Jak wiemy od zawsze, zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Stąd najprostsze z pozoru zasady podczas kuchennych czynności (gotowanie, przyrządzanie i samo konsumowanie) można właśnie dzięki tymże szczegółom uprościć, usprawnić, w końcowym efekcie udoskonalić. Dla wielu poniższe zalecenia będą się wydawać może banalne, wręcz trywialne. Uczymy się jednak całe życie i dlatego nawet największym sceptykom radziłbym zapoznać się z proponowanymi receptami. Może coś z tych “diabelskich” – jako że wręcz pedantycznie szczegółowych – porad przyda się i każdemu z Was.
Kiedy w zupełnie prywatnych rozmowach na temat gotowania w szerszym tego słowa znaczeniu dzielę się z bliższymi czy dalszymi znajomymi swoimi receptami dotyczącymi np. przyrządzania jajka na miękko lub zwykłego gotowania ryżu niemal zawsze pojawia się na twarzy rozmówcy cyniczny uśmiech. Wszak doradzanie w kwestiach tak oczywistych oczywistości – jak mawia nasz polityczny klasyk – wielu odbiera jako formę lekceważenia. Widoczne zaciekawienie w oczach sugeruje jednakowoż, iż przynajmniej w ramach kuchennego eksperymentu doświadczalnie sprawdzą zasłyszaną metodę. Bo w żadnej dziedzinie życia – z kulinarną włącznie – nie ma mądrych. Mnie osobiście ostatnio pozytywnie zadziwiły rady Megan Willett na łamach businessinsider.com. Stąd obok swoich wręcz rytualnych sposobów przyrządzania niektórych potraw także zalecenia ostatnio poznane.
1. jajko na miękko
Zdecydowana większość parsknie śmiechem wychodząc z założenia, iż nawet najwięksi dyletanci kulinarni to akurat najprostsze z dań są w stanie sami sobie perfekcyjnie przyrządzić. Tyle tylko, iż często wychodzi im w finale… jajko na twardo. Dlatego podam prosty sposób – absolutnie niezawodny – na ugotowanie pysznego jajeczka na miękko i sprawną konsumpcję tegoż. W tym wypadku kardynalne znaczenie ma jakość jajka. Powinno być organiczne, wiejskie, w naszym wypadku najlepiej pochodzące z hodowli Amiszów.
Do osolonej, wrzącej wody wkładamy delikatnie nasze jajka. Dokładnie po 4 i pół minuty kończymy gotowanie. Przed samą konsumpcją oczywiście lekko zmiękczamy łyżeczką końcówkę jajka. Koniuszki palców zraszamy zimną wodą aby gładziutko ściągnąć skorupki z “główki” jajeczka. Minimalnie solimy i już spożywamy, osobiście preferuję jako dodatek grzankę z masłem.
2. obieranie czosnku
To nasze tradycyjne antidotum na wszelkie schorzenia a i dla wielu niezbędny dodatek do zup, sosów, gulaszy oraz duszonych i pieczonych mięsiw wszelakiego autoramentu (ja stosuję także do ryb i krewetek) jest pracochłonne w klasycznym obieraniu z warstwy łupek. Okazuje się, że czasochłonną czynność można w prosty sposób wręcz pominąć.
Mianowicie wystarczy na 10 sekund włożyć główkę czosnku do mikrofalówki. Po takim przygotowaniu ząbki będą nam same wyskakiwać z łupek, wystarczy jedynie lekko naciskać końcami palców.
Innym sposobem na oczyszczenie czosnku jest umieszczenie przygniecionej w dłoni główki w miarę sporej metalowej misce (taka mała jakby miedniczka). Następnie drugą podobną miseczką przykrywamy czosnkową główkę w naczyniu i potrząsamy po kilkadziesiąt sekund obracając co jakiś czas o 180 stopni miski. Po tej czynności czosnek będzie całkowicie obrany.
3. wyciskanie cytryny
Skoro jesteśmy przy mikrofali to jakby “z biegu” prosta rada, jeśli chcemy uzyskać jak najwięcej soku przy wyciskaniu cytryny oraz innych owoców cytrusowych.
Przed samym wyciskaniem włożyć cytrynę, grapefruit, pomarańczę itp. do mikrofalówki i podgrzać owoce przez 20 do 30 sekund. Następnie naciskając lekko dłonią przesuwać wte i wewte na blacie stołu lub desce do krojenia przez kilkanaście sekund. Po przepołowieniu wyciskać. Uzyskamy w ten sposób maksymalną ilość soku.
