Potrzebna jest nie „Noworosja” dostarczająca części fabrycznych, ale „nowa Rosja” odrzucająca imperialistyczną ideologię – pisze Christopher A. Hartwell, prezes Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych CASE
Ubiegły miesiąc był pasmem rocznic upamiętniających najczarniejsze momenty historii Europy w XX wieku. 23 sierpnia upamiętnialiśmy fakt podpisania w 1939 r. przez ministra spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesława Mołotowa paktu z niemieckim ministrem spraw zagranicznych Joachimem Ribbentropem. Paktu, na mocy którego Europa Wschodnia miała zostać rozdzielona między dwa totalitarne reżimy. Wkrótce po jego zawarciu, 1 września 1939 r., Polska została zaatakowana przez Niemców; Związek Radziecki uczynił to samo 16 dni później.
Choć porównanie wydarzeń sprzed 75 lat do obecnej sytuacji na Ukrainie nasuwa się samo – europejscy liderzy są równie niezdolni do sprzeciwienia się agresji, brak zgody co do tego, jak reagować, co Rosja wykorzystuje przygotowując kolejne prowokacje – warto zwrócić uwagę na nieco mniej oczywisty, ekonomiczny wymiar konfliktu. Zarówno tego dzisiejszego, jak i tego z 1939 r.: imperializm ekonomiczny niezmiennie wydaje się na Kremlu w modzie.
Socjalistyczni imperialiści
Imperializm uważany był przez Lenina za „najwyższe stadium kapitalizmu”. Definicję tę zaadaptował na potrzeby swoich poczytnych publikacji historyk stalinizmu Eric Hobsbawm. W ramach tej koncepcji służalcze państwa wasale miały za zadanie dostarczanie surowców „monopolistycznym, kapitalistycznym zrzeszeniom”, które zdążyły wcześniej doprowadzić ich gospodarki na skraj bankructwa. Podbijając kolejne niecywilizowane tereny i przejmując ich bogactwa naturalne, monopolistyczni kapitaliści mogli nie tylko czerpać nieprzerwane korzyści finansowe, ale także utrwalać „ekonomiczny podział świata”.
Spostrzeżenia Lenina były naturalnie osadzone w rzeczywistości, w jakiej przyszło mu żyć – czasach wyścigu o kolonie w Azji i Afryce, który był w jego oczach przejawem słabości kapitalizmu. Rzut oka na historię poprzedniego wieku pokazuje jednak, że – o ironio – to wszelkiej maści państwa socjalistyczne, od narodowych po komunistyczne, zdecydowanie bardziej entuzjastycznie praktykowały imperializm ekonomiczny. Hitler wzbogacił go nawet o element rasistowski, tworząc pojęcie Lebensraum – przestrzeni życiowej, z której „wyższe” rasy, mające zapotrzebowanie na miejsce i surowce, mogły się pozbyć ras „niższych”.
Komunistyczne kolonie
Wraz z zakończeniem I wojny światowej kraje kapitalistyczne zaczęły się powoli pozbywać swoich kolonii. Wyraźnie zawiedzione kolonializmem kontynuowały politykę dekolonizacji także po II wojnie światowej, dzięki czemu doświadczyły zresztą imponującej poprawy wydajności i wzrostu gospodarczego.
W przeciwieństwie do nich państwa bloku socjalistycznego musiały nadal dostosowywać się do opartej na sieci krajów satelitów wizji politycznej Moskwy. Potrzeba budowania komunizmu oraz podtrzymywania wizerunku wielkiej i potężnej ojczyzny oznaczały konieczność dalszej eksploatacji kolonii, bez względu na konsekwencje dla rdzennej ludności. Boleśnie przekonała się o tym w latach 30. Ukraina, kiedy to podczas Wielkiego Głodu miliony osób zostało zgładzonych, żeby miasta na terenie Rosji mogły zostać zaopatrzone w zboża.
Putin i ekonomia
Podobny brak zrozumienia podstawowych zasad działania ekonomii wydaje się podstawą polityki rosyjskiej zarówno w czasach paktu Ribbentrop-Mołotow, jak i dziś. Polityka ta to nic innego jak imperializm w najczystszej formie.
