Nie wiem czy Państwo wiecie, ale Polska jest potęgą w ekstremalnych wyczynach indywidualnych czyli tam, gdzie nie trzeba tworzyć systemu szkolenia i rozgrywek oraz gdzie często nie ma prezesów związków, którzy tak chętnie się wożą na imprezy i pobierają ze swoim dworem zupełnie niezłe pensje.
* Właśnie nasi żeglarze przywieźli z Estonii komplet medali z bojerowych mistrzostw świata. Parę dni temu w gdańskim Dworze Artusa wręczono doroczne nagrody Rejs Roku. Główną nagrodę zdobył kapitan Ryszard Wojnowski, który z załogą jachtu „Lady Dana 44” – jako pierwsi Polacy – pokonali przejście północno-wschodnie, trasę z Atlantyku na Pacyfik poprzez rosyjską Arktykę. Wśród wyróżnionych znalazło się małżeństwo Iwona i Marek Tarczyńscy, którzy w niespełna trzy miesiące na malutkiej 24-stopowej jednostce opłynęli Bałtyk odwiedzając 55 portów w dziewięciu krajach. Doceniono wielu polskich żeglarzy, w tym dobrze znanego w Chicago Zbigniewa Gutkowskiego za atlantyckie rekordy i starty w regatach m.in. Transat Jacques Vabre na jachcie “Energa”.
* Miło mi donieść (zwłaszcza, że jestem członkiem teamu Inter-Pro), iż nagrodę Polskiego Związku Żeglarskiego za aktywną działalność żeglarską i promocję polskiej bandery za oceanem dostały stowarzyszenia polonijne ze Stanów Zjednoczonych „Inter Pro Sailing Team” i Kanady Yacht Club „Zawisza Czarny”. Łącznikiem działań obu organizacji jest jacht „Husaria”, należący do szefa Inter Pro Krzysztofa Kamińskiego. Piękna wyścigowa łódź typu Farr 47 przebyła w 2013 długą trasę z Karaibów, uczestnicząc w kilku bardzo poważnych regatach. Wygranie najdłuższego na świecie wyścigu żeglarskiego na słodkich wodach czyli Lake Ontario 300 było sukcesem bez precedensu w historii polonijnego żeglarstwa i nader udanym akcentem współpracy wodniaków polskiego pochodzenia z USA i Kanady.
* A do mety samotnego rejsu przez Atlantyk zmierza dzielnie kajakarz Aleksander Doba. Jest na wodzie od początku października, po awarii steru zatrzymał się na kilka dni na Bermudach i po usunięciu usterki z powrotem wiosłuje w kierunku Florydy. Jeśli uda mu się sztuka przepłynięcia oceanu od kontynentu do kontynentu będzie prawdziwym bohaterem. Wszak 67-letni emeryt z Polic kilka lat temu uporał się z Atlantykiem płynąc także kilkumetrowym kajakiem „Olo”, więc nic już nie musiał udowadniać. Tu pozwolę sobie zacytować wypowiedź A. Doby w wywiadzie dla magazynu „Żagle”: „Nie czuję się bohaterem. Protestuję, gdy ktoś mówi, że pokonałem Atlantyk. Wtedy często cytuję słowa Sir Ernesta Shakletona: “Morze to żywioł, którego nie zwycięży się nigdy. Można być jedynie niepokonanym”. Ja to stwierdzenie znam, podzielam ten pogląd i czuję się szczęśliwy nie będąc pokonanym przez żywioł wodny i powietrzny. Czuję respekt przed żywiołem, podziwiam go. Zwłaszcza, gdy są silne wiatry i duże fale. To fascynujące uczucie być tak blisko wody w takich chwilach w małej, bezpiecznej jednostce. Na jachtach przecież jest się o wiele dalej od wody!”.
Jeżeli chcecie pomóc naszemu globetrotterowi, a może przywitać go osobiście na Florydzie, kontaktujcie się z Piotrem Chmielińskim, znanym kajakarzem, który prowadzi z lądu wyprawę Doby: [email protected]
* Jeśli już jesteśmy przy pozytywnie zakręconych sportowcach ekstremalnych to warto się przyjrzeć sylwetce jeszcze jednego „ultrasa”. To biegacz maratończyk Piotr Kuryło z Augustowa. Człowiek, który w ciągu ostatnich czterech lat: obiegł samotnie kulę ziemską, przepłynął kajakiem Wisłę pod prąd i przejechał 15 tys. km rowerem z Lizbony do Władywostoku! Paradoksalnie przez to, że był w związku z wyczynami „trochę” zajęty, nie może wystartować w Spartathlonie, ultramaratonie na dystansie 246 km z Aten do Sparty. Organizatorzy wymagają bowiem certyfikatu z ukończenia któregoś z długich biegów z ostatnich trzech lat, którego Piotr oczywiście mieć nie może. Kuryło zwraca się w związku z tym o pomoc, piszcie e-maile do organizatorów z prośbą o potraktowanie wyjątkowo naszego rodaka i dopuszczenie go do biegu, w którym nasz zawodnik był pięć lat temu drugi! Piotr Kuryło oczywiście nie czeka z założonymi rękami. Z Facebooka można się dowiedzieć co porabia: “A ja tymczasem startuję do Watykanu, a w drodze powrotnej zabiegnę nad Balaton i 31 maja pokażę na co mnie stać w Ultrabalatonie – 212 km”.
Brzmi jakby mąż mówił do żony, iż idzie na chwilę na pocztę – nieprawdaż? Spartathlon pod koniec września, pomóżmy rodakowi, piszmy maile z żądaniem dopuszczenia Piotra do biegu. Zapewniam Państwa, że wstydu nam nie przyniesie!
Sławomir Sobczak
meritum.us