Brutalna próba pacyfikacji Majdanu. Giną ludzie. Sytuacja w Kijowie wymknęła się spod kontroli.

Ukraińskie władze przystąpiły wczoraj wieczorem do szturmu na Majdan Niepodległości w Kijowie, gdzie znajduje się miasteczko namiotowe przeciwników rządu. Na demonstrantów ruszył transporter opancerzony, jednak został on podpalony przez demonstrantów. Milicja polewała ludzi armatkami wodnymi, usiłowała też niszczyć barykady. Płonęły opony oraz  namioty obrońców Majdanu. Przywódcy opozycji słali dramatyczne apele do przywódców państw z prośbą o powstrzymanie ataków na demonstrantów.

Wtorek miał być dniem posiedzenia Rady Najwyższej, na którym opozycja chciała przegłosować zmianę konstytucji. Do parlamentarnego zwarcia politycznych sił nie doszło. Walka przeniosła się na ulice stolicy.

Od wczesnych godzin rannych ludzie zbierali się na Majdanie, aby wziąć udział w marszu pod budynek parlamentu, gdzie od godziny 9 czasu polskiego miała trwać debata. Tłum kilkunastu tysięcy manifestantów przeszedł ulicą Instytucką i bocznymi ulicami starał się dostać pod budynek Rady Najwyższej. Doszło do pierwszego starcia pomiędzy protestującymi a służbami porządkowymi.

W Radzie Najwyższej opozycja zablokowała trybunę, a także zamknęła w gabinecie przewodniczącego ukraińskiego parlamentu Wołodymyra Rybaka. Ostatecznie nie udało się jednak zarejestrować wniosku o głosowanie nad zmianą ustawy zasadniczej.

Sytuacja się pogarszała z minuty na minutę. Manifestanci zostali otoczeni przez milicję, a z okolicznych dachów Berkut rzucał w środek tłumu granaty hukowe i dymne. Według relacji świadków do części z nich przymocowane były pakunki z gwoździami. Padły również pierwsze strzały, użyto kul gumowych oraz metalowych. Wśród pierwszych rannych były dwie kobiety, które postrzelono w klatkę piersiową i twarz. Potem ofiar działań milicji przybywało.

Punkty opieki medycznej szybko wypełniły się rannymi. Ci z cięższymi obrażeniami byli przewożeni do szpitali taksówkami lub samochodami kierowców Automajdanu, gdyż nie starczyło karetek do pomocy wszystkim poszkodowanym. Część rannych, którzy zostali aresztowani przez milicję, opozycyjni deputowani zabierali wprost z więźniarek i często sami przenosili do punktów opieki medycznej. Tak uczynił m.in. Witalij Kliczko.

Walki rozlały się na kilka ulic kijowskiej stolicy. Protestujący obrzucili koktajlami Mołotowa główną siedzibę rządzącej Partii Regionów, a potem zajęli budynek. Szybko został on odbity przez Berkut, który działał ramię w ramię z najętymi przez władze chuliganami, tzw. tituszkami.

O godzinie 14 czasu polskiego władze przeszły do kolejnej ofensywy. Wyłączone zostało kijowskie metro, ograniczono wjazd samochodów do Kijowa, jednostki Berkutu zaczęły otaczać kilka zajętych przez protestujących budynków, weszły też na Majdan, główny bastion ukraińskiej rewolucji.

Opozycja domagała się wczoraj utworzenia rządu tymczasowego i gotowa byłaby wziąć odpowiedzialność za jego sformułowanie pod warunkiem zgody na przedterminowe wybory prezydenckie oraz zmiany konstytucji. – Najważniejszą rzeczą jest zmiana konstytucji oraz prawa wyborczego. Bez tego nie ma większego sensu tworzenie rządu tymczasowego – przekonuje „Rz” Amanda Paul z European Policy Center. Jej zdaniem wczorajsza eskalacja konfliktu jest wynikiem politycznego zastoju ostatnich dni, co wywołało zniecierpliwienie demonstrantów.

Nie tylko na Ukrainie, ale i w Brukseli nie ma jasnego planu działania zakończenia konfliktu. Graczem, który nie kryje swych zamiarów utrzymania Ukrainy w strefie swych wpływów, jest Rosja. Moskwa zapowiedziała właśnie uruchomienie kolejnej transzy z przyznanych wcześniej 15 mld kredytu na zakup ukraińskich obligacji.

– Pieniądze nie są w obecnej sytuacji rzeczą najważniejszą. Jedynym wyjściem jest przeprowadzenie przedterminowych wyborów zarówno parlamentarnych, jak i prezydenckich – tłumaczył „Rz” Bohdan Danyłyszyn, były minister gospodarki w rządzie Julii Tymoszenko. Jego zdaniem eskalacja konfliktu nie ma nic wspólnego ze zbliżającym się zakończeniem igrzysk w Soczi. Po prostu Ukraińcy nie są w stanie rozwiązać sami konfliktu wewnętrznego.