Prezydent Władimir Putin niejednokrotnie udowodnił nie tylko to, że na ekonomii się nie zna, ale również to, że kompletnie go ona nie interesuje. Ewidentnie woli poświęcać czas i energię na zwalczanie oznak jakiegokolwiek sprzeciwu, przerabianie rosyjskiego społeczeństwa na swoją – bardziej konserwatywną – modłę i podsycanie w jego szeregach poczucia narodowej dumy.
Ta obojętność wobec zasad ekonomii każe mu opierać swoją politykę na wielkich projektach w stylu igrzysk olimpijskich w Soczi, które to mają w zamierzeniu „stymulować” rosyjską ekonomię. Co więcej, Putin wydaje się gotów do użycia wojny jako narzędzia stymulacji ekonomicznej (John Maynard Keynes i Paul Krugman mogą być dumni). Każde spowolnienie ekonomiczne rosyjskiej gospodarki w ostatnich 15 latach skutkowało nową ofensywą. To może być dla jej sąsiadów jasne ostrzeżenie, że nie ma nic bardziej niebezpiecznego od opieszałego rosyjskiego niedźwiedzia.
Kij i marchewka
Jedyną zasadą na polu ekonomii, jaką Putin niezmiennie zdaje się wyznawać, jest konieczność rozszerzania rosyjskich rynków zbytu – nieważne, czy po dobroci, podstępem czy siłą. Forsowanie idei Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej jest doskonałym przykładem taktyki marchewki: próbą rozszerzenia obszaru ekonomicznej i prawnej dominacji Rosji, a także wykorzystania korzystniejszego klimatu biznesowego w Kazachstanie bez konieczności wprowadzania zmian prowadzących do lepszego klimatu dla biznesu w Rosji.
Przykładem taktyki kija jest z kolei polityka Kremla względem ościennych, słabych państw, które mogą być manipulowane i zastraszane celem uzyskania korzyści ekonomicznych. Dotyczy to jednak państw mniejszych od Ukrainy, która początkowo do uczestnictwa w Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej nakłoniona została po dobroci. Dopiero kiedy protesty na Majdanie zmusiły prezydenta Janukowycza do ucieczki z kraju, stało się jasne, że mówienie o wytoczeniu wszystkich dział przeciwko Ukrainie przestanie być jedynie przenośnią.
Nie ma też najprawdopodobniej lepszego przykładu na imperialistyczne zapędy Rosji względem Ukrainy niż niedawny „konwój z pomocą humanitarną”. Wracając na terytorium Rosji, najprawdopodobniej splądrował on ukraińskie fabryki i przetransportował zagrabiony sprzęt na terytorium Rosji.
Związek Radziecki plądrował Europę Wschodnią po II wojnie światowej w sposób bezrefleksyjny. Również i dziś Kreml nie wydaje się spędzać długich godzin na roztrząsaniu tajników i zawiłości ideologii imperialistycznej.
Czego potrzebuje Rosja
Jak na ironię, Rosja – będąca w posiadaniu największych złóż surowców naturalnych na świecie – jest ostatnim krajem, który imperialistycznej polityki ekonomicznej faktycznie potrzebuje. Na jej terenie znajduje się aż 20 proc. wszystkich lasów świata, a do tego jest czołowym producentem ropy, gazu i surowców przemysłowych.
Co więcej, imperializm ekonomiczny nie sprawdził się już wielokrotnie zarówno w wykonaniu państw socjalistycznych, jak i kapitalistycznych. I nie ma wątpliwości co do tego, że jest bez szans na sprawdzenie się w przyszłości.
Trwanie w imperialistycznej mentalności Rosji nie wzmacnia, ale osłabia, powstrzymuje ją przed staniem się w pełni funkcjonalną, efektywną gospodarką, oraz opóźnia rozwój instytucji ekonomicznych i politycznych niezbędnych do podtrzymywania trwałego wzrostu.
Imperializm (i wojny) już od dziesięcioleci, jeżeli nie do wieków, działają jako hamulec wzrostu rosyjskiej gospodarki. Ten sam imperializm najprawdopodobniej doprowadzi do upadku także dziś. Potrzebna jest nie „Noworosja”, która dostarczałaby części fabrycznych czy dóbr wywiezionych ze wschodniej Ukrainy, Kazachstanu czy innego miejsca, do którego Kreml rości sobie prawa, ale „nowa Rosja” – odrzucająca imperialistyczną ideologię i wkraczająca mentalnie w XXI wiek.
Christopher A. Hartwell
Rzeczpospolita
foto: ibtimes.co.uk