Od wydawcy: Oto piąta część z serii raportów specjalnych, które Dr Friedman przedstawi nam w ciągu nadchodzących kilku tygodni z podróży, którą odbył do Turcji, Mołdawii, Rumunii, Ukrainy i Polski. W ramach tej serii, dr Friedman podzieli się swymi spostrzeżeniami na temat geopolitycznych imperatywów dla każdego z tych krajów i zakończy ją refleksjami z całej podróży oraz wnioskami, które z niej wypływają dla Stanów Zjednoczonych.
George Friedman
Przyjechaliśmy do Stambułu podczas święta Eid al-Adha upamiętniającego gotowość Abrahama do poświęcenia swego syna Izmaela z rozkazu Boga i chwalącego Boga, który powstrzymał jego rękę. Mnie to święto drażni; uczono mnie bowiem, że Bóg ocalił Izaaka. Różnica między Izmaelem a Izaakiem jest taka, jak różnica między Hagar a Sarą, między Abrahamem i Żydami oraz Abrahamem i Muzułmanami. Łączy Muzułmanów, Żydów i Chrześcijan, ale też ich dzieli.
Muzułmanie świętują Eid składając ofiarę ze zwierząt (owiec i bydła). Stambuł jest nowoczesnym miastem handlowym, nieprawdopodobnie rozległym. Tego dnia, jadąc z lotniska widzieliśmy zapełnione tymi zwierzętami niezabudowane działki, gdzie każdy mógł przyjść i dokonać rytuału. Było tam dużo zwierząt i ludzi. Rytuał składania ofiary jest szeroko praktykowany, nawet wśród mniej religijnych osób. Mówiono mi, że w tym roku po raz pierwszy Turcja zmuszona była do importu bydła, z Urugwaju. Zastanówmy się przez chwilę nad tym zestawieniem tak szeroko praktykowanego starożytnego obrzędu składania ofiary z globalnym handlem, niezbędnym by można go było praktykować dalej.
Zewnętrzne i wewnętrzne napięcia między narodami a religiami są dla nas zbyt starożytne byśmy byli w stanie pamiętać ich zaranie. Jest to również temat, który się nie starzeje. W przypadku Turcji, napięcie to dotyczy bardzo starego narodu, który moim zdaniem rozpoczyna nowy rozdział swej historii. Nieuchronnie zatem napięcia te dotyczą zarówno wewnętrznych konfliktów w kraju jak i próby zdefiniowania tureckiej tożsamości i miejsca Turcji w świecie.
Turecki sprawdzian
W przyszłym pokoleniu Turcja stanie się jednym z regionalnych mocarstw; tak mi się przynajmniej wydaje. Przyglądając się gwałtownemu wzrostowi gospodarczemu Turcji nawet w obliczu globalnego kryzysu finansowego staje się dla mnie jasne, że proces ten już się rozpoczął, a znaczenie Turcji w regionie rośnie. Jak można by oczekiwać, proces ten zaostrza wewnętrzne spięcia polityczne, nadszarpuje stare sojusze i otwiera drogę nowym. Tworzy również obawy wewnątrz kraju i poza nim odnośnie tego, jakim krajem staje się Turcja i czy to dla niej dobrze czy źle. Czy to dobrze czy źle to kwestia do dyskusji, tak mi się przynajmniej wydaje, ale dyskusja sama w sobie ma tu niewielkie znaczenie. Transformacja z bycia krajem słabo rozwiniętym, powstałym z popiołów Imperium Osmańskiego, do bycia liczącym się mocarstwem, odbywa się na oczach nas wszystkich.
Islam leży w samym sercu narodowej debaty i jest głównym tematem międzynarodowych dyskusji o ewolucji Turcji. Turecki rozwój wewnętrzny jest wynikiem stworzenia rządu, który różni się od większości poprzednich rządów w tym kraju, ponieważ opowiada się zarówno za swymi islamskimi tradycjami, jak i za byciem współczesnym państwem. Toczące się na międzynarodowym forum dyskusje dotyczą tego, na ile Turcja odeszła od swych tradycyjnych sojuszy ze Stanami Zjednoczonymi, Europą i Izraelem. Wszystkie powyższe dyskusje są ze sobą powiązane.
