Polacy mistrzami świata po finałowym zwycięstwie nad Brazylią 3:1. Mariusz Wlazły uznany za najlepszego zawodnika turnieju.
Pierwszy set finału nie nastrajał optymistycznie. Brazylia szybko wyszła na prowadzenie i nie oddała go aż do końca. Mariusz Wlazły w tej partii atakował dziesięć razy i tylko trzykrotnie skutecznie. Jak na specjalistę tej klasy wynik słaby, nieporównywalny z jego występem w pierwszym meczu tych drużyn, jeszcze w fazie grupowej. Polacy wygrali wtedy 3:2, a Wlazły zdobył 31 punktów. Ale widać Canarinhos dobrze odrobili lekcję, rozszyfrowali rozegranie Fabiana Drzyzgi, który rozpoczął finałowe spotkanie, i tym samym znaleźli sposób na najlepszego atakującego tych mistrzostw.
Prawdziwe emocje zaczęły się jednak dopiero w drugiej partii. Przy stanie 17:11 dla naszej drużyny wydawało się, że trzykrotni mistrzowie już w tej partii nic nie wskórają. Ale wystarczyły dwa błędy Michała Winiarskiego i w Canarinhos wstąpił nowy duch.
– Zagumnego w miejsce Drzyzgi, bo będzie źle – powiedział Andrzej Niemczyk, gdy Brazylia odrobiła straty i doprowadziła do remisu 17:17. Słynnego trenera nie opuszczał jednak optymizm. – Wygramy 3:1 lub 3:2. Brazylia zacznie w końcu popełniać błędy. Cały czas nie będą tak serwować, ale Paweł musi jak najszybciej zmienić Fabiana – Niemczyk powtórzył raz jeszcze.
Antiga posłuchał, chwilę później Zagumny był już na boisku i uratował seta. To była twarda walka o każdy punkt, ale karty rozdawali Polacy. W ostatniej akcji najpierw Wlazły strzelił serwisem (111 km/godz.), piłka wróciła na naszą stronę i tym, który skończył tę partię, był Mika, atakując z drugiej linii.
Trzeci set był kapitalny, Polacy prowadzili od początku, ale Brazylia nie zamierzała ustępować. Przedostatni punkt zdobył coraz pewniejszy w tym spotkaniu Mika, chwilę później Ricardo Lucarellemu zadrżała ręka i nasi siatkarze prowadzili 2:1.
W czwartej partii trener rywali Bernardo Rezende próbował różnych forteli, ale nie zdołał złamać Polaków. Pod koniec seta mieli oni wprawdzie mały kryzys i wtedy Canarinhos odskoczyli na trzy punkty (20:17), ale Antiga zachował kamienny spokój: nie robił zmian, jakby czuł, że jeszcze nie wszystko stracone, że można uratować tego seta.
I Polacy szybko odrobili straty, w czym duża zasługa dobrze serwującego Miki, który był cichym bohaterem tego spotkania. Ten sam Mika, który jeszcze kilka miesięcy temu zapewne nawet nie marzył, że zagra w tych mistrzostwach.
Kiedy Wlazły w znakomity sposób zablokował bardzo skutecznego w tym meczu Lucarellego, było już 23:21 i złoty medal dla biało-czerwonych był na wyciągnięcie ręki.
– Brazylia nie wytrzyma już tego psychicznie – dowodził Niemczyk. I miał rację. Najpierw wprowadzony w końcówce meczu środkowy Eder zaatakował z krótkiej w siatkę, a po chwili ostateczny cios trzykrotnym mistrzom świata zadał Wlazły, MVP tego turnieju. I to był już koniec: 25:22 dla Polski i 3:1 w meczu.
Czasami sny się spełniają i tak się stało z naszymi siatkarzami dowodzonymi przez trenerskiego żółtodzioba Stephane’a Antigę. Kilka miesięcy temu Francuz odbierał złoty medal, który zdobył ze Skrą Bełchatów w mistrzostwach Polski, teraz można już o nim pisać, że jest trenerem mistrzów świata. Takiego debiutu chyba w historii sportu nie było.
– A dla mnie to najpiękniejszy prezent na 70. urodziny – powiedział „Rz” Andrzej Niemczyk, który dwukrotnie z polskimi siatkarkami wygrywał mistrzostwa Europy.
Już w sobotę, przed półfinałem z Niemcami, tłumy pod Spodkiem były ogromne, pobliskie rondo zablokowane, a w środku historycznego obiektu, który pamięta nie tylko wielkie mecze naszych siatkarzy, ale też legendarne już, sensacyjne zwycięstwo polskich hokeistów ze Związkiem Radzieckim podczas mistrzostw świata 1976, nie było ani jednego wolnego miejsca.
