Po raz zaledwie drugi w 34-letniej historii festiwalu kulinarnego Taste of Chicago zamknięto podwoje w czasie weekendu. Straszliwa sobotnia ulewa spowodowała powstanie gigantycznych kałuż i władze miejskie uznały, iż nie ma sensu w tych warunkach zapraszać chętnych do parku Granta.
Zamiast spodziewanych pięciu, mieliśmy tylko cztery dni na wypróbowanie przysmaków, które oferowały wystawcy, a było ich w tym roku aż 66. Co ciekawe, tegoroczny Taste of Chicago przyciągnął 22 nowych tzw. vendors, wśród nich były znakomite i znane lokale specjalizujące się w kuchni tajskiej czy włoskiej.
Niestety z polskich propozycji mieliśmy tylko dwa stoiska: Bobak Sausage i Kasia’s Deli, królowały nieśmiertelne pierogi i kiełbasa utwierdzając odwiedzających, że nasza kuchnia do finezyjnych i smacznych niestety nie należy.
Mimo skrócenia festiwalu przybyło 1,1 mln chętnych kulinarnych doznań, to tylko o 100 tys. mniej niż w 2012 roku, od kiedy Taste of Chicago zostało przesunięte z długiego weekendu Święta Niepodległości i skrócone decyzją burmistrza Rahma Emanuela z 10 do pięciu dni. W pierwszym roku po zmianach miasto i wystawcy ponieśli straty, w ub. roku głównie dzięki fantastycznej frekwencji (1,5 mln) już był plus, tegoroczna ulewa, która zmusiła organizatorów do wyłączenia prądu prawdopodobnie przyczyniła się do znacznych strat. A to właśnie sobota miała być „lokomotywą” biznesu, wystąpić miały lokalne gwiazdy: Jeff Tweedy i Lucinda Williams. Do występów nie doszło choć Williams śpiewająca country dała koncert w małym klubie Reggie’s, ale to marne pocieszenie dla widzów i restauratorów.
Sławomir Sobczak
meritum.us
foto: hgjones.org