W czasie, gdy Stany Zjednoczone prowadzą działania wojenne w Afganistanie i Iraku oraz są w bezpośredniej konfrontacji z Iranem, jakakolwiek zmiana stanowiska któregokolwiek z państw muzułmańskich z pewnością wzbudzi alarm. Ale ta kwestia wykracza poza Stany Zjednoczone. Od Drugiej Wojny Światowej wielu Turków wyemigrowało do Europy, gdzie nie do końca udało im się zasymilować, częściowo z wyboru, a częściowo ponieważ system tam panujący im tego nie umożliwił. Ta właśnie nieudana asymilacja rozbudziła w Europie niechęć do Turków i innych Muzułmanów na szeroką skalę, zwłaszcza po zamachach z 11 września 2001r., czyli od kiedy świat co rusz obiegają ostrzeżenia dotyczące potencjalnych aktów terroru. Nieważne, czy powyższe jest uzasadnione czy nie; ważne, że wciąż kształtuje to jak Zachód postrzega Turcję, a Turcja Zachód. To jeden z elementów dynamiki relacji Turcji za światem Zachodu.
Wzrost znaczenia Turcji na regionalnej arenie międzynarodowej związany jest oczywiście z redefinicją swych wewnętrznych i zewnętrznych relacji z Islamem. Alarmuje to rodzimych sekularystów oraz mieszkańców krajów, które obawiają się Turków – lub Muzułmanów – mieszkających wśród nich, i które zagrożone są widmem terroryzmu. Gdziekolwiek pojawi się nowe mocarstwo, destabilizuje do pewnego stopnia system międzynarodowy i wzbudza niepokój. W kontekście współczesnej sytuacji, rozwój Turcji powoduje, że niepokój ten jest jeszcze silniejszy. Ponownie silna i pewna siebie Turcja postrzegana jako jeszcze głębiej islamska z pewnością stworzy napięcia; już się tak dzieje.
Świeckość a religijność
Ewolucja Turcji rozpoczyna się od upadku Imperium Osmańskiego po Pierwszej Wojnie Światowej oraz stworzenia nowoczesnego państwa przez Mustafę Kemala Atatürka. Atatürk za cel postawił sobie zachowanie trzonu Imperium Osmańskiego jako niepodległego kraju. Trzonem tym była Azja Mniejsza oraz europejska część Bosforu. Pierwszym krokiem Atatürka była kontrakcja – porzucenie wszelkich prób utrzymania osmańskich regionów okalających Turcję. Kolejny krok to zerwanie wpływów kultury osmańskiej w samej Turcji. Ostatnie dziesięciolecia Imperium Osmańskiego były dla Turków bolesne, ponieważ upatrywali oni upadek swojego kraju w niechęci reżimu osmańskiego do samomodernizacji w tempie dorównującym reszcie Europy. Rzeź Pierwszej Wojny Światowej nie tylko obaliła Imperium Osmańskie; podważyła również wiarę Turcji w siebie i swe własne tradycje.
Zdaniem Atatürka, ocalenie narodu tureckiego zależało od modernizacji kraju, którą równał ze stworzeniem społeczeństwa świeckiego leżącego u podstaw nowoczesnego państwa narodowego, w którym Islam byłby kwestią prywatnego wyznania, nie sednem narodowości lub, co najważniejsze, bytem, którego symbole stanowiłyby kluczową obecność w sferze życia publicznego Turcji. Atatürk nie próbował zdusić prywatnego życia Muzułmanów, choć Islam jest religią polityczną, która próbuje regulować życie prywatne i polityczne.
Atatürk chciał zagwarantować ciągłość świeckości swego narodu przez wojskowość. Wojsko stanowiło dla niego najbardziej nowoczesny element społeczeństwa tureckiego i mogło pełnić dwie role: napędzać turecką nowoczesność i chronić reżim przed próbami powrotu Imperium Osmańskiego i jego islamskiej natury. Atatürk chciał czegoś innego – odejścia od wielonarodowej natury Imperium Osmańskiego. Atatürk zawęził Turcję do jej trzonu oraz ograniczył władzę i wpływy poza granicami kraju. Na przykład, po śmierci Atatürka udało się Turcji uniknąć zaangażowania w Drugą Wojnę Światową.
Atatürk doszedł do władzy w regionie, w którym panowała kultura europejska, co uważane było za objaw nowoczesności. Ideologia Europeizmu przeszła falą przez świat muzułmański tworząc, jak w Turcji, poglądowo świeckie rządy władające społeczeństwami muzułmańskimi o różnym stopniu pobożności. W latach 70. dwudziestego wieku rozpoczęła się w tym regionie kontrrewolucja stawiająca sobie za cel reintegrację Islamu z rządami krajów muzułmańskich. Najbardziej ekstremalne elementy tej kontrrewolucji znalazły swą kulminację w powstaniu Al-Kaidy. Jednak świecka/europeistyczna wizja stworzona przez Atatürka głęboko kolidowała z reżimami islamskimi w takich choćby krajach jak Iran.
