Od wydawcy: Oto siódma część z serii raportów specjalnych, które Dr Friedman przedstawi nam w ciągu nadchodzących kilku tygodni z podróży, którą odbył do Turcji, Mołdawii, Rumunii, Ukrainy i Polski. W ramach tej serii, Dr Friedman podzieli się swymi spostrzeżeniami na temat geopolitycznych imperatywów dla każdego z tych krajów i zakończy ją refleksjami z całej podróży oraz wnioskami, które z niej wypływają dla Stanów Zjednoczonych.
George Friedman
By zrozumieć Polskę należy zrozumieć Fryderyka Chopina. Najpierw posłuchajcie Państwo jego Poloneza, a potem Etiudy Rewolucyjnej. Są o nadziei, rozpaczy i wściekłości. W Polonezie słychać niezwykłą wręcz esencję bytu tego narodu. W Etiudzie Rewolucyjnej, napisanej w wyniku Powstania Listopadowego 1830 roku, zgniecionego przez wojska rosyjskie, słychać zarówno wściekłość jak i rezygnację. W swym prywatnym dzienniku Chopin wyzywa Boga za to, że dopuścił do tej narodowej katastrofy, przeklina Rosjan i piętnuje Francuzów za to, że nie podążyli do Warszawy z odsieczą. Po upadku Powstania Chopin już nigdy nie wrócił do Polski, lecz Polska nigdy nie opuściła jego duszy.
Polska odzyskała wreszcie pełną niepodległość w 1918 roku. Na swego premiera wybrała w Wersalu Ignacego Jana Paderewskiego, pianistę i jednego z najlepszych interpretatorów Chopina. Wersalska Konferencja przywróciła krajowi Wielkopolskę, a Paderewski pomógł zbudować międzywojenną Polskę. Gdańsk (Niemiecki Danzig) był przyczynkiem do największej narodowej katastrofy gdy Niemcy i Rosja Radziecka zawarły sojusz celem zniszczenia Polski. Danzig stanowił dla Niemiec uzasadnienie destrukcji tego kraju.
Historia tragedii i wielkości
Polakom historia zawsze kojarzy się ze zdradą, często w odniesieniu do Francji. Jednak nawet jeśli Francja (i Wielka Brytania) miały w planach spełnić swe zobowiązania wobec Polski, dokonanie tego byłoby po prostu niemożliwe. Polska upadła w niespełna tydzień; nikt nie jest w stanie wspomóc kraju, który upada tak szybko. (Pozostałe działania najeźdźców to już kwestie zaprowadzania porządku.)
Prowadzenie wojen to zajęcie czasochłonne, a Polacy zawsze woleli romantyczne gesty od wojen. Użyli kawalerii przeciw niemieckim wojskom pancernym, co miało wielkie znaczenie, ale bardziej symboliczne niż militarne. W oporze Polaków dało się dostrzec wielkość; prowadzili wojnę – nawet po upadku kraju – jak gdyby był to akt sztuki, ale niestety daremny. Wsłuchajcie się Państwo w Chopina: odwaga, sztuka i daremność są w Polsce ściśle ze sobą powiązane. Polacy oczekują wręcz, że zostaną zdradzeni, że przegrają, że zostaną pobici. Ich narodowa duma leży w umiejętności zachowania człowieczeństwa w obliczu katastrofy.
Myślę, że Chopina da się zrozumieć geopolitycznie. Proszę spojrzeć na usytuowanie Polski. Leży na Równinie Północnoeuropejskiej i jest krajem otwartym, czyli takim, którego granice narodowe na zachodzie i wschodzie nie są chronione, a nawet nakreślone jakimiś czysto geograficznymi ograniczeniami. Na wschodzie jest Rosja, do 1830 roku potężne imperium. Na zachodzie najpierw były Prusy, a po 1871 roku Niemcy. Na południu, do 1918 roku leżało Imperium Habsburskie. Żadna odwaga ani mądrość nie przetrwałaby tak potężnych sił jak te.
Polska nie jest ani panem swojego losu, ani kapitanem swej duszy. Żyje i ginie z woli innych. Niewiele można zrobić, by powstrzymać Niemców czy Rosjan gdy ci zjednoczą swe siły lub użyją Polski jako pola swych bitew. Jedyne co Polska może zrobić to mieć nadzieję, że bardziej od niej oddalone mocarstwa przyjdą jej z pomocą. Ale te nie mogą. Nikt nie pomoże odległemu krajowi, chyba że pomaga w ten sposób samemu sobie. Chopin to w głębi serca wiedział, i wiedział też, że Polacy nie dadzą też rady pomóc sobie samym. Mam wrażenie, że Chopin czerpał dumę z nieuchronności katastrofy.
