Dwóch Polonusów leczy smutki w jednej z chicagowskich tawern:
– Nie mogę dojść do siebie, bo przeżyłem ostatnio katastrofę lotniczą.
– A co takiego się stało? – zagaduje podekscytowany kolega do flaszki.
– No, wiesz, tragedia. Właśnie ostatnio teściowa przyleciała do nas samolotem.

***

Nasi rodacy wybrali się na panienki do Cicero. Do stojącej na poboczu drogi panienki podjeżdża samochód z czwórką Polonusów. Kierowca uchyla okno i pyta:
– Ile?
Dama lekkich obyczajów rzuca:
– 50 dolarów z przodu, 100 z tyłu.
Nagle z tylnego siedzenia pada pytanie:
– A dlaczego my z tyłu mamy płacić 100?!!!

***

– Proszę pani, te 100 dolarów jest fałszywe! – zwraca się sprzedawca w sklepie do próbującej zapłacić banknotem Polki.
– O Boże! Wygląda na to, że zostałam zgwałcona.

***

Przychodzi nasz rodak do jednego z chicagowskich dentystów:
– Proszę mi tylko obluzować ten ząb, a już syn w domu wyrwie go za darmo.

***

Wraca Franek do swojego bejsmentu na Jackowie z całą opuchniętą twarzą. Wściekły mówi do swoich współlokatorów.
– Rozbolał mnie strasznie w pracy ząb to i poszedłem do pierwszego lepszego dentysty. Ale ten amerykański lekarz okazał się jakiś nierozgarnięty. Ja mu mówię, że “tu” mnie boli, “tu”, a on mi wyrwał dwa zęby.
Na to jeden ze słuchających opowieści obolałego kolegi skonstatował:
– I tak masz dużo szczęścia, że nie powiedziałeś mu, że “ten” cię boli, “ten”…

***

– Czy byłem tu wczoraj? – pyta się Polak barmana w tawernie.
– Był pan!
– I przepiłem 100 dolarów?
– Tak!
– Co za szczęście! Już myślałem, że zgubiłem…

***

Do tawerny wchodzi w sobotni wieczór Józek i pokazując na spitego do nieprzytomności faceta mówi:
– Dla mnie to samo.

***

Policjant zatrzymuje samochód na autostradzie, którym jadą trzy Polki. Zwraca się do prowadzącej:
– Jechała pani za wolno.
Prowadząca samochód kobieta na to:
– Przecież maksymalna prędkość tutaj to 25 mil/godzinę.
– To jest autostrada i maksymalna prędkość to 65 mil/godzinę, minimalna 45 mil/godzinę, a 25 to numer drogi.
Policjant patrzy jeszcze na tylne siedzenie, gdzie dwie inne nasze rodaczki całe blade telepią się ze strachu jak głupie, no i pyta:
– A im co się stało?
– Bo widzi pan, panie oficerze. Z tego co pan mówi wynika, że właśnie zjechałyśmy z drogi nr 130.

***

Do tawerny wchodzi Polonus i siada przy barze. Barmanka patrzy na niego i pyta:
– Co będzie?
– Poproszę siedem kieliszków smirnoffa, podwójne.
Barmanka podaje mu trunki i patrzy, a facet wychyla jeden kieliszek, drugi, trzeci… wszystkie znikają równie szybko, jak się pojawiły. Barmanka gapi się osłupiona i pyta go, dlaczego tak szybko wypił wódkę.
– Też byś wypiła tak szybko, gdybyś miała to, co ja.
– A co masz, stary?
– Jednego dolara.

***

Siedzi sobie nasz, pochodzący z Podhala, rodak tuż przy autostradzie 55 w południowej okolicy Chicago, którą tradycyjnie zamieszkują górale, i liczy dolary. Zauważył go jadący policjant i zaniepokojony zatrzymał swój samochód. Podchodzi do bacy wyciągając służbową odznakę z napisem POLICE. Chicagowski góral to patrzy na odznakę, to na policjanta, to na odznakę, to znów na policjanta i zanim stróż prawa zdołał go o cokolwiek zapytać pierwszy atakuje:
– O nie, nie panocku, to som moje dutki i police se je som.

***

Jeśli Polak z Chicago wysiada z samochodu, żeby otworzyć drzwi swojej żonie to mogą być jedynie dwie tego przyczyny:
1. Albo to jest nowy samochód.
2. Albo to jest nowa żona.