Proces ten niechybnie wpłynął również na Turcję. W 2002 roku, doszła do władzy Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). Była to swoista przełomowa chwila w historii kraju, ponieważ AKP nie jest po prostu świecką partią proeuropejską. Trwa żywa debata na temat jej szczegółowych poglądów, a słychać wiele głosów i w kraju i za granicą, że pod przykrywką oficjalnej modernizacji kryje się radykalny islamski program.
Poszliśmy na spacer po dzielnicy Stambułu o nazwie Carsamba. Powiedziano mi, że mieszka tam najbardziej religijna społeczność w Stambule. Jeden z sekularystów nazwał ją nawet „Arabią Saudyjską”. To biedna, lecz dynamiczna społeczność, pełna szkół i sklepów. Dzieci bawią się tu na ulicach, a mężczyźni rozmawiają i sprzeczają się stojąc pod sklepami w dwu- lub trzyosobowych grupkach. Kobiety noszą burki i chusty. Jest tu też duża szkoła, gdzie młodzi mężczyźni chodzą zgłębiać Koran i inne przedmioty związane z religią.
Dzielnica ta przypomniała mi Williamsburg na Brooklynie z czasów mojego dzieciństwa. Williamsburg pełen był Chasydów1, Jesziw2, dzieci na ulicach i mężczyzn rozmawiających przed sklepami. Poczucie społeczności oraz świadomość, że jestem tu obcy rozbudziły we mnie żywe wspomnienia. Powinienem w tym miejscu napisać jak wiele wspólnego mają ze sobą te społeczności. Chodzi jednak o to, że podobieństwa życia w biednych, miejskich, religijnych społecznościach nie stanowią zaczątku do przezwyciężenia głębokich różnic panujących między religiami, ani też nie zaczynają zmniejszać wagi tych różnic.
Carsamba uświadomiła mi to, z jakim problemem AKP lub jakakolwiek partia, która miałaby rządzić Turcją musiałaby się zmierzyć. W wielu częściach Stambułu, i to tych ważnych, panuje europejska wrażliwość i europejskie wartości. Ale jest tam też Carsamba i wioski Anatolii, które mają swą godność oraz poczucie własnej wartości, których nie wolno dziś ignorować.
Niektórzy sekularyści bardzo obawiają się, że AKP zamierza narzucić Szariat3. Obawy te są szczególnie poważne wśród społeczności profesjonalistów. Byłem na obiedzie z lekarzem o głębokich tureckich korzeniach, który powiedział mi, że wyemigruje do Europy jeśli AKP dalej podążać będzie drogą, którą obrała. Nie umiem stwierdzić, czy rzeczywiście kiedykolwiek by to zrobił, ale po kilku kieliszkach wina żarliwie o tym mówił. Pogląd ten należy do ekstremalnych, nawet wśród sekularystów, z których wielu domyśla się, że AKP nie ma takich intencji. Czasami zdawało mi się, że obawy wyrażane przez tego człowieka były celowo wyolbrzymione, mógł on bowiem liczyć na to, że wpłynie na opinię obcokrajowca, czyli moją, na temat rządu tureckiego.
Wracam jednak myślami do Carsamby: sekularyści mogli ignorować jej mieszkańców przez długie lata, ale czas ten już minął. Nie ma możliwości rządzenia Turcją bez zintegrowania w społeczeństwo tureckie zarówno uczonych jak i sklepikarzy. Biorąc pod uwagę to co dzieje się w świecie muzułmańskim nie jest to możliwe. Reprezentują oni coraz jaśniej zarysowujący się w świecie Islamu trend, którego rozwiązaniem nie jest dławienie ich głosu (to już nie wróci), lecz włączanie ich w obieg publiczny. W przeciwnym razie czeka długotrwały konflikt i to taki, który w pozostałych miejscach świata Islamu nie jest ograniczony jedynie do czysto retorycznej postaci. Carsamba to ekstremalny przykład w Stambule, ale to tu kwestię tę widać najwyraźniej.