Jest taka książka, napisana przez Ivana Morrisa, która nosi tytuł “The Nobility of Failure”(1). Jest o Japonii, ale tytuł przemawia do mnie jak myślę o Polsce, Chopinie i Paderewskim. Polacy pięknie przegrali i nie ma w tym ani cienia ironii. Należy jednak pamiętać, że historia Polski nie zawsze pisana jest szlachetnymi porażkami, oraz że nie są one nieuchronne w obliczu losu. Zanim powstało imperium Rosyjskie, zanim Habsburgowie podporządkowali sobie południowo-wschodnią Europę i zanim powstały Prusy, Polska była jedną z wielkich europejskich potęg, o nazwie Rzeczpospolita Obojga Narodów.
W sytuacji gdy Niemcy są podzielone, Rosja słaba, a Austriacy obawiają się Imperium Osmańskiego, Polacy przestają być ofiarami; na szczęście to pamiętają i wciąż powracają pamięcią do dawnej świetności swego kraju. Nie jestem pewien, czy w pełni doceniają dlaczego byli kiedyś wielcy, dlaczego ta wielkość została im odebrana i czy zdają sobie sprawę, że powrót do świetności nie jest niemożliwy. Polacy wiedzą, że kiedyś panowali nad Równiną Północnoeuropejską, lecz z jakiegoś powodu są przekonani, że tak się już nigdy nie stanie.
Dziś Polacy chcą uciec od swej historii. Chcą wybić się ponad chopinowskie poczucie tragizmu i chcą unikać mało w ich mniemaniu prawdopodobnych do spełnienia marzeń o świetności. Poczucie tragizmu nie uchroniło polskich rodzin przed nazizmem i komunizmem. Marzenia o świetności nie odnoszą się do bieżącej sytuacji. Polska była przez chwilę mocarstwem gdy nie było Niemiec i Rosji, ale teraz nie jest. Tak się przynajmniej Polakom wydaje, ale ja uważam, że w tym widzeniu brakuje trochę wyobraźni.
Polska, Rosja i Europa
Podobnie jak w przypadku innych krajów Europy Środkowej, Polska upatruje rozwiązania swych strategicznych problemów w Unii Europejskiej. Będąc członkiem Unii Polska uważa problem Niemiec za rozwiązany. Te dwa narody są teraz powiązane rozległą strukturą instytucjonalną, która eliminuje niebezpieczeństwo jakie kraje te stanowiły dla siebie w przeszłości. Polacy wciąż uważają również, że Rosja nie stanowi niebezpieczeństwa, ponieważ jest słabsza niż by się mogło zdawać i ponieważ – jak mi to powiedział jeden z urzędników Ministerstwa Spraw Zagranicznych – ani Ukraina, ani Białoruś nie są już zwykłymi satelitami Rosji. Rzeczywiście patrzył na Ukrainę i Białoruś jak na kraje kraje buforowe. Jeżeli chodzi o dawne niebezpieczeństwo ze strony Austrowęgier, cóż, imperium to zamieniło się w melanż słabych narodów, z których żaden nie jest w stanie zagrozić Polsce.
Wielu Polaków może teraz twierdzić, że w tych warunkach niebezpieczeństwa życia na Równinie Północnoeuropejskiej zostały zażegnane. Ja jednak widzę w tym punkcie widzenia dwie słabości. Po pierwsze, jak już napisałem w poprzednich esejach z tej serii, Niemcy są na etapie redefiniowania swej roli w Unii Europejskiej i nie jest tak dlatego, że władze Niemiec tego po prostu chcą; niemieckie elity finansowe i polityczne głęboko identyfikują się z ideą Unii Europejskiej. Jednak podobnie jak wiele światowych elit po 2008 roku te niemieckie mają coraz mniejsze pole manewru. Opinia publiczna stała się bardzo podejrzliwa wobec wielu subwencji, jakie rząd niemiecki poręczał i jakie będzie jeszcze musiał poręczyć w nadchodzących latach. Jak powiedziała Angela Merkel – kanclerz Niemiec – Niemcy nie odejdą na emeryturę w wieku 67 lat po to, by Grecy mogli odejść na emeryturę w wieku lat 58.
