Przyczyna paraliżu Ameryki tkwi w osobowości prezydenta Obamy – mówi francuski politolog.
Nie widać końca kryzysu budżetowego w USA. Wygląda to jak farsa, której przygląda się cały świat. Jaki ma to wpływ na wizerunek Stanów Zjednoczonych i tak już mocno nadszarpnięty?
Guy Sorman, analityk nowojorskiego Manhattan Institute: – To wewnętrzny problem USA. Świat zewnętrzny to tak naprawdę mało interesuje i, szczerze mówiąc, nie powinno. Jest pewne zamieszanie w związku z rolą, jaką odgrywa gospodarka amerykańska na świecie. Ale jak widać, amerykańska gospodarka ma się nieźle, co zawdzięcza nie tyle rządowi, ile własnej prężności i żywotności.
Kto ponosi jednak odpowiedzialność za farsę?
– Cała amerykańska polityka opiera się na kulturze negocjacji i umiejętności osiągania kompromisu. Obama jest jednak prezydentem wyjątkowym, który wyłamuje się z tego rodzaju tradycyjnych ram. Wielu polityków, w tym także w Partii Demokratycznej, uważa, że powinien brać przykład ze swych poprzedników, którzy wiedzieli, jak rozwiązywać problemy. Obama jest inny. Zasadnicze pytanie brzmi obecnie: jaka będzie ta prezydentura przez pozostałe trzy lata tej kadencji.
Ma za sobą większość społeczeństwa.
– To mało znaczy. Amerykanie nie mają wysokiego mniemania o politykach. Dotyczy to także Kongresu. Tak już jest od dawna i jest to swego rodzaju amerykańska tradycja. Rezultatem obecnego kryzysu będzie dalsze pogorszenie wizerunku polityków, obecnie zwłaszcza z Partii Republikańskiej, ale nie tylko. Ludzie mają dość przeciągania liny i klasy politycznej, która w tym uczestniczy. To wojna na wyniszczenie pomiędzy prezydentem a republikanami. Jako że wybory w USA odbywają się co dwa lata, wszyscy mają na względzie jedynie korzyści, jakie można odnieść w następnej elekcji. Przyczyną nieustępliwości Obamy jest chęć osłabienia republikanów w obliczu przyszłorocznych częściowych wyborów do Kongresu.
Jednak kością niezgody nie jest budżet, lecz reforma ubezpieczeń społecznych znanych jako Obamacare. To ma być historyczny wkład prezydenta w modernizację Ameryki, więc trudno mu ustąpić w tej sprawie, czego żądają republikanie w zamian za uchwalenie budżetu.
– Obama przejdzie do historii przede wszystkim jako prezydent o korzeniach afrykańskich. Amerykanie sprzeciwiają się Obamacare, gdyż ustawa narzuca pewne zachowania, czego obywatele USA genetycznie nienawidzą. Po drugie cały system jest ogromnie skomplikowany, co dodatkowo w warunkach amerykańskiego federalizmu utrudnia jego funkcjonowanie. Nie będzie więc działał jak zapisano w spornej ustawie. Niewykluczone, że po koniecznych poprawkach powstanie w Stanach narodowy system ubezpieczeń. Obama będzie pamiętany jako prezydent, który czynił wielkie wysiłki, aby do tego doprowadzić.
Są obawy, że w wyniku sporu będą opóźnienia w transferach zagranicznej pomocy, chociażby dla Izraela. Czy nie jest to sygnał dla świata, że jeżeli USA nie są w stanie rozwiązać swych wewnętrznych problemów, zakładnikami stają się niektóre państwa czy regiony?
– Izrael nie jest sprawą amerykańskiej polityki zagranicznej. To jak najbardziej problem wewnętrzny. Nie sądzę, aby pomoc dla Izraela była zagrożona, bo działa potężne lobby nie tylko żydowskie, ale i Kościołów ewangelickich. Problemem jest Syria. Prezydent nie wykazał się tu stanowczością. Najpierw groził interwencją, potem się wycofał, pozwalając Władimirowi Putinowi na rozwinięcie inicjatywy. To jest właśnie niepokojący sygnał dla świata. Byłem niedawno w Korei Południowej, gdzie wyrażano głośno wątpliwości co do wiarygodności amerykańskiej polityki zagranicznej. Podobnie jest w wielu krajach, zwłaszcza tych, które odczuwają presję Rosji czy Chin. Ma to związek z osobowością Obamy, który jest w gruncie rzeczy pacyfistą i tym także różni się od swych poprzedników.
Czy Chiny, będące w posiadaniu jednej czwartej zagranicznego długu USA, mogą wykorzystać obecny paraliż i wywrzeć określoną presję na Stany Zjednoczone?
– Nie jest to możliwe. Nie tylko dlatego, że wierzyciel jest w gorszej sytuacji niż dłużnik, któremu pożyczył sporo pieniędzy. Chiny nie mają wyjścia. Mogą jedynie nadal kupować amerykańskie obligacje rządowe. Kilka lat temu Pekin starał się lokować swą nadwyżkę finansową w obligacjach europejskich, ale kłopoty euro zahamowały ten proces. Gospodarka Chin jest w przeważającej części zależna od rynku USA. Było to bardzo widoczne w 2008 r., gdy na skutek kryzysu finansowego w USA i spadku konsumpcji niedługo później zamykane były fabryki w Chinach.
Piotr Jendroszczyk
Rzeczpospolita