Oto czego nie udało się dokonać głównej partii opozycyjnej do AKP, czyli Republikańskiej Partii Ludowej (CHP): nie stworzyła ona platformy, która mogłaby dosięgnąć Carsamby i innych społeczności religijnych w ramach sekularyzmu. To domena zdecydowanie należąca do AKP. Partia ta jest w kontakcie z tymi społecznościami, choć wciąż zachowuje swe swój rdzeń europejskości i nowoczesności. Gospodarka Turcji gwałtownie się rozwija. Średnioroczny wzrost gospodarczy za pierwszy kwartał 2010 roku wyniósł w Turcji 12%. Wszyscy się z tego cieszą. Lecz AKP również podkreśla, że chce członkostwa w Unii Europejskiej.
W obecnej sytuacji, gdy gospodarka turecka jest zdrową gospodarką to dość dziwna chęć. Poza tym faktem jest, że Unia Europejska i tak nie chce Turcji w poczcie swoich członków. Jednak to, że AKP nie zamierza zrezygnować z zabiegów o członkostwo w Unii Europejskiej jest jasnym sygnałem dla sekularystów: AKP nie zejdzie ze ścieżki europejskości i nowoczesności.
AKP wysyła wiele podobnych sygnałów, lecz sekularyści charakteryzują się głęboką nieufnością wobec tej partii obawiając się, że pozorne umiarkowanie AKP to zwykła przykrywka dla jej długoterminowych celów – zaprowadzenia w Turcji radykalnej odmiany Islamu. Nie znam celów przyświecających kierownictwu AKP, ale co nieco wiem o Turcji, choćby to, że nie wolno ignorować Carsamby i to, że sekularyści mają jednak ogromny kapitał polityczny oraz cieszą się ogólnym wsparciem wojska. Bez względu na to jakie intencje przypisuje się partii AKP, nie jest ona na tyle silna, by zaprowadzić w Turcji radykalne rządy islamskie, no chyba, że sekularyści znacznie osłabną, a to się nie stanie.
CHP nie jest w stanie narzucić rygorystycznego sekularyzmu, który panował w Tucji przed 200. rokiem. AKP z kolei nie może zaprowadzić radykalnego islamskiego reżimu, nawet jeśli by chciała. Każda z prób zakończyłaby się paraliżującym konfliktem politycznym, który głęboko podzieliłby kraj i nie dałby politycznego zwycięstwa żadnej ze stron. Najlepszym sposobem na ukryte cele jest uniemożliwienie ich wprowadzenia.
Ponadto, na obrzeżach społeczności islamskiej znajdują się radykalni islamiści pokroju Al-Kaidy. Strategiczną koniecznością jest odcięcie się osób tradycyjnie pobożnych od radykalnych islamistów. Jednak im bardziej tradycyjni wyznawcy Islamu czują się odcięci tym bardziej atrakcyjni będą dla nich radykałowie. Nie było to problemem przed latami 70. dwudziestego wieku. Wtedy to nie radykalni Islamiści byli problemem, tylko radykalni socjaliści. Strategie stosowane przed 2002 rokiem dałyby bezpośrednią przewagę radykałom. Są oczywiście tacy, którzy powiedzą, że każdy Islamista jest radykałem. Wydaje mi się, że to nie jest empirycznie prawdziwe. Z około miliarda Muzułmanów na świecie tylko niewielką garstkę można uznać za radykalną. Lecz można zradykalizować całą resztę agresywną polityką społeczną. A to byłaby katastrofa dla Turcji i całego regionu.
Problem jaki stoi przed Turcją to jak znaleźć złoty środek między sekularystami i osobami religijnymi. To byłby najefektywniejszy sposób na uciszenie radykalnych głosów. Zdaje mi się, że CHP nie stworzyła programu, który wyciągałby dłoń do osób religijnych. Istnieje jednak kilka przesłanek po temu, że coś może się zmieni po zmianie w strukturze władz tej partii sprzed kilku miesięcy, ale suma summarum CHP jest otwarcie niechętna dzieleniu władzy z osobami religijnymi.
Z drugiej strony, AKP w swoich głównych założeniach ma do pewnego stopnia wpisane pojednanie. Problem polega jednak na tym, że oferuje łagodną odmianę, niewystarczającą by usatysfakcjonować zarówno tych prawdziwie religijnych, jak i tych prawdziwie świeckich. Ma jednak parlamentarną większość. Jak już powiedziałem, sprawa rozbija się o rzekome ukryte intencje AKP. Moim zdaniem najprawdopodobniej bez względu na to, co prywatnie myśli sobie partia AKP i jaka jest jej polityczna rzeczywistość, partia ta składa się z Turków, którzy czerpią swe tradycje z sześćsetletniej władzy osmańskiej, a to powoduje, że turecka polityka wewnętrzna jest, powiedzmy sobie, bizantyjska. Nie wolno nam zapomnieć, że w kluczowych momentach historii Imperium Osmańskie, bez względu na to na ile muzułmańskie by nie było, sprzymierzało się z Katolikami przeciw Ortodoksyjnym Chrześcijanom by dominować na Bałkanach. Wchodziło również w inne alianse, w zależności od potrzeb, utrzymując wielonarodowe i wieloreligijne imperium zbudowane na piramidzie kompromisów. AKP nie jest partią Wahhabitów4, a gdyby próbowała taką się stać, upadłaby. AKP, podobnie jak większość partii politycznych, woli trwać przy władzy.