Z punktu widzenia Niemiec, a najmniej ciekawe poglądy wyrażane są tu przez coraz słabszą elitę, Unia Europejska zamienia się w pułapkę dla niemieckich interesów. Zdaniem Niemiec należy zredefiniować całą Unię Europejską. Jeśli Niemcy mają co rusz poręczać za porażki Unii Europejskiej to chcą w zamian mieć znaczący wpływ na politykę gospodarczą reszty Europy. Pojawia się w Europie system dwupoziomowy, w którym protektorzy i klienci nie będą mieli tego samego stopnia władzy.
Jak na razie, z ekonomicznego punktu widzenia, Polska radzi sobie niezwykle dobrze. Jej gospodarka się rozwija, a kraj ten jest bezsprzecznym liderem wśród byłych satelitów Rosji Radzieckiej. Lecz zbliża się moment, kiedy unijne subsydia przestaną płynąć do Polski szerokim strumieniem, a problem z systemem emerytalnym wciąż pozostanie poważny. W nadchodzących latach możliwość zachowania obecnego statusu gospodarczego w Unii Europejskiej zostanie podważona. W tym czasie Polska może zostać relegowana do statusu klienta.
Nie wydaje mi się, żeby Polacy mieli cokolwiek przeciwko byciu dobrze zadbanym klientem, jednak rzecz w tym, że ani Niemcy, ani inne główne państwa członkowskie nie mają środków i chęci na utrzymywanie peryferii unijnych w takim stopniu jak peryferia te by sobie tego życzyły. Jeśli Polska się poślizgnie to nałożą na nią takie mechanizmy kontrolne jakie nałożyły na Irlandię. Jeden z polskich urzędników powiedział mi, że nie widzi w tym problemu, a jak wspomniałem mu o potencjalnej utracie suwerenności Polski odpowiedział, że utrata suwerenności budżetowej niekoniecznie oznacza pomniejszenia suwerenności narodowej.
Powiedziałem mu, że nie dostrzega ogromu problemu. Zdolność kraju do determinowania jak opodatkowuje swych obywateli i jak dystrybuuje pieniądze jest esencją kraju suwerennego. Tracąc tę zdolność zostaje mu jedynie stanowienie o błahych proklamacjach narodowych i tym podobnych sprawach. Inni, a zwłaszcza Niemcy, nadzorować będą obronę, edukację i wszystko inne. W przypadku wyjęcia budżetu z procesu demokratycznego suwerenność państwa traci swe znaczenie.
W tym miejscu rozmowa zawsze sprowadza się do istoty zagadnienia: intencji. Mówiono mi wielokrotnie, że Niemcy nie zamierzają odebrać nikomu suwerenności lecz jedynie wspólnie zrestrukturyzować Unię Europejską. Zdecydowanie zgodziłem się z tym, że Niemcy nie chcą porwać się na suwerenność Polski. Jednak powiedziałem też, że intencje nie mają tu znaczenia, bo po pierwsze, kto wie co chodzi po głowie Angeli Merkel? WikiLeaks mogły ujawnić co powiedziała amerykańskiemu dyplomacie, ale to nie musi oznaczać, że powiedziała co myśli. Po drugie, Merkel za kilka lat już nie będzie rządzić i nikt nie wie co będzie potem. Po trzecie, Merkel nie jest pojedynczym graczem, tylko ma ograniczenia w postaci politycznej rzeczywistości. Po czwarte wreszcie, nieważne jak się to nazwie, ale jeśli to Niemcy zmienią strukturę Unii Europejskiej to oni przejmą faktyczną w niej władzę – a tu chodzi właśnie o władzę, nie subiektywną inklinację wobec tego jak jej użyć.
