Honorary Bobby Cann Way u zbiegu Clybourn i Larabee. Płot przy ulicy Clybourn Avenue przypominał wczoraj artystyczną instalację z zawieszonymi bukietami kwiatów, rowerami i zdjęciami uśmiechniętego młodego człowieka. Niestety okazja do spotkania się setki przyjaciół Roberta Canna nie była radosna.

Pięć miesięcy temu „Bobbiego” jadącego rowerem po ulicy zabił pijany kierowca. Cann był znanym działaczem ruchu rowerzystów i zwolennicy zdrowego oraz  ekologicznego przemieszczania się postanowili uczcić jego pamięć ustanawiajac część Clybourn ulicą Roberta Canna.

Takich brązowych tablic jest w Chicago mnóstwo, mają swoich bohaterów kawałki ulic w każdym punkcie miasta. W  zależności od dzielnicy i mieszkających tam grup etnicznych czy społeczności, patronami są wielkie postaci historyczne lub lokalni zasłużeni dla danej grupy mieszkańców. Stąd swój kawałek ulicy Milwaukee przy Devon ma… hot dog, który jest symbolem okolicznego legendarnego baru Superdawg. Dla Polaków najważniejsze są oczywiście ulice, których kawałkom  patronują nasi rodacy, a jest ich niemało: z przepiękną nadbrzeżną Solidarity Drive przy pomniku Tadeusza Kościuszki, ulicą naszego papieża John Paul II Drive (Brihgton Park, zbieg California i Archer), skrzyżowaniem Central i Belmont (Lech Kaczyński Way), Milwaukee Avenue przy cmentarzu w Niles (Wojciech Seweryn Drive ), Sophie Madej Street w  Wicker Park i Pat Sajak Anenue na czele.

Wracając do Canna i Chicago to takich dwudziestoparolatków jak ofiara majowego wypadku entuzjastów jednośladów na pedały jest już u nas ogromna liczba. “Wietrzne Miasto” samo z siebie, ale i dzięki działaniom burmistrza Rahma Emanuela zamienia się w rowerową potęgę. Budowana jest sieć setek mil rowerowych ścieżek, otwarto wielką wypożyczalnię tych pojazdów, na jezdniach wydzielono specjalne pasy ruchu. Tyle że ulic nie poszerzono i trwa śmiertelny wyścig pojazdów mechanicznych wszelkiego rodzaju z rowerzystami, w którym „ekologiczni” oczywiście nie mają szans. Dlatego uważajcie Państwo na prowadzących ciche jednoślady. Jak podał miejski Departament Transportu w latach 2005-2010 w Chicago doszło do prawie dziewięciu tysięcy (!) wypadków, w których ranni zostali cykliści. Zginęło 32 rowerzystów, zdecydowana większość zdarzeń miała miejsce w północno-zachodniej części miasta i w centrum. W całych Stanach Zjednoczonych w pierwszej dekadzie nowego tysiąclecia w wypadkach na drogach zginęło prawie 7 tys. rowerzystów i na poprawę sytuacji nie wpływają nawet coraz wyższe kary za spowodowanie kolizji z jednośladem. Ekspansji rowerzystów nic jednak nie powstrzyma i stąd apel o ostrożność podczas jazdy. Patrzmy w lusterka! Pamiętajmy o “szarej strefie” w widoku w bocznym lusterku! Nie dopuśćmy do kolejnej tragedii.

Sławomir Sobczak

meritum.us