Czym żyje “Wietrzne Miasto” dzisiaj, czyli w piątek, 12 września 2014 r.? Najważniejsze wydarzenia w telegraficznym skrócie.
* Zimno, najzimniej w historii! Słupki termometrów w dniu dzisiejszym wskazują najniższy pomiar 12 września odkąd w ogóle odnotowywane są temperatury w Chicagolandzie. Do tej pory najzimniej w tym dniu było w 1902 roku, kiedy to zarejestrowano 53 stopnie Fahrenheita (około 12 st. Celsjusza), dzisiaj temperatury były jeszcze niższe. Późnym wieczorem zapowiadany jest pomiar na poziomie nawet tylko 46 st. F (niecałe 8 st. C). Nerwowi pesymiści już ogłosili nadchodzenie srogiej zimy, tymczasem z każdym kolejnym dniem ma być cieplej, aż do 75 st. F (24 C) w przyszłą sobotę, 20 września. Czyli piękna jesień jeszcze nas nie pożegna…
* Kampania wyborcza o fotel gubernatora Illinois z dnia na dzień nabiera rumieńców. Potyczka Pata Quinna z Brucem Raunerem zdaje się przeistaczać w starcie całej naszej lokalnej lewicy z prawicą. Dzisiaj oficjalnego poparcia walczącemu o reelekcję Quinnowi udzieliła Chicago Teachers Union, z kolei swoje wsparcie Raunerowi zaoferował National Federation of Independent Business. O ile formalne opowiedzenie się za kandydatem demokratów ze strony Związku Nauczycieli Chicago było z góry pewne to już oficjalne poparcie kontrkandydata z Partii Republikańskiej przez Krajową Federację Niezależnych Przedsiębiorców jest przejawem osiągnięcia pewnego konsensusu. Wcześniej bowiem ta wpływowa organizacja miała duże zastrzeżenia co do programu wyborczego Raunera.
* Skrajny populizm czy skrajna głupota? A może jedno w drugim razem. Nasi politycy prześcigają się w najbardziej absurdalnych pomysłach byleby się tylko przypodobać potencjalnym wyborcom. Jeżeli bowiem miałoby być inaczej, czyli sami wierzyliby w realizację niebywałych własnych postulatów to powinni być pozbawieni jakichkolwiek funkcji publicznych ze względu na zbyt niski poziom inteligencji. Jedną z pychotek w serialu szaleństw politycznej komedii absurdu zdawała się być inicjatywa grupy ustawodawców Illinois, której przewodził znany kongresmen Mike Quigley. Ten czołowy przedstawiciel Partii Demokratycznej w naszym stanie wespół z kilkoma równie “zatroskanymi” jak on politykami zażądał od FAA (Federalna Agencja Lotnictwa) zajęcia się problemem hałasu wokół lotniska O’Hare. Dosłownie: spowodowanie zmniejszenia decybeli męczących mieszkańców okolicznych posesji. Zgodnie z wszystkimi znakami na niebie i ziemi FAA odpowiedziała na postulat, iż nie da się nic w tej materii zrobić. No bo chyba logiczne jest, że jeżeli samoloty starują bądź lądują to musi być w pobliżu lotniska głośno. Ciekawe więc na co liczył Quigley i spółka? Ograniczenie liczby lotów czy może obowiązkowe wyposażenie latających maszyn w jakieś supertłumiki, mające niwelować hałas? Oba chicagowskie lotniska (O’Hare, Midway) istnieją nie od wczoraj, a od dziesiątek lat. Stąd wszyscy wybierający miejsce zamieszkania w pobliżu obu portów lotniczych muszą się naturalnie pogodzić z nieuniknionym wyższym niż gdzie indziej hałasem. Politycy jednak lubią odstawiać spektakl oburzonych i w imię dobra zwykłych śmiertelników (potencjalnych wyborców) udają, że walczą z oczywistymi oczywistościami. Totalny brak logiki bądź wyrafinowana gra pozorów. No, chyba że będziemy postępować podług Pawlakowego rozumowania: Jakim prawem samoloty latają po moim niebie?! Z niecierpliwością więc czekamy na pozwy sądowe o rekompensaty za używanie przez linie lotnicze naszego (wszak nad naszym domem) nieba. W kraju, gdzie wszyscy sądzą się z wszystkimi o wszystko najbardziej absurdalne roszczenia są możliwe. Nawet o odszkodowanie za samolotowy hałas czy choćby tylko latanie nad prywatną posesją.
Tekst i zdjęcie
Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us