Inna rozmowa dotyczyła siły Rosji. I tu znów urzędnicy podkreślali dwie sprawy. Po pierwsze, że Rosja jest słaba i nie stanowi zagrożenia. Po drugie powiedzieli mi, że to, iż Rosja kontroluje Ukrainę i Białoruś jest mrzonką – żaden z tych krajów nie leży na rosyjskiej orbicie. Z tym akurat zgodziłem się tylko częściowo. Owszem, Rosja nie chce powrotu do czasów Imperium Rosyjskiego czy Związku Radzieckiego; nie chce też brać odpowiedzialności za te dwa kraje. Ale chce ograniczyć opcje polityki zagranicznej tak Ukrainy jak i Białorusi. Rosjanie dopuszczą do wielorakich przekształceń wewnętrznych, ale nie do polityczno-militarnych sojuszy tych krajów z jakimikolwiek narodami Zachodu. Nalegać również będą na to, by armia i marynarka wojenna Rosji miały dostęp do ziem Ukrainy i Białorusi.
Nie przekonuje mnie argument o słabości Rosji. Po pierwsze siła to pojęcie względne. W porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi Rosja może być słaba, ale na pewno słaba nie jest w porównaniu z blisko z nią lub z Europą sąsiadującymi krajami. Żaden naród nie musi być silniejszy od tego, czego wymaga jego strategia, ale akurat w tym przypadku Rosja jest wystarczająco silna. To prawda, że populacja Rosji się kurczy, i że kraj jest gospodarczo wyniszczony, ale przecież Rosja jest w ruinie gospodarczej od czasów Napoleona, a pewnie jeszcze dłużej. Jednak jej zdolność do postawienia w gotowość armii bez względu na sytuację gospodarczą jest historycznie demonstrowalna.
Gdy podniosłem kwestię uzależnienia Europy, a zwłaszcza Niemiec, od rosyjskiej energii powiedziano mi, że Niemcy importują jedynie 30% swojej energii z Rosji. Myślałem, że 45, ale nawet 30 to poważny stopień uzależnienia. Gdyby to obciąć, niemiecka gospodarka stałaby się niewydolna. A to daje Rosji dużą siłę. I choć Rosja potrzebuje dochodów z energii jest w stanie wytrzymać brak budżetowych wpływów z tego tytułu znacznie dłużej niż Niemcy i Europa są w stanie wytrzymać bez dostaw energii.
No i wreszcie jest kwestia współpracy niemiecko-rosyjskiej. Jak już pisałem wcześniej, uzależnienie Niemiec od rosyjskiej energii oraz zapotrzebowanie Rosji na technologie postawiły te dwa kraje w synergii, co objawia się ciągłymi niemiecko-rosyjskimi konsultacjami dyplomatycznymi. Ponadto, kwestie przyszłości Unii Europejskiej doprowadziły Niemcy do obrania własnego, bardziej niezależnego i bardziej eksploracyjnego kursu. Ze swej strony, Rosja osiągnęła fundamentalne cele swej geopolitycznej odnowy. Patrząc z perspektywy ostatnich dziesięciu lat okazuje się, że Putin dokonał niebywałej wręcz odnowy. Obecnie Rosja zainteresowana jest poróżnieniem Europy ze Stanami Zjednoczonymi, a zwłaszcza z Niemcami. Niemcy szukają obecnie nowych podwalin swej polityki zagranicznej, a Rosja szuka partnerstwa z Europą.
Wszyscy polscy liderzy, z którymi rozmawiałem, jasno mówili, że nie widzą tu problemu. Jakoś trudno mi uwierzyć, że porozumienia niemiecko-rosyjskie nie martwią Polaków. Tak, zdaję sobie sprawę, że ani Niemcy, ani Rosjanie nie zamierzają skrzywdzić Polski, ale słoń nigdy raczej nie planuje nadepnąć na mysz. Nieważne jakie są intencje słonia, mysz zostaje jednak skrzywdzona.
Myślę, że tak naprawdę Polakom chodzi o to, że nie mają wyboru. Gdy wysunąłem ideę Intermarium z amerykańskim wsparciem, wysoki rangą funkcjonariusz Ministerstwa Spraw Zagranicznych wskazał mi, że zgodnie z najnowszymi planami NATO, w przypadku konieczności obrony Polski Niemcy zagwarantowały dwie dywizje, a Stany Zjednoczone zaproponowały tylko jedną brygadę. Wyczuwałem u niego spore rozgoryczenie w tej kwestii. To, w połączeniu z decyzją Amerykanów o wycofaniu się ze zobowiązania skonstruowania w Polsce trwałej Tarczy Antyrakietowej oraz o zamianie tego zobowiązania na tymczasowy i rotacyjny charakter pojedynczej baterii rakiet typu Patriot, ujawniło jego poczucie złamania przez Stany Zjednoczone swych wcześniejszych wobec Polski zobowiązań. Dałem mu niezbyt przekonujący argument, że jedna amerykańska brygada jest bardziej efektywną siłą wojskową niż dwie współczesne niemieckie dywizje, ale to w najlepszym razie argument dyskusyjny, a ja w tym przypadku celowo nie trafiłem w sedno. On winił Amerykę za brak zaangażowania w nowy plan NATO, a już przynajmniej za brak w tym zaangażowaniu wiarygodności.
