Wszystko wskazuje na to, że dwie kadencje prezydentury Baracka Obamy przejdą do historii jako okres rządów pierwszego w Stanach Zjednoczonych czarnoskórego przywódcy światowego mocarstwa. Zostaną też zapamiętane jako okres straszliwej porażki ekonomicznej USA, w którą wpędza dodruk dolarów w sposób na dobrą sprawę już niekontrolowany.
Dług rośnie przerażająco szybko, w polityce afera goni aferę, z ustaw zapowiadanych tylko Obamacare może wejdzie w życie, ku utrapieniu rozsądnie myślących Amerykanów, nie wierzących, że istnieją darmowe obiady, tudzież w cuda, iż po przyłączeniu dziesiątków milionów do systemu ubezpieczeń nie wzrosną opłaty i nie wydłużą się kolejki do lekarzy.
Polityka zagraniczna USA to również pasmo klęsk, ale czemu się dziwić zważywszy na zachowanie samego prezydenta podczas pożegnania Nelsona Mandeli? Szczytem jednak kompromitacji dyplomatycznej Stanów Zjednoczonych jest „twórczość” ambasadora w Finlandii. Otóż Bruce Oreck, który już w zeszłym roku zasłynął świątecznym kartkami ze swoją podobizną, na których eksponuje swój gigantyczny biceps, w tym roku przebił samego siebie. Życząc Wesołych Świąt Bożego Narodzenia pan ambasador tym razem siedzi w saunie z czwórką rozebranych do rosołu Finów. Na szczęście dyplomata jest ubrany, ma nawet na sobie krawat. W wywiadzie dla fińskiego magazynu fitness „Pro Body” Oreck tłumaczy zdjęcie swą miłością do ćwiczeń i sportowego trybu życia. Nic dziwnego, wszak pochodzący z Minnesoty Oreck był zawodowym kulturystą. Ale co robi w polityce zagranicznej ten rozrywkowy, choć gruntownie – trzeba to dodać – wykształcony prawnik? Na dobrą sprawę zawdzięcza on robotę życia… odkurzaczom, bo zbieżność nazwisk nie jest przypadkowa. Bruce to syn Davida Orecka, twórcy imperium handlującego i produkującego odkurzacze i i maszyny do czyszczenia wykładzin. Dzięki m.in. setkom tysięcy dolarów donacji od Bruce’a Orecka na fundusz wyborczy Baracka Obamy został on z niewiele znaczącego senatora z Chicago prezydentem potężnego kraju. Wkrótce przyszła pora na rewanż i mamy ekscentrycznego ambasadora w krainie reniferów i św. Mikołaja. Co ciekawe, dziennik “Washington Post” zbadał zdjęcie Orecka i okazało się, że nie było spreparowane. Nie taki znów młody pan ambasador naprawdę ma tak imponujące ramię. Czy Finowie obecni na zdjęciu w saunie również są autentyczni na razie nie wiadomo. Na pewno wiemy natomiast, że fotel ambasadora można sobie w Waszyngtonie kupić odpowiednim wsparciem kampanii wyborczej. A gdzie wyślą to już kwestia sumy. Odkurzacze wystarczyły na lot do Helsinek.
Sławomir Sobczak
meritum.us