Turcja a świat
Kwestia ukrytych intencji AKP znajduje swe odzwierciedlenie również w polityce zagranicznej Turcji. Stany Zjednoczone bardzo nerwowo reagują na wszystko co związane jest z Afganistanem i groźbami ataków terrorystycznych. W Europie również jest nerwowo z powodu imigracji Muzułmanów, sporej również z Turcji, i wciąż pojawiających się gróźb aktów terroru. Istnienie w Ankarze rządów o korzeniach islamskich daje poczucie, że Turcja „przesadziła”, i że wstąpiła do radykalnego obozu islamskiego.
To dlatego incydent z Izraelem dotyczący flotylli rozwiązał się tak, a nie inaczej. Turcy zgodzili się na to, żeby flotylla zawinęła do Strefy Gazy blokowanej przez Izrael. Z kolei komandosi izraelscy wtargnęli na pokłady statków, a na jednym z nich wszczęto walkę, w której zginęło dziewięć osób. Turcy się wściekli i wyrazili oczekiwanie od reszty świata, w tym Stanów Zjednoczonych i Europy, że wraz z nimi potępią działania Izraela. Myślę, że rząd turecki był zaskoczony tym, że odzew wymierzony był przeciwko Turcji, nie Izraelowi. Turcy nie dostrzegli percepcji Amerykanów i Europejczyków, że Turcja skłoniła się ku radykalnym Islamistom. Percepcja ta spowodowała, że Amerykanie i Europejczycy odczytali incydent z flotyllą w zupełnie nieoczekiwany z punktu widzenia rządu tureckiego sposób, ponieważ uznali, że flotylla była tam z radykalnie islamistycznych powodów. Zamiast traktować Turków jako ofiary, uznali, że Turcja sprowokowała ten incydent z czysto ideologicznych względów.
Jak na razie wszystko rozbija się o to jak postrzegana jest AKP w Turcji i na świecie. Percepcje te prowadzą do bardzo odmiennych interpretacji działań Turcji.
W tym sensie, System Obrony Antybalistycznej (BMD) zdaje się niezwykle istotny. Gdyby Turcy odmówili umieszczenia BMD na terenie swojego kraju, nastąpiłby punkt przerwania, zwłaszcza w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. BMD to obrona przed irańskimi pociskami. Turcja nie chce, żeby doszło do konfrontacji Stanów Zjednoczonych z Iranem. Powinna być zatem entuzjastycznie nastawiona do posiadania u siebie BMD, mogłaby bowiem na tej podstawie orędować przeciw uderzeniu. Nie chcąc ani ataku, ani BMD Turcja mogłaby wywrzeć wrażenie, że nie chce oponować przeciwko niczemu, co mogłoby wzburzyć Iran, bez względu na to, jak błaha to rzecz. Potwierdziłoby się wtedy stanowisko tych, którzy uważają Turcję za kraj pro-irański. Decyzja o wydaniu przez Turcję zgody na BMD była przełomowa. Odrzucenie BMD scementowałoby obraz Turcji jako kraju o radykalnie islamskich poglądach. Rzecz w tym, że Turcy zajęli stanowisko w sprawie i wsparli inicjatywę. To znak, że AKP próbowała zachować równowagę.
Rzeczywistość jest taka, że Turcja jest obecnie regionalnym mocarstwem, które usiłuje zachować równowagę w swym regionie. Region ten charakteryzuje się tym, że rządy muzułmańskie współistnieją tu z państwami świeckimi, narodami głównie chrześcijańskimi, oraz z krajem żydowskim. Gdyby przyjąć całościowy punkt widzenia, jak lubi mówić AKP, to okazałoby się, że region ten jest mieszanką niezwykłych, a i często wykluczających się wzajemnie krajów. Turcja to kraj, który zachowuje relacje z Iranem, Izraelem i Egiptem, a to dość skomplikowany zestaw.