Polska samodzielność a Stany Zjednoczone
Moja prawdziwa odpowiedź na te kwestie była zgoła odmienna. Polska przez wieki całe była bezradna; padała ofiarą okupacji i rozczłonkowania. W okresie międzywojennym była krajem suwerennym. Odrzuciła jednak swą suwerenność uzależniając się po prostu od gwarancji francuskich i brytyjskich. Gwarancje te mogły być nieszczere, ale szczere czy nie sprostanie im było niemożliwe. Polska została złamana zbyt szybko.
Gwarancja narodowej suwerenności jest przede wszystkim polską kwestią narodową. Po pierwsze, żaden kraj nie może oddać kontroli nad swymi fundamentalnymi prerogatywami narodowymi, takimi jak na przykład gospodarka, organizacjom wielonarodowym, zwłaszcza takim, jak Niemcy, które historycznie były dla tego kraju niebezpieczne. Oczywiście nie robi się też tego w oparciu o postrzeganie niemieckich intencji, bowiem wszystkie narody zmieniają swe intencje. Przykładem niech będą Niemcy z lat 1932-1934. Po drugie, szukanie ukojenia w słabości rosyjskiej gospodarki jest celowo błędnym odczytywaniem historii.
Lecz co najważniejsze, suwerenność narodu zależy od jego zdolności obronnych. To prawda, Polska nie jest w stanie obronić się przed traktatem podpisanym przez Niemcy i Rosję, a przynajmniej nie w pojedynkę. Może jednak zyskać na czasie. Możliwe, że pomoc nie nadejdzie, ale bez czasu pomoc nie przybędzie na pewno. Polska może oczywiście dopasować się do Niemiec i Rosji, zakładając, że tym razem sprawy potoczą się inaczej. Jest to dość wygodne założenie, a może nawet i prawdziwe. Ale Polska w ten sposób zakłada się o swój własny naród.
Osobiście odczytuję sytuację w następujący sposób: polscy urzędnicy i społeczeństwo zdają sobie sprawę z tego, że w tej chwili są bezpieczni, i że przyszłości nie da się określić. Czują się również bezradni. Polska to tętniący życiem europejski kraj pełen spółek typu joint venture i funduszy hedgingowych. Lecz cała ta aktywność podszyta jest takim tragicznym narodowym poczuciem, że koniec końców sama idea narodu polskiego nie leży w stu procentach w rękach Polaków. Co będzie to będzie, a w najgorszej z ewentualności Polacy na pewno wykażą się bohaterstwem. Chopin przerodził tę wrażliwość w wysoką sztukę, ale przetrwanie jest czymś bardziej prozaicznym niż sztuka i ostatecznie trudniej jest tu przetrwać niż stworzyć dzieło sztuki. A pisząc dokładniej, to pierwsze zdarza się tutaj rzadziej niż drugie.
Summa summarum, jestem Amerykaninem i zatem tragiczna uczuciowość pociąga mnie mniej niż dobra strategia. W przypadku Polski, strategia ta wywodzi się z przyjęcia do wiadomości faktu, że nie tylko leży pomiędzy Niemcami i Rosją, ale że jest też ziarenkiem piasku w trybikach niemiecko-rosyjskiej ententy. Może zostać zatem przez nią zniszczona, ale też może tej entencie zapobiec. By to osiągnąć potrzebuje trzech rzeczy. Po pierwsze, musi stworzyć taką strategię obronną, żeby było drożej Polskę zaatakować niż ją obejść. To drogie rozwiązanie, ale ile byliby w stanie zapłacić Polacy za uniknięcie okupacji nazistowskiej i sowieckiej? To, co zdaje się być drogie z perspektywy czasu wcale takie nie jest.