***

Atrakcyjna Polka stara się o przyjęcie do pracy w charakterze sekretarki.
– Ile pani zarabiała w poprzednim miejscu pracy – pyta prezes firmy, w której ma zamiar pracować kobieta.
– $10 na godzinę – odpowiada nasza urodziwa rodaczka.
– To z przyjemnością przyjmę panią do pracy za $12 na godzinę – oferuje potencjalny pracodawca.
– Z przyjemnością, proszę pana, to ja zarabiałam $100 na godzinę!

***

Na Jackowo udał się pewien Amerykanin, aby sprawdzić, czy rzeczywiście Polacy potrafią tak dużo wypić, jak wieść gminna niesie. Wszedł zatem do polonijnej tawerny i od razu krzyczy:
– Podobno wy, Polacy, jesteście strasznymi pijakami. No, znaczy – macie mocne głowy. W takim razie założę się, że nikt tu z przebywających nie wypije duszkiem butelki wódki. Jak ktoś tego dokona to ja mu dam 1000 dolarów!
W tawernie zaległa cisza. Ale jeden z gości słysząc to szybkim krokiem opuścił lokal. Po kilkunastu minutach jednak wraca i wali prosto do Amerykanina, który zaproponował wcześniej zakład.
– Słuchaj kolego, czy twoja propozycja jest wciąż aktualna? – pyta.
– Oczywiście – ze śmiechem stwierdził Amerykanin – Barmanka, podaj gościowi flaszkę wódki! – zakomenderował.
Facet wziął głęboki oddech i haustem opróżnił butelkę!
Amerykanin z wrażenia zaniemówił, ale honorowo wypłacił odważnemu 1000 dolarów.
– Mocny jesteś, Polaku – mówi przegrany – Powiedz mi tylko, czemu od razu nie próbowałeś tylko gdzieś poszedłeś na kilkanaście minut?
– Nooo, musiałem skoczyć do tawerny obok, żeby sprawdzić, czy dam radę…

***

Na nabrzeżu jeziora Michigan w samym centrum Chicago doszło do wyjątkowego zdarzenia. Polak, Żyd i tzw. Afroamerykanin razem złapali złotą rybkę. Sprawa dziwna, no bo jak tu rozdzielić życzenia. W końcu rybka zadecydowała, że każdemu przypadnie jedno życzenie do spełnienia.
Najpierw pyta się lokalnego Murzyna: – Jakie jest twoje życzenie?
Czarnoskóry chicagowianin na to: – Chciałbym, żeby wszyscy Murzyni wrócili do Afryki i stworzyli jedno wielkie państwo.
Rybka dalej pyta, tym razem Żyda: – A ty, Mosze, czego pragniesz?
Żyd bez zastanowienia: – Ja podobnie, żeby wszyscy Żydzi z Ameryki wrócili do Izraela…
W końcu przyszła kolej na Polaka: – A co ty byś chciał? – pyta Rybka.
Uradowany Polak wypala: – Nooo… teraz, rybka, to już nic!

***

W dobie kryzysu i rosnących cen benzyny tylko wszelkiego rodzaju promocje mogą zapewnić klientów. Polak prowadzący stację benzynową na przedmieściach Chicago wykazał się w tym wyjątkową oryginalnością, a jego pomysł zapewnił mu kolejki klientów. Mianowicie przy wjeździe na stację wywiesił baner reklamowy: “Kto kupi pełny bak paliwa ma prawo uczestniczyć w loterii! Wygrana – darmowy seks!!!”
Kolejny klient tankuje do pełna, a po uiszczeniu zapłaty pyta kasjera o zasady loterii.
– Reguły są bardzo proste – odpowiada Polak zawiadujący stacją benzynową. – Wybieram w myślach jakąś liczbę i jeśli ktoś zgadnie co wybrałem to wygrywa!
Napalony kierowca strzela: – Sześć!
– Niestety, pomyślałem o siódemce. Proszę spróbować następnym razem – współczującym głosem oświadcza zawiedzionemu klientowi nasz rodak.
Nazajutrz dochodzi do powtórki. Ten sam gość po zatankowaniu do pełna próbuje szczęścia: – Pięć!
Właściciel stacji: – O jakże mi przykro, ale pomyślałem o jedynce. Może szczęście dopisze panu następnym razem?
Zawiedziony facet wieczorem skarży się swojemu sąsiadowi:
– Wiesz, ta loteria na stacji benzynowej w naszym miasteczku jest gówno warta! Nic nie można wygrać! Ten Polak, co prowadzi stację chyba oszukuje?
Na to sąsiad wybucha oburzony: – Co ty, gdzież tam! On jest uczciwy! On nie oszukuje! W zeszłym tygodniu moja żona trzy razy wygrała!!!