Nie dziwi zatem, że Turcy nie radzą sobie zbyt dobrze. Po trwającym ponad wiek bezkrólewiu, Turcja to dość młode regionalne mocarstwo i wszyscy w tym regionie próbują ją wciągnąć w jakieś swoje gry. Syria chce, by Turcja była mediatorem między Izraelem a Libanem. Azerbejdżan chce wsparcia Turcji przeciw Armenii w Nagornym Karabachu. Izrael i Arabia Saudyjska chcą wsparcia Turcji przeciwko Iranowi. Z kolei Iran chce jej wsparcia przeciwko Stanom Zjednoczonym. Kosowo chce wsparcia przeciwko Serbii. To dość szelmowska galeria petentów, z których wszyscy czegoś chcą od Turcji i wszyscy ją potępiają jeśli tego nie dostaną. Jednym z nich są też Stany Zjednoczone, które chcą by Turcja odgrywała tę samą rolę co przed laty: podległego Stanom Zjednoczonym alianta.
Strategia Turcji to przyjaźnić się ze wszystkimi. Turcy nazywają ją „zero konfliktów z sąsiadami”. Nieposiadanie wrogów to w sumie jasno sprecyzowana polityka. Problem jednak w tym, że nie można przyjaźnić się z każdym z tych krajów na raz. Mają na tyle rozbieżne interesy, że koniec końców jedyny możliwy wynik jest taki, że wszystkie one uznają Turcję za wrogą sobie, co z kolei doprowadzi do braku zaufania do Turcji w całym regionie. Turcja była szczerze zaskoczona faktem, że Stany Zjednoczone, wreszcie zajęte nakładaniem sankcji na Iran, nie zaakceptowały wspólnej turecko-brazylijskiej inicjatywy wobec Iranu. Lecz w przeciwieństwie do Brazylii, Turcja ma trudnych sąsiadów i nie ma możliwości żyć z każdym z nich w zgodzie.
Wydaje mi się, że polityka ta jest wynikiem obawy przed tym, że będzie się ją postrzegać, zresztą podobnie jak Imperium Osmańskie, jako kraj któremu nie ufają sekularyści. Imperium Osmańskie było tyleż bojowe co i przebiegłe. Było spadkobiercą tradycji bizantyjskiej i było jej warte. Atatürk radykalnie uprościł zagraniczną politykę Turcji, kierując ją bardziej wsobnie. Nowa siła Turcji to uniemożliwia, lecz ważne jest, przynajmniej na tym etapie, żeby Turcja nie jawiła się ani jako kraj nazbyt ambitny, ani zbyt międzynarodowo sprytny. W opisach tego kraju co i rusz pojawia się zwrot „neo-osmański”, a to nie jest zbyt mile przyjmowane przez wielu. Próba ułożenia sobie przyjaznych stosunków z każdym nie zadziała, ale jest dla Turcji lepszą strategią niż zbyt wczesna identyfikacja z bizantyjskością. W przeciwieństwie do innych uważam turecką politykę zagraniczną za prostą i bezpośrednią: Stawiam znak równości pomiędzy tym, co Turcja mówi i tym jakie ma zamiary. Problem tego podejścia leży jednak w tym, że na dłuższą metę to nie zadziała. Podejrzewam, że rząd Turcji to wie, ale z powodów politycznych gra na zwłokę.
Turcja gra na zwłokę również z powodów administracyjnych. Stany Zjednoczone przystąpiły do Drugiej Wojny Światowej nie mając wywiadu, z korpusem dyplomatycznym, który był dalece niewystarczający dla powojennych potrzeb oraz bez kompetentnego systemu planowania strategicznego. Turcja jest w lepszej sytuacji od Stanów Zjednoczonych z roku 1940, ale nie posiada ani struktury administracyjnej, ani wyszkolonego i doświadczonego personelu, który byłby w stanie poradzić sobie z zawiłościami współczesnego świata. Minister spraw zagranicznych Turcji codziennie rano budzi się do dźwięku najnowszych żądań Waszyngtonu, niemieckich wypowiedzi dotyczących członkostwa Turcji w Unii Europejskiej, układów Izraela z Grecją, nacisków Iranu, poglądów Rosji na temat energii i tym podobnych. To spory zestaw spraw jak dla narodu, który jak do tej pory miał niewielki wkład w politykę zagraniczną.
