Kończąca się powoli druga kadencja prezydenta Baracka Obamy z całą pewnością jest sporym zawodem dla milionów nielegalnych, którym pierwszy Afroamerykański przywódca Stanów Zjednoczonych obiecał reformę legalizującą ich pobyt w Ameryce.

Wszystko wskazuje na to, że reforma, tak jak wiele innych ważnych dla kraju spraw zostanie tylko wyborczą kiełbasą i z problemem zmierzy się już kolejny prezydent USA. W ciągu ostatnich lat sytuacja nieudokumentowanych mieszkańców wielu stanów znacznie się pogorszyła. W Arizonie wprowadzono restrykcyjne prawo dotyczące nielegalnych przybyszy, głównie z sąsiadującego Meksyku. W wielu miejscach nielegalni mają duże problemy z zapisaniem swoich dzieci do szkół. Administracja Baracka Obamy reformę imigracyjną już odpuściła, ale stara się wykonywać ruchy w obronie kilkunastomilionowej rzeszy mieszkańców USA.

Opublikowane wczoraj ostrzeżenie Ministerstw Edukacji i Sprawiedliwości kierowane do stanowych i lokalnych władz dotyczy procederu zniechęcania imigrantów bez „papierów” do rejestrowania swoich pociech w szkołach. W liście pada sformułowanie, iż takie praktyki naruszają prawo federalne, o czym wielu zdało się zapomnieć. Wprowadzone w Alabamie trzy lata temu prawo wymagające od dyrekcji szkół publicznych sprawdzenia statusu imigracyjnego zostało co prawda zablokowane, ale niektórzy rodzice w obawie przed ujawnieniem prawdy zamknęło swoim dzieciom drogę do edukacji.

Rządowe pismo przypomina orzeczenie Sądu Najwyższego z 1982 w sprawie Plyer przeciw Doe, w którym stwierdzono, iż status imigracyjny nie ma wpływu na prawo ucznia szkoły podstawowej i średniej do nauki. Nie ma także nikt odmówić prawa do edukacji ze względu na rasę, narodowość czy kolor skóry. Dystrykt szkolny może natomiast poprosić o udowodnienie miejsca zamieszkania, co oznacza obowiązek przedstawienia rachunków za opłacanie np. mediów. Nie ma jednak prawa wymagania posiadania amerykańskiego certyfikatu urodzenia, metryka wydana przez inne państwo jest wystarczającym dokumentem. Co bardzo ważne: rodzice i ich dzieci nie muszą podawać numeru ubezpieczenia społecznego czyli Social Security – stwierdza pismo, które teraz z pewnością będzie szeroko cytowane przez rzesze nielegałów, którym brak „zielonej karty” dotkliwie w życiu w Stanach Zjednoczonych dokucza. W ciągu pierwszej kadencji Obamy deportowano wszak więcej osób z terenu USA niż przez osiem lat prezydentury George’a W. Busha.

DREAM Act wciąż jest więc w sferze marzeń, choć teraz przynajmniej spokojniej będą spać rodzice dzieci nieurodzonych w wyśnionej (?) Ameryce.

Sławomir Sobczak

meritum.us

foto: miracoalition.org