***

Nasz młody chicagowianin został po raz pierwszy ojcem. Z tego też powodu napisał list do matki, mieszkającej gdzieś na Rzeszowszczyźnie, aby podzielić się swoją radością:
“Kochana Mamo! Mam syna, Jasia. Jest piękny, duży i zdrowy, tyle tylko, że czarny. No, ale to przez absolutny przypadek. Marysia mówi, że zaraz po urodzeniu mały płakał przeraźliwie bo był głodny. A że moja Maryś nie miała pokarmu, to poprosiła leżącą z nią na porodówce Murzynkę, żeby użyczyła dziecku swojej piersi. No i Jasiu ściemniał. Ale to nic. Marysia mówi, że mały to kropla w kroplę wykapany ja. I ja też myślę, że jest bardzo do mnie podobny. Kocham Jasia i Marysię!
Twój syn Józek”
Po miesiącu mama odpisała Józkowi:
“Kochany synu!
Ja też, jak Cię urodziłam to nie miałam pokarmu. Stąd karmiłam Ciebie krowim mlekiem. I teraz tak sobie myślę, że to z tego powodu po wielu latach wyrosły ci piękne bycze rogi!
Mama”

***

Po pracowitym tygodniu na kontraktorce, tradycyjnie dwaj kolesie w sobotni wieczór raczą się w bejsmencie wysokoprocentowymi trunkami. Gdy pęka już “ucho” smirnoffa zaczynają się, też tradycyjnie, przekomarzania i erudycyjne popisy.
– Ty, Jędrek, jakżeś taki mądry to mi powiedz nad jakim jeziorem leży to nasze Chicago? – z cynicznym uśmiechem na twarzy dopytuje Józek.
– Co ty durniu, nie wiesz? – wykrzykuje podniecony Jędrek – Toż to każde dziecko wie, że nad “lejkiem”!!!

***

Znajomy Amerykanin pyta Polaka:
– No i jak tam było na waszym festynie?
– A wiesz, całkiem do dupy.
– A to dlaczego?
– Nawet nie było na co ponarzekać.

***

Dwaj polonusi wypłynęli sobie łódeczką na jezioro Michigan, by połowić ryby. Niespodziewanie na haczyk trafiła złota rybka. Jak to złota rybka, prosi rybaków-amatorów:
– Spełnię wasze życzenie, ale tylko jedno, tylko mnie wypuście…
Na to jeden z naszych rodaków:
– Dobra! Chciałbym, żeby to całe jezioro zamieniło się w piwo.
Rybka spełniła życzenie i zniknęła. Na to drugi:
– Ty kretynie, teraz będziemy musieli sikać do łódki!

***

Czesiek z Józkiem wypłynęli łódką na jezioro Michigan na ryby i zaczęli łowić ryby. Wyciągają piękne sztuki jedna za drugą, aż w końcu nastał wieczór i zmuszeni byli przerwać wędkowanie. Czesiek pomyślał i zawyrokował:
– Ty, Józek, musimy jutro wrócić w to miejsce bo świetnie biorą tu ryby!
– Nie ma problemu – zgadza się z nim Józek i biorąc do ręki kredę na podłodze łódki maluje kółko.
Czesiek na to wychodzi w nerwów:
– Ty idioto, co robisz?! Skąd wiesz, że jutro przypłyniemy tą samą łódką?

***

Polonijna rodzinka jedzie sobie w weekend samochodem, a tu nagle wybiega na ulicę mały chłopczyk. Siedzący za kierownicą nasz rodak w mistrzowskim stylu doskonałym manewrem omija chłopca. Całe zdarzenie widział przejeżdżający obok policjant. Zatrzymał swój samochód, wysiadł i podchodzi do auta polonusów:
– Świetnie pan prowadzi, za ten wyczyn dostanie pan od chicagowskiej policji nagrodę w wysokości 100 dolarów. Ciekawi mnie jednak, na co pan przeznaczy te pieniądze?
Kierowca odpowiada:
– No, wreszcie zrobię sobie prawo jazdy.
Żona próbuje ratować sytuację:
– Proszę nie zwracać na niego uwagi, on tak zawsze mówi gdy jest pijany.
Z tylnego siedzenia odzywa się babcia:
– A nie mówiłam, że tym kradzionym samochodem daleko nie zajedziemy…

***

Nasza rodaczka-blondynka pyta swojego instruktora nauki jazdy:
– Jak pan myśli, ile jeszcze trzeba, abym zdała prawo jazdy?
– W pani przypadku najmniej trzy.
– Godziny nauki?
– Nie, samochody!