Po drugie, Polska sama w sobie nie waży zbyt wiele. Jako część sojuszu rozciągającego się od Finlandii po Turcję, czyli Intermarium, Polska miałaby alians o wystarczającym ciężarze gatunkowym, by móc uwolnić się od nieistotnego tworu jakim jest NATO. NATO było zimnowojennym sojuszem, a Zimna Wojna już się skończyła, więc sojusz ten jest już teraz jedynie niedożywionym duchem zarządzanym przez dobrze nakarmioną biurokrację.
Polska będzie musiała koordynować się z Rumunią, niezależnie od opinii na przykład Portugalii. Sojusz ten wymaga polskiego przywództwa; bez tego nie powstanie. Ale by tak się stało Polska musi wybić się ponad fikcję, że osiemnastoletnia Unia Europejska reprezentuje milenijną transformację Europy w bezkonfliktowe Królestwo Niebieskie. Biorąc pod uwagę standardy europejskie, osiemnaście lat to niewiele czasu, a ostatnio Europa nie ma się zbyt dobrze. Jeśli Niemcy źle się w Europie ułożą to dadzą sobie radę. A Polska? Strategię narodową opiera się zawsze o najczarniejszy scenariusz, nie o nasycone nadzieją porozumienia z tymczasowymi liderami.
No i wreszcie Polska musi zachować stosunki z globalnym hegemonem. Rzeczywiście, ostatnie lata rządów Busha i pierwsze Obamy nie były dla Polski zbyt przyjemne. Lecz przecież Stany Zjednoczone trzy razy biły się w dwudziestym wieku o to, by zapobiec niemiecko-rosyjskiej entencie i dominacji jednego mocarstwa – nieważne Rosji, Niemiec czy obojga – nad Europą. Wojny te nie były wojnami sentymentalnymi; Stany Zjednoczone nie są ojczyzną Chopina. Były toczone z czysto geopolitycznych względów. Niemiecko-rosyjska ententa stanowiłaby dla Stanów Zjednoczonych śmiertelne zagrożenie i to dlatego wzięły czynny udział w Pierwszej Wojnie Światowej, Drugiej Wojnie Światowej i w Zimnej Wojnie.
Są sprawy, do których Stany Zjednoczone nie dopuszczą i zrobią co mogą by im zapobiec. Jedną z tych najważniejszych jest dominacja pojedynczego mocarstwa nad Europą. W tej chwili Stany Zjednoczone są bardziej zaangażowane w walkę z korupcją w Afganistanie. To nie potrwa długo. Oczywiście Stany poruszają się po trochę szerszej orbicie niż Polska i mają też większe pole manewru. Polska teraz też ma czas, ale musi go spędzić na przygotowaniach do chwili, gdy Ameryka odzyska swój sens i swe perspektywy.
Możliwe, że Unia Europejska się naprawi, a to w co się przerodzi może być konfederacją równych narodów, jak zresztą zakładano na początku. Rosja może po cichu wejść w ten układ i choć mam swoje obawy, to wcale nie jest niemożliwe. Lecz problem Polaków leży w tym, co się stanie jeśli rozwiązanie nie będzie dla nich najlepsze. Moim zdaniem nie ma szlachetności w niepowodzeniu, któremu można było zapobiec. Twierdzę również, że wsłuchując się głęboko w Poloneza można przyjąć zaproszenie nie tylko do przetrwania, ale i do wielkości.
Polski margines błędu jest niezwykle cienki. Natknąłem się w tym kraju nie tyle na obojętność wobec tego marginesu, ale na poczucie bezradności powiązane z intensywną pracą nad tym, by dobrze sobie radzić, choć godne życie jest tu niemożliwe. Lecz to właśnie poczucie bezradnego fatalizmu przeraża mnie jako Amerykanina. Jesteśmy zależni od Polski w kwestiach, których moi rodacy jeszcze nie dostrzegają. Im dłużej będziemy czekać, tym większe są szanse na to, że wydarzy się tragedia. W tej chwili Niemcy i Rosja ani nie są, ani nie chcą być potworami. Jednak Chopin jasno daje do zrozumienia, że to, kim chcemy być, a to, kim jesteśmy to dwie różne sprawy. Ale rozważania na ten temat podejmę w eseju końcowym.
George Friedman
STRATFOR
221 W. 6th Street, Suite 400
Austin, TX 78701 US
www.stratfor.com
Opracował:
Wojciech Włoch
(1)„Szlachetność Porażki”, tłumaczenie własne.
“This report is republished with the express permission of STRATFOR.