Boliwariańska Republika Wenezueli, bo tak od 15 lat dekretem Hugo Rafaela Chaveza Friasa nazywa się ten trzy razy większy od Polski kraj, właśnie ogłosiła, że podnosi minimalne wynagrodzenie o 15 proc.

Nicolas Maduro, prezydent Wenezueli (co oznacza „małą Wenecję”) i jednocześnie premier rządu, postanowił obronić swych podwładnych przed galopującą inflacją. Socjalistyczna Wenezuela zamienia się po śmierci Chaveza w kraj anarchii i spekulacji na wielką skalę, przy drastycznie spadających cenach ropy naftowej – jedynego skarbu tego kraju – podwyżka obowiązująca od 1 grudnia niewiele zmieni.

Pięć tysięcy boliwarów przeciętnej przyszłej pensji stanowić będzie bowiem ekwiwalent przy oficjalnym kursie 6,3 boliwara za zielonego, 776 dolarów amerykańskich, na czarnym rynku miesięczna pensja stanowić będzie odpowiednik niespełna 50 dolarów, przy księżycowych cenach za większość produktów. Na przykład markowe buty sportowe kosztują w Caracas 1.200 dolarów, dżinsy $800, a kilogram marchewki $19.

Wenezuelska inflacja na koniec października była na poziomie 64 proc., ceny dóbr konsumpcyjnych rosną tam o ok. 4 proc. miesięcznie.

Sławomir Sobczak

meritum.us

foto: theguardian.com