka minimalnie minęła bramkę. Ale Gruzinom przed przerwą znakomicie wychodziło szybkie przejście z obrony do ataku i Wojciech Szczęsny musiał żyć w wielkim stresie. Tuż przed przerwą z pięciu metrów pokonać go nie potrafił Aleksander Kobakhidze.
Polacy nie byli i nie są mistrzami ataku pozycyjnego. Przed przerwą często tracili piłkę, brakowało im pomysłu na przebicie się przez kordon Gruzinów. Mogli zwątpić w swoje szczęście, bo nawet kiedy już udało im się przedrzeć pod bramkę przeciwników pudłowała ich największa gwiazda – Lewandowski. Piłkarz Bayernu Monachium musiał walczyć z trzema przeciwnikami, był bardzo pożyteczny dla drużyny, ale nie wykorzystał dwóch doskonałych okazji. Z najbliższej odległości po pięknym przyjęciu piłki, raz trafił w bramkarza, a za drugim razem strzelił nad poprzeczką.
Nawałka w rok zbudował jednak drużynę, w której odpowiedzialność za wynik rozłożona jest na więcej zawodników. Nie wychodził atak pozycyjny, wykorzystaliśmy rzut rożny i wolny – pierwszy raz od niepamiętnych czasów udowadniając, że są w piłce fragmenty, które można wyćwiczyć na treningach. Nie było w grze Polaków nerwowości, Grosicki biegł tak szybko, że wybiegł z piłką za boisko? Trudno. Krychowiak podał do przeciwnika? Zdarza się. Drużyna Nawałki pokazała swoją dojrzałość, wygrała ze słabszym, ale bardzo groźnym przeciwnikiem, na stadionie, na którym nikt poza Gruzinami grać nie lubi.
Po zwycięstwie z Gibraltarem, nikt nie wyciągał wniosków, pokonanie Niemców i remis ze Szkocją ciągle nie dawały wiary, że Nawałka na pewno wie, co robi. Niektórzy mówili coś o ślepej kurze i ziarnie. Wynik 4:0 z Tbilisi przyznaje jednak rację Nawałce i Zbigniewowi Bońkowi, który tego trenera dla kadry wymyślił i na niego postawił. Z pełnych dziur gruzińskich ulic wyjechaliśmy na szeroką autostradę do Francji, gdzie w 2016 roku odbędą się finały mistrzostw Europy. Po czterech meczach mamy dziesięć punktów i prowadzimy w grupie, zima tego roku będzie piękna i spokojna.
* Gruzja – Polska 0:4 (0:0)
Bramki: K. Glik (52), G. Krychowiak (71), S. Mila (73), A. Milik (90). Żółte kartki: Kankawa, Lobdżanidze (Gruzja); K. Glik, T. Jodłowiec, K. Linetty (Polska). Widzów 23 000.
Gruzja: Loria – Lobżanidze, Kwirkwelia, Chubutia, Grigalawa – Dauszwili, Kaszia – Ananidze (59. Okriaszwili), Kankawa, Kobachidze (88. Dzalamidze) – Mczedlidze (68. Czanturia)
Polska: Szczęsny – Piszczek, Szukała, Glik, Jędrzejczyk – Krychowiak, Mączyński (66. Jodłowiec) – Grosicki (69. Rybus), Mila (86. Linetty), Milik – Lewandowski
Michał Kołodziejczyk
rp.pl
foto: espn.go.com