Wiadomości z Chicagolandu w telegraficznym skrócie:

* Wielki najazd wielkich na “Wietrzne Miasto”. Ostatnio politycy największego formatu oraz celebryci seryjnie pielgrzymują do Ziemi Lincolna nie z powodów turystycznych czy sentymentalnych ale czysto pragmatycznych i komercyjnych. Bo chodzi oprócz formalnego wsparcia także – albo przede wszystkim – o kasę. Już 4 listopada będą miały miejsce wybory, po których poznamy nowego gubernatora Illinois. Nowego lub starego jako nowego. Czyli Pata Quinna walczącego o reelekcję lub całkowicie nowego, z nową jakością Bruce’a Raunera. Batalia jest niezwykle zawzięta a sondaże wskazują na równe szanse obu kandydatów. Fotel gubernatora naszego stanu jest na tyle kluczowym stanowiskiem w postrzeganiu całej Partii Demokratycznej, że zmobilizowano wszystkie siły by kontrkandydat z ramienia Republikanów ostatecznie wylądował na tarczy. A właśnie dzisiejszy dzień może stanowić złą wróżbę dla Quinna, jeśli w finale zły wybór protektora(rki) ostatecznie przeważy szalę na korzyść Raunera. Tydzień temu do Chicago zawitał prezydent Barack Obama, kolacja z którym wzbogaciła konto komitetu wyborczego Quinna o $1,25 mln (5o tysięcy “zielonych” od talerza). Z kolei znany aktor Martin Sheen spędził z aktualnym gubernatorem weekend namawiając przy okazji do udzielenia mu wyborczego poparcia przez społeczność stanu. Dzisiaj natomiast zawitała do “Wietrznego Miasta” Michelle Obama, a jutro spodziewana jest była sekretarz stanu Hillary Clinton. Wszyscy oni stanowią odsiecz Demokratów. Zatrzymajmy się jednak przy Pierwszej Damie, jako że jej zaangażowanie w kampanię Quinna może stanowić języczek u wagi. I nie chodzi o uroczystą kolację z pani Obamowej udziałem, bo tam karty wstępu będą znacznie tańsze niż na przyjęcie z jej małżonkiem. Chodzi bardziej o fatalną rękę prezydentowej. Otóż za co się do tej pory nie wzięła to każda inicjatywa spaliła na panewce. Włączyła się w walkę o przyznanie Chicago letniej Olimpiady w 2016 roku co skończyło się kompromitującą porażką – z żenującym merytorycznie wystąpieniem jej samej – na forum MKOl w Kopenhadze. Zabrała się za odchudzanie amerykańskiej dziatwy, wydano na jej program żywieniowy w szkołach krocie i kicha. Totalny piach. Akcja padła wszak dzieciaki nie chciały konsumować posiłków podług jej zdrowotnego menu. Jeżeli miałoby obowiązywać prawo serii to i teraz jej poparcie oznaczać będzie klęskę. Pata Quinna w rywalizacji z Brucem Raunerem zresztą.

* Jeżeli jesteśmy już przy serialach to inny wieloodcinkowy spektakl rozgrywa się w Chicagolandzie. W roli głównej występują nasi “zabiedzeni” nauczyciele. Którzy od dawna nieustannie strajkują, tyle że role mają dokładnie rozpisane na mało ekscytujące odcinki. Lokalne związki zawodowe belfrów z precyzją ich odpowiedników w polskim górnictwie organizują rozczłonkowane i rozłożone w czasie protesty. Niby odległość blisko 9 tysięcy kilometrów, niby inne uwarunkowania i nieco odmienne formy strajków – meritum zagadnienia jest jednak identyczne. Pomyśli ktoś, iż korelacje są bezpodstawne a nawet nieco abstrakcyjne. Wbrew pozorom jednak i tu, i tam związkowa oligarchia funduje identyczne spektakle. Czyli w jednym miejscu wybucha protest, gdy dochodzi do podpisania porozumienia rozpoczyna się strajk w innej miejscowości (tam: kopalni). I tak mamy permanentną destabilizację, ale rozłożoną na czynniki pierwsze więc medialnie mało poruszającą a i nie traktowaną jako ustawiczną obstrukcję. W każdym demokratycznym kraju prawo do publicznych protestów – także tych inspirowanych przez związki zawodowe – jest niepodważalne. Gdy jednak walka w formule strajkowej jest nadwerężana to mamy zalążek anarchii. Czego dobitnym przykładem zdaje się być polityka nauczycielskich związkowców z Chicagolandu. Aktualnie trwa protest nauczycieli w szkołach Waukegan, miejscowości na północnych obrzeżach “Wietrznego Miasta”. 1.200 belfrów z 25 placówek oświatowych strajkuje od minionego czwartku, 2 października. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć o co idzie. Podwyżki, wzrost płac oczywiście. Pewnie i ten protest nauczycieli z 60. dystryktu zakończy się dla nich satysfakcjonująco, wszak 17 tysięcy uczniów nie może mieć nieustannie przedłużanych wakacji. I skończy się kolejny odcinek serialu, a za kilka, kilkanaście dni rozpocznie w innym miejscu następny akt farsy z mamoną w tle. Scenariusz, reżyseria, choreografia – identyczne. I tak, proszę Państwa, w koło Macieju.

Tekst i zdjęcie:

Leszek Pieśniakiewicz

meritum.us