Turcja a Rosja
Przypomnijmy sobie powody tej wyprawy i to, co przywiodło mnie do Turcji. Próbuję zrozumieć konsekwencje powrotu Rosji do gry, do jakiego stopnia stanowić to będzie wyzwanie oraz jak zareaguje na to cały międzynarodowy system. Omówiłem już ideę Intermarium5, czyli krajów od Bałtyku po Morze Czarne, które mają wspólny interes w ograniczeniu potęgi Rosji i są na tyle dobrze usytuowane geopolitycznie by móc tego dokonać działając wspólnie.
Jedno z pytań, które jak na razie pozostaje bez odpowiedzi, to gdzie znajdować się będzie południowy punkt zaczepienia tego układu krajów. Turcja byłaby najpotężniejszym oparciem i choć nie jest zwyczajowo uważana za część Intermarium, to w trakcie Zimnej Wojny była jednak południowo-wschodnim punktem wieńczącym linię zamknięcia dla NATO. Celem mojej niniejszej podróży jest próba zorientowania się, co Turcy myślą o Rosji i jakie jest miejsce Rosji w strategicznym myśleniu Turcji. Chcę również dowiedzieć się co Turcy myślą o sobie samych w tym okresie wielkich zmian, które wywrą przemożny wpływ na cały region.
Podobnie jak wiele innych krajów, Turcja zależna jest od rosyjskich dostaw energii. Historia wspólnych relacji Turcji z Rosją sięga daleko w przeszłość i pokazuje, że Turcja musi utrzymywać z Rosją pozytywne relacje. Jednak chce przyjaźnić się przecież ze wszystkimi, no i musi również szukać nowych źródeł energii. Oznacza to, że Turcja musi orientować się również na południe, w stronę Iraku, i jeszcze dalej, na wschód, czyli w stronę Azerbejdżanu. Orientując się na południe, stanie w sprzeczności z Iranem i najpewniej z Arabią Saudyjską. Orientując się na wschód, stanie w sprzeczności z Armenią i Rosją.
Nie ma takiego ruchu dla Turcji, który nie zraziłby którejś z wielkich potęg, ale Turcja nie może też pewnych ruchów nie wykonać. Nie może po prostu być ciągle uzależniona od rosyjskich dostaw energii, tak zresztą jak i Polska. Z powodu polityki energetycznej znajduje się w podobnym położeniu jak Intermarium, pomijając fakt, że jest potężniejsza od każdego z krajów tworzących Intermarium oraz że region, w którym leży jest znacznie bardziej skomplikowany.
Mimo, że Rosja nie stanowi dla Turcji bezpośredniego zagrożenia w sensie fizycznym, to na poziomie egzystencjalnym już tak. Mając tak szybko rozwijającą się gospodarkę, Turcja bardzo potrzebuje energii, nie może być zatem zakładnikiem ani Rosji, ani jakiegokolwiek innego kraju. Różnicując swe źródła energii, zrazi do siebie kilka krajów, w tym Rosję. Nie będzie to jej celem, ale tak po prostu działa świat. Czy może zatem stanowić południowy punkt zaczepienia Intermarium? Myślę, że tak. Może jeszcze nie teraz i nie na zawsze, ale podejrzewam, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat sam nacisk, jaki na Turcji wywrze rosyjska polityka energetyczna zmusi Turcję do zajęcia takiego stanowiska.
Jeśli Mołdawia jest dowodem na granice analizy geopolitycznej, to Turcja jest potwierdzeniem tej analizy. Bardzo wiele mówi się o intencjach Turcji, ukrytych znaczeniach i konspirowaniu – niektóre z tych teorii są jeszcze sprzed dziesięcioleci. Nie to ma w dzisiejszej sytuacji znaczenia. Islam zamienił się miejscami z modernizmem w charakterze siły dynamizującej region, a Turcja będzie się musiała do tego dostosować. Jednak modernizm i sekularyzm wpisane są głęboko w społeczeństwo Turcji. Tych dwóch wątków nie wolno ignorować. Turcja jest mocarstwem regionalnym i będzie podejmować decyzje zarówno wobec swych przyjaciół, jak i wrogów. Decyzje te będą podejmowane w takich kwestiach jak dostępność energii, szanse gospodarcze i pozycje obronne. Intencje nie są nieważne, ale w przypadku Turcji nie są też decydujące. Nie jest to kraj aż tak stary, by nie móc się zmienić, ani też tak nowy, by móc uciec od pewnych sąsiedzkich nacisków. Mimo całej swej złożoności, wydaje mi się, że Turcja jest krajem przewidywalnym. Przejdzie przez okres potężnej niestabilności wewnętrznej i testów, na które nie jest gotowa, lecz koniec końców stanie się tym, czym kiedyś już była: wielkim mocarstwem regionalnym.