Opinia:

Witalij Portnikow, ukraiński politolog związany z opozycją

– To, co dziś odbywa się na Ukrainie, jest początkiem krwawego scenariusza, który może doprowadzić do nieodwracalnych skutków. Prezydent Wiktor Janukowycz, rozumiejąc, że nie ma wyjścia z sytuacji, postawił na siłowe rozwiązanie konfliktu. Rodzina Janukowycza boi się stracić władzę w kraju i za wszelką cenę będzie jej broniła, nawet kosztem zabijania ludzi. Wielu deputowanych rządzącej Partii Regionów wie, że najlepszym wyjściem z sytuacji jest przywrócenie konstytucji 1996 roku, jednak panuje powszechny strach przed utratą stanowisk. Poza tym wahają się oligarchowie, którzy mają swoich przedstawicieli w Radzie Najwyższej.

W obecnej sytuacji zawiodła polityka Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Dyplomaci i politycy nie uświadomili ukraińskim oligarchom, posiadającym swój kapitał na Zachodzie, że siłowe rozwiązanie sytuacji może doprowadzić do zamrożenia ich pieniędzy. Gdy prosiliśmy unijne władze o wprowadzenie sankcji ekonomicznych wobec oligarchów powiązanych z władzami, ciągle słyszeliśmy odpowiedź „polityka sankcji odniosła porażkę na Białorusi”. Dzięki takiej postawie w centrum Europy za chwilę może objawić się druga Bośnia, gdy dojdzie do krwawej wojny domowej. Wtedy problem nie będzie dotyczył tylko Ukrainy, ale całego regionu. Przede wszystkim jest to ogromne wyzwanie dla Polski, która jest najbliżej tych wydarzeń.

—ru.sz.

Kto chce „oczyszczenia” majdanu z protestujących

TITUSZKI

To największa grupa przeciwników ukraińskiego Majdanu. Są to przeważnie młodzi ludzie, którzy za opłatą na zlecenie władz prowokują bójki i starcia z działaczami opozycji zebranymi na Euromajdanie. Tituszki działają przeważnie na terenie Kijowa, gdzie często ochraniają budynki rządowe i organizują wiece poparcia dla rządzącej na Ukrainie Partii Regionów. Nazwa tego nieformalnego ugrupowania pochodzi od nazwiska ukraińskiego sportowca Wadyma Tituszki, który w maju 2013 roku sprowokował bójkę podczas opozycyjnej manifestacji w Kijowie i pobił niezależną dziennikarkę Olgę Snisorczucz.

ROSYJSKI SEWASTOPOL

Sewastopolska Rada Koordynacyjna jest organizatorem największych manifestacji „antymajdanowskich” na Krymie. 
Rada powstała w styczniu w wyniku połączenia kilkunastu prorosyjskich ugrupowań. W koalicji znalazła się marginalna partia Rosyjski Blok i młodzieżowe ugrupowanie Rosyjski Sewastopol, członkowie którego tuż przed listopadowym szczytem Partnerstwa Wschodniego w Wilnie spalili w Sewastopolu flagę unijną i wzywali 
do zacieśnienia związków Ukrainy z Rosją. 
26 stycznia Sewastopolska Rada Koordynacyjna wystosowała manifest nawołujący do utworzenia na wschodniej Ukrainie autonomicznego ugrupowania Małorosja, zorientowanego na ścisłą współpracę z Federacją Rosyjską. Wśród zwolenników Małorosji znaleźli się również tituszki z miejscowego klubu sztuk walki „Bojownik”. Od kilku tygodni klub ten organizuje bezpłatne szkolenia dla „młodych i nieobojętnych” ludzi gotowych walczyć z „banderowcami”.

KOZACY DOŃSCY

Pochodzą z obwodu ługańskiego i donieckiego i są najliczniejszą grupą należącą do obozu „antymajdanu” we wschodniej części Ukrainy. Uczestniczą we wszystkich wiecach prorządowych w roli tzw. oddziałów samoobrony. Kilka dni temu ugrupowanie zwróciło się do prezydenta Rosji Władimira Putina z prośbą o interwencję wojskową, jeżeli na Ukrainie dojdzie do przewrotu państwowego. Apel został skierowany również do głównego atamana Związku Kozackich Wojsk Rosji i Zagranicy Wiktora Wołodackiego, który zapowiadał, że gdy zajdzie potrzeba, Rosja wyśle nawet kilkaset tysięcy Kozaków, by pomogli w „uśmierzeniu zamieszek” na Ukrainie. Podobnie jak w innych regionach prorosyjskie organizacje utworzyły komitet „Za federacją”, który działa na rzecz autonomii obwodów.

ROSYJSKI WIEC W CHARKOWIE

Podobnie jak na Krymie, Rada Koordynacyjna powstała również w Charkowie. Dołączyło do niej kilka prorosyjskich organizacji pozarządowych: kozacki pułk im. Iwana Sirko, Związek Radzieckich Oficerów, Rosyjski Ruch Ukrainy, Nowa Ruś i stowarzyszenie Robotniczy Charków. Na czele stanął Gienadij Makarow, szef organizacji pozarządowej „Rosyjski wiec”. Dwa tygodnie temu Rada Koordynacyjna zorganizowała manifestację w centrum Charkowa, domagając się nadania rosyjskiemu statusu języka państwowego. Pod hasłem „Rosyjski język – siła nacji” manifestanci domagali się połączenia Rosji, Ukrainy i Białorusi w jeden „Związek Słowiański”. Władze w Charkowie po raz pierwszy wyraziły zgodę na przeprowadzenie takiego typu manifestacji.

 — Rusłan Szoszyn

Piotr Jendroszczyk, Tomasz Piechal

Rzeczpospolita