Wiatry przywiały nam do Chicago polityków z najwyższej półki. Do domu wróciła Michelle Obama, a za nią przybył gubernator New Jersey, Chris Christie. Powód w obu przypadkach ten sam: zbiórka funduszy wyborczych.

Pierwsza Dama lata po całym kraju wspomagając Narodowy Komitet Demokratów, w lipcu odwiedziła już południową Kalifornię. W tym samym czasie prezydent USA odbywa podobną trzydniową misję do San Francisco i Seattle. Do jesiennych wyborów już niedaleko, za dwa lata już prezydencka elekcja więc pora najwyższa wydrenować kieszenie, głównie biznesmenów. By pokazać poparcie danej opcji politycznej trzeba bowiem wydać niemało: by spotkać się z Michelle Obama w sali bankietowej hotelu Waldorf Astoria Chicago trzeba wyłożyć 500 dolarów na osobę, będą tam zbierane też specjalne donacje w wysokości 10 i 20 tys. dolarów od pary.

By spotkać Christiego na wiecu poparcia konserwatywnego kandydata na stanowisko gubernatora Illinois Bruce’a Raunera też trzeba wydać pół tysiaka, ale by uścisnąć dłoń republikańskiego kandydata do prezydenckiego fotela w hotelu Hilton i zrobić sobie z nim zdjęcie wymagana jest już obecność w sekcji VIP co kosztuje 2.500 zielonych na parę. Christie jako przewodniczący Stowarzyszenia Republikańskich Gubernatorów jest szalenie zajęty pomocą urzędującym republikańskim włodarzom wielu stanów, pomaga też kandydatom do tego stanowiska wywodzącym się ze środowiska konserwatywnego, właśnie odwiedził Iowa i Connecticut.

Jest to teraz po decyzji Sądu Najwyższego, który zniósł ograniczenia wydatków korporacji na kampanie wyborcze, wielce istotne. A że o poparcie tuzów amerykańskiej polityki wcale nie jest łatwo przekonał się republikański kandydat na gubernatora Nowego Jorku, Rob Astorino, którego czeka ciężka walka z demokratycznym zarządzającym dziś stanem Andrew Cuomo, a którego Christie nie zamierza wesprzeć twierdząc, że to beznadziejna sprawa.

Sławek Sobczak

meritum.us

foto: theblaze.com