Mecz nie był wielkim widowiskiem, ale stawka mogła sparaliżować każdego. Zwycięzca awansował do finału. Polacy wygrali pierwszego seta na przewagi, podobnie jak pozostałe dwa zwycięskie, ale w trzecim górą byli Niemcy. Gdyby nie popełnili serii prostych błędów, mogli wygrać również drugiego seta, ale zabrakło im odrobiny zimnej krwi. Zadaniu nie sprostał też ich as atutowy, urodzony w Budapeszcie Georg Grozer. To do niego należy rekord najszybszego serwisu (131 km/ godz.) ustanowiony właśnie w tym spotkaniu. Warto jednak dodać, że ten pocisk odebrał nasz libero Paweł Zatorski, a Wlazły skończył akcję efektownym atakiem i zdobył punkt. Kapitan Skry Bełchatów rozegrał na tych mistrzostwach turniej życia i już od połowy turnieju był najpoważniejszym kandydatem do zaszczytnego miana MVP. W półfinale z Niemcami przyćmił Grozera, zdobył 22 punkty i w dużej mierze przyczynił się do wygranej Polaków, ale co trzeba podkreślić, nie tylko na nim opierała się ofensywa naszego zespołu.
Aż trudno sobie wyobrazić, jak będzie wyglądała gra polskiego zespołu bez Wlazłego, który zapowiedział, że finał był ostatnim jego występem w reprezentacji (o pożegnaniu mówi też Paweł Zagumny). Antiga skłonił już Wlazłego do powrotu do kadry, trzeba wierzyć, że teraz namówi go, by pozostał chociaż do igrzysk w Rio.
Po przegranym półfinale trener Niemców Vital Heynen obiecywał zwycięstwo w meczu o brązowy medal z Francuzami. To samo mówił po przegranej z Brazylią Laurent Tillie, szkoleniowiec Trójkolorowych. Słowa dotrzymał tylko Heynen, Niemcy skutecznie zrewanżowali się Francuzom za porażkę w fazie grupowej mistrzostw (0:3) i w takim samym stosunku pokonali nieco słabiej tym razem grającego rywala. Grozer był skuteczniejszy niż dzień wcześniej, zdobył 19 pkt, a jego koledzy, Denis Kaliberda i Sebastian Schwarz, odpowiednio 13 i 12. Francuzi czarujący w poprzednim spotkaniach techniką i grą w obronie mieli szansę odwrócić losy tego spotkania w ostatnim, trzecim secie. Odrobili straty i po ataku Mory Sidibe doprowadzili do remisu 23:23. W tym momencie Heynen poprosił o weryfikację, bo dostrzegł, że Francuz, opadając po ataku, zawadził nosem o siatkę. Po wnikliwej analizie zapisu wideo okazało się, że niemiecki szkoleniowiec miał rację i zamiast remisu jest 23:21 dla jego zespołu.
To ostatecznie podcięło skrzydła Francuzom, chwilę później ostatni atak w tym spotkaniu wykonał Denis Kaliberda (od nowego sezonu gracz Jastrzębskiego Węgla) i Niemcy mogli się cieszyć z pierwszego w historii medalu mistrzostw świata. Wiele lat temu w 1970 roku siatkarze z byłej NRD zdobyli złoto, ale tego kraju już nie ma.
W meczu o piąte miejsce, który rozegrano dzień wcześniej w Łodzi, Rosjanie pokonali 3:0 Iran. Dla złotych medalistów igrzysk olimpijskich w Londynie (2012) nie jest to nawet nagroda pocieszenia, bo liczyli przecież na znacznie więcej, ale to Polacy zagrodzili im drogę do podium.
* POLSKA – BRAZYLIA 3:1 (18:25, 25:22, 25:23, 25:22)
Polska: Mariusz Wlazły, Piotr Nowakowski, Michał Winiarski, Mateusz Mika, Karol Kłos, Fabian Drzyzga, Paweł Zatorski (libero) oraz Paweł Zagumny, Dawid Konarski, Michał Kubiak.
Brazylia: Bruno Rezende, Sidao, Wallace De Souza, Ricardo Lucarelli, Lukas Saatkamp, Murilo Endres, Mario (libero) oraz Raphael Oliveira, Felipe Fonteles, Leandro Vissotto, Eder Carbonera.
Mecz o 3. miejsce
Niemcy – Francja 3:0 (25:21, 26:24, 25:23)
Półfinały
Polska – Niemcy 3:1 (26:24, 28:26, 23:25, 25:21)
Brazylia – Francja 3:2 (25:18, 23:25, 25:23, 22:25, 15:12)
Mecz o 5. miejsce
Rosja – Iran 3:0 (25:19, 25:21, 25:18)
Janusz Pindera
Rzeczpospolita
foto: bigstory.ap.org