4. usuwanie nadmiaru tłuszczu
Jako że chorobliwie wręcz coraz powszechniej walczy się z tłustym jedzeniem prosta rada dla ortodoksyjnych domowych dietetyków. Osobiście walka z tłustymi kółeczkami na zupie czy gulaszu irytuje mnie maksymalnie i traktuję ją w kategoriach zabijania najlepszych smaków. Skoro jednak już chyba większość reaguje wręcz alergicznie na pływający tłuszcz to rada dla nich, bo i przecież zwykle większość ma rację. A jeśli nawet nie ma to dyktuje standardy.
Zazwyczaj domowe gospodynie po ugotowaniu przykładowo rosołu łyżką zbierały z powierzchni tłuszcz. Czynność ta mało że była czasochłonna to i często nieskuteczna. Stąd prosta rada: po ugotowaniu zupy wystarczy wrzucić do niej kilka kostek lodu. Cały tłuszcz automatycznie wypłynie na powierzchnię i można go zebrać jednym ruchem chochli. Proste jak drut. Przewrażliwieni na punkcie tłustego jedzenia powinni być przeszczęśliwi. Ja jednak osobiście im współczuję, jako że dla mnie np. rosół bez klasycznych kółeczek traci całą swoją kwintesencję, smakowy urok. No, ale skoro zmieniły się zwyczaje kulinarne (głównie jednak: optyczne) to niech poławiaczom tłuszczu będzie łatwiej i przyjemniej.
5. schabowy
Na koniec 1. części “diabelskich” porad coś na zasadzie przekory. Skoro zaznaczyłem, że przedkładam smak potrawy nad jej wpływ na zdrowie po “subtelnej” dietetycznej obróbce mój sposób na przyrządzenie klasycznego schabowego.
Kotlet wieprzowy z ubitymi ziemniaczkami i kapustą to sztandarowe danie wszystkich Polaków i Niemców. Inne nacje także nie gardzą klasycznym schabowym (choćby ciekawa smakowo jest wieprzowina smażona na hinduskie sposoby) jednak nasze podniebienie cieszyć może przyrządzanie tego dania w odmianach środkowoeuropejskich. Na początek mały wtręt. Otóż okazuje się, iż tak często pogardzana – a co najmniej deprecjonowana – wieprzowina jest mięsem wyjątkowo zdrowym. Dietetycy rozpoczęli właśnie spór na temat jej przewagi nad wołowiną. I w tym miejscu rada nadrzędna: nie kierować się do końca opiniami tzw. naukowców a zdawać się na instynkt, czyli własnymi smakowymi preferencjami. Oczywiście poprzez eksperymenty kulinarne szukając ideału. Dla nas samych przynajmniej.
Wracając do meritum (w Meritum zresztą) czyli schaboszczaka. Otóż z moich obserwacji wynika, że niemal 100 procent gospodyń smaży kotlety schabowe na oleju roślinnym. Błąd! Kardynalny błąd! Wbrew pozorom, podstawą zdrowego – w rozumieniu: najlepiej przyjmowanego przez żołądek – gotowania jest dobranie tłuszczu do rodzaju mięsa. Ściślej – tego samego pochodzenia. Stąd kotlet schabowy powinien być obowiązkowo smażony na smalcu. Będzie smakowo nienaganny a i najlepiej przyswajalny przez organizm. Wcześniej jednak spróbujcie przygotować rozbite cieniutko mięso podług mojego sposobu. Czyli zanurzcie kotlety w rozbitych widelcem kilku jajkach, tak aby były niemal całkowicie przykryte. Na dwie godziny włóżcie je do lodówki. Przed rzuceniem na rozgrzany na patelni smalec należy obsypać każdą sztukę bułką tartą; po osoleniu jeśli chcemy uzyskać zwykły smak, jeśli lubimy kuchnię ostrą to zalecam bez solenia obtoczenie w “bread crumbs – rosted garlic&savory spices” z dodatkiem czarnego pieprzu lub ostrej sproszkowanej papryki. Uwaga: żadnej mąki, która minimalizuje prawdziwe walory smakowe smażonych schaboszczaków. Do tego ugotowane i ubite ziemniaczki z dodatkiem masła, odrobiny mleka i śmietany. Obok zasmażana – także na odrobinie smalcu – kapusta kiszona (wcześniej przepłukana) z kminkiem i minimalną ilością majeranku. Większość naszych rodaków jako dodatek – chyba bardziej estetyczny niż smakowy – rzuca na kotlet podsmażane pieczarki. Osobiście przedkładam nad ten zabieg polanie schaboszczaka sosem grzybowym z polskich prawdziwków. W tym konkretnym przypadku ziemniaki zastąpić możemy spatzlami, czyli kluseczkami podobnymi do naszego lanego ciasta.
Jak widzicie z powyższego Państwo, nawet przy kulinarnych zabawach także diabeł tkwi w szczegółach. I może faktycznie dla niejednego “diabelskie” porady okażą się przydatne. Dlatego cykl ten będziemy kontynuować.
(cdn)
Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us
foto: hilfreich.de