Kolejnym kanadyjskim rywalem na drodze Chicago Blackhawks do zdobycia ligowych punktów był w sobotę zespół Toronto Maple Leafs. Historia rywalizacji dwóch klubów sięga początków NHL, gdyż obie ekipy należą do szóstki organizacji, które zawodową ligę hokeja założyły. Jeżeli dodamy do tego fakt, że mecz odbywał się w Toronto i dwie drużyny spotykają się ze sobą tylko dwa razy w sezonie, sobotni pojedynek był tzw. meczem, który każdy kibic tego sportu musiał obejrzeć.
Lepiej spotkanie rozpoczęli gospodarze, którzy pomimo, że grali dzień wcześniej z Columbus Blue Jackets, wykazywali więcej chęci do gry. Byli szybsi, agresywniejsi i dokładniejsi. Nagrodą za taką postawę był gol w 14. minucie, który – wyglądało – że został zdobyty po nie odgwizdanym wcześniej spalonym. Nie zmienia to faktu, że Maple Leafs na tę bramkę w pełni zasłużyli. Radość kibiców Toronto nie trwała długo. W 16. minucie wyrównujące trafienie zaliczył Brad Richards (1. gol w barwach Hawks), wykorzystując grę w przewadze liczebnej chicagowian. Ładny strzał w krótki róg zaskoczył Reimera.
Druga tercja również przyniosła jednobramkowy remis. Najpierw na 2:1 dla Hawks podwyższył Brent Seabrook pięknym strzałem z dystansu. Był to także drugi gol Hawks w przewadze liczebnej tego dnia. Niestety tym razem to goście cieszyli się z prowadzenia niecałe dwie minuty. Fatalny błąd Johny’ego Oduya w swojej strefie wykorzystał James Van Riemsdyk (starszy o 2 lata brat chicagowskiego obrońcy Trevora). Corey Crawford (pierwszy występ najlepszego bramkarza Hawks od 2 tygodni) nie miał przy tym golu żadnych szans.
W trzeciej odsłonie meczu już w 1. minucie Kris Versteeg miał dwie stuprocentowe sytuacje, ale nie potrafił pokonać bramkarza Leafs. I jak to w sporcie bywa, nie wykorzystane sytuacje się zemściły. Kolejne złe zagranie Oduyi za swoją bramką, jedno podanie, strzał i Toronto objęło prowadzenie 3:2. Od tego momentu Blackhawks absolutnie zdominowały gospodarzy. To, że zespół Leafs nie stracił gola zawdzięcza głównie swojemu bramkarzowi Jamesowi Reimerowi, nieskuteczności strzeleckiej Hawks i sędziom, którzy nie odgwizdali przynajmniej 5 oczywistych przewinień Toronto, a widzieli wyimaginowane niedopuszczalne zagrania chicagowian. Nie zmienia to faktu, że gdyby chicagowianie grali cały mecz tak jak trzecią tercję i nie popełnili wspomnianych, podstawowych błędów to by to spotkanie wygrali.
Czasu na rozpamiętywanie przegranej jednak nie będzie, gdyż już w niedzielę, w United Center, Chicago Blackhawks podejmować będzie Winnipeg Jets.
* TORONTO MAPLE LEAFS – CHICAGO BLACKHAWKS 3:2 (1:1, 1:1, 1:0)
1:0 Kadri (4. gol w sezonie) asysty: Winnik i Kessel 14.10 min.
1:1 Richards (1., w przewadze) asysty: Seabrook i Saad 16.28 min.
1:2 Seabrook (2., w przewadze) asysta: Kane 24.18 min.
2:2 James van Riemsdyk (5.) bez asysty 25.22 min.
3:2 Holland (1.) asysta: Komarov 42.21min.
Strzały na bramkę: 47-27 na korzyść Hawks
Leszek Zuwalski
meritum.us