Nasze “Jastrzębie” w finale Konferencji Zachodniej! Po morderczym boju Blackhawks pokonały dzisiaj na wyjeździe Wild 2:1 po dogrywce, a że była to 4. wygrana w serii awans stał się faktem. Gramy dalej!
Teoretycznie zwycięzców ponoć się nie osądza. Praktycznie jednak tkwienie tylko i wyłącznie w kontentowaniu znaczącego osiągnięcia, za jaki bezsprzecznie uważa się kwalifikację do czwórki najlepszych drużyn National Hockey League sezonu 2013/14, byłoby małą formą zakłamywania rzeczywistości, na pewno jednak nieuczciwym niedopowiedzeniem. Odnotować wszak wypada, że ostatnie zwycięstwo w batalii – podobnie zresztą jak wcześniejsze 3 wygrane podopiecznych Joela Quenneville – rodziło się w niesamowitych bólach. Wild ewidentnie “nie leżeli” Hawks, a na ich antyhokej trudno było znaleźć antidotum. W całej serii więcej było fizycznej walki niż porywających akcji z pięknymi golami. No, może poza małymi wyjątkami, jak choćby dwa niebywałej urody trafienia Patricka Kane’a, w tym zwycięski gol w dodatkowym czasie gry w Xcel Energy Center w St. Paul we wtorkowy wieczór. Kiedy to nasz as najpierw zwodem minął ostatnią ostoję miejscowych Ilię Bryzgalova by umieścić krążek pod “elewacją” bramki gospodarzy. Cudowny gol dający wygraną w meczu i zwycięstwo w serii.
Dla niżej podpisanego niekwestionowanym ojcem ostatecznego triumfu w tymże meczu oraz zawodnikiem “Jastrzębi” mającym największy udział w awansie był jednak Corey Crawford. Nasz golkiper dzisiaj – po raz kolejny zresztą, może z jednym wyjątkiem, chodzi o mecz nr 4 – stanął na wysokości zadania. Cały czas był maksymalnie czujny, a w kluczowych momentach spotkania wychodził zwycięsko z opresji w teoretycznie nawet beznadziejnych sytuacjach. Jak choćby w 3. tercji ostatniej potyczki, kiedy to gospodarze postawili wszystko na jedną kartę i z dziką wręcz furią oblegli naszą bramkę. Powiedzieć, że gracze Wild zrobili kilkuminutowy “kocioł” na przedpolu Crawforda to za mało. Faktycznie był to “dym jak w Sajgonie”. A niewzruszony Corey łapał lub wymiatał wszystko. Literalnie wszystko! Czym zresztą mocno deprymował miejscowych, którzy wręcz w oczach tracili nadzieję na pokonanie naszego bohatera – meczu i całej batalii także.
Zdaje się, wtedy właśnie nastąpiło krańcowe zmęczenie materiału ludzkiego i zobaczyliśmy w końcu, jak fizyczny – grający non-stop na maksymalnych obrotach – zespół ostatecznie pada z wycieńczenia. Dokonało się to w dogrywce. Każda kolejna minuta over time to rosnąca przewaga chicagowian. Uwieńczona wspomnianym wyżej przepięknym zwycięskim golem Patricka Wielkiego. Prawdziwego aktualnie nam panującego sportowego króla “Wietrznego Miasta”. Chociaż częściowo dzielącego tron z kolegą Crawfordem.
Teraz czekamy na rywala w finale Zachodniej Konferencji. Bliżej tej roli jest Anaheim Ducks, które prowadzi w serii z Los Angeles Kings 3-2.
Na Wschodzie z kolei New York Rangers odwrócili diametralnie role, jako że przegrywając w serii z Pittsburgh Penguins 1-3 zdołali zakończyć zwycięsko batalię 4-3. Teraz czekają na zwycięzcę pary Boston Bruins – Montreal Canadiens; jutro mecz numer 7.
Gdyby finałowe pary w konferencjach tworzyły Chicago i Anaheim oraz New York i Montreal udałoby mi się wytypować idealnie, chyba po raz pierwszy, ostatnią czwórkę decydującej batalii najlepszej hokejowej ligi świata. Po prawdzie jednak tak zestawiając finały konferencji nie opierałem się na znajomości zagadnienia a na najzwyklejszych sympatiach. Mówiąc wprost: tak bardziej chciałem niż tak kalkulowałem. Tak czy inaczej byłoby miło gdyby się sprawdziło…
Konferencja Zachodnia:
MINNESOTA WILD – CHICAGO BLACKHAWKS 1:2 O.T. (0:1, 1:0, 0:0, 0:1)
0:1 Versteeg (1. gol w playoffs) 01.58 min.
1:1 Haula (4.) asysty: Cooke i Stoner 22.29 min.
1:2 Kane (6.) asysty: Seabrook i Keith 69.42 min.
Strzały na bramkę: 35-27 na korzyść Wild
seria: 4-2 dla Hawks
ANAHEIM DUCKS – LOS ANGELES KINGS 2:3 (O.T.), 1:3, 3:2, 2:0, 4:3
seria: 3-2
Konferencja Wschodnia:
PITTSBURGH PENGUINS – NEW YORK RANGERS 2:3 (O.T.), 3:0, 2:0, 4:2, 1:5, 1:3, 1:2
seria: 3-4
BOSTON – MONTREAL CANADIENS 3:4 (2 O.T.), 5:3, 2:4, 1:0 (O.T.), 4:2, 0:4
seria: 3-3.
Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us