Subiektywnie mówiąc, lubię Turcję i Turków. Podejrzewam, że będę ich lubił mniej jak już staną się wielkim mocarstwem, ale są w uroczej sytuacji, w której Stany Zjednoczone były po Pierwszej Wojnie Światowej. Z czasem globalne potęgi i wielkie mocarstwa tracą swój urok pod presją żądań niezadowolonego świata; stają się zatwardziałe i szorstkie. Turcy nie są jednak dziś ani zatwardziali, ani szorstcy, lecz przed nimi są takie trudności, które idą w parze z sukcesem, a te rozwiązuje się najtrudniej.
W sprawach wewnętrznych, AKP próbuje powiązać ze sobą dwie tureckie rzeczywistości. Nikt nie chce wybrać jednej z nich i w ten sposób rządzić krajem. Te czasy już minęły. Pozostaje kwestia jak je pogodzić. Jak na tę chwilę, kwestią najtrudniejszą jest to jak doprowadzić do tego, że sekularyści zaakceptują fakt, że są w Turcji znaczną, ale jednak mniejszością. Podejrzewam, że żądza odzyskania władzy zmotywuje ich do tego, by spróbować wyciągnąć dłoń do religijnych, choć na razie kwestię tę pozostawili AKP.
Jeżeli chodzi o politykę zagraniczną, AKP repozycjonuje oczywiście Turcję w stronę świata Islamu, choć świat ten jest głęboko podzielony wieloma przecinającymi się nurtami i wieloma rodzajami reżimów. Dystans między Marokiem a Pakistanem to nie jedynie kwestia odległości przestrzennej, a repozycjonowanie się w stronę świata islamskiego to kwestia bardziej tego, kto będzie wrogiem, a nie kto będzie przyjacielem. To się zresztą tyczy całego świata.
Wyjeżdżam z Turcji przejęty tym, ile sznurków ma Turcja do połapania. Nie wolno bagatelizować spięć między sekularystami, a osobami religijnymi. Zniechęcające są spięcia wewnątrz obozu religijnego, a te między Turcją miejską a wiejską są znaczne. Spięcia między Turcją i jej sojusznikami i sąsiadami są zasadnicze, nawet jeśli AKP zdaje się to bagatelizować. Może się wydawać, że Turcja nie da rady przebić się przez te problemy i wybić na pozycję wielkiego mocarstwa. Lecz geopolityka podpowiada mi, że tak się właśnie musi stać. Wszystkie narody mają swoje głębokie podziały. Lecz Turcja jest zrozumiałym narodem i silnym państwem. Ma zalety geograficzne i gospodarcze, no i leży w regionie, gdzie te dwie charakterystyki są pożądane. Daje to Turcji relatywną władzę i absolutną siłę.
Nadchodzące dziesięć lat będzie dla Turcji okresem wygodnym. Oczywiście będą problemy i przejścia, dosłownie i w przenośni, lecz wydaje mi się, że odpowiedź na pytanie, z którym tu przyjechałem jest następująca: Turcja ani nie chce konfrontować się z Rosją, ani nie chce być od niej zależną. Tych dwóch potrzeb nie da się zaspokoić bez spięcia z Rosją. A jeśli do spięcia dojdzie, dojdzie również do uwspólnienia interesów z Intermarium, wbrew Turcji, oczywiście. Jednak historia pokazuje, że intencje, zwłaszcza te dobre, rzadko dokonują przełomu.
George Friedman
STRATFOR
221 W. 6th Street, Suite 400
Austin, TX 78701 US
www.stratfor.com
Opracował:
Wojciech Włoch
1. Chasydzi to wyznawcy religijnego żydowskiego ruchu o charakterze mistycznym, przypis tłumacza na podstawie danych z www.wikipedia.org.
2. Jesziwa to szkoła talmudyczna dla nieżonatych studentów, przypis tłumacza na podstawie danych z www.wikipedia.org.
3. Szariat to prawo, które kieruje życiem obu głównych odmian Islamu regulując zwyczaje religijne, organizację życia politycznego i prywatnego wyznawców, przypis tłumacza na podstawie danych z www.wikipedia.org.
4. Wahhabici to wyznawcy Wahhabizmu – islamskiego ruchu religijnego nawołującego do pierwotnej jego prostoty i surowości obyczajów, przypis tłumacza na podstawie danych z www.wikipedia.org.
5. Konfederacja Międzymorza, przypis tłumacza
“This report is republished with the express